Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tutaj trafiają bezdomni i profesorowie. 10 tys. "odwiedzin" w izbie wytrzeźwień (FILM, ZDJĘCIA)

Ewa Wilczyńska
Rekordzista na ul. Sokolniczej był w zeszłym roku 312 razy. Nocleg do najtańszych nie należy, bo za pobyt trzeba zapłacić 300 złotych. Znaczna część odwiedzających jest jednak niewypłacalna. Ale do Wrocławskiego Ośrodka Pomocy Osobom Nietrzeźwym, bo tak obecnie nazywa się izba wytrzeźwień, trafiają przedstawiciele różnych profesji. Zdarza się profesor albo opiekunka, noc spędzi tam zbłąkany po imprezie student. Coraz częściej do ośrodka przywożone są także kobiety. A te potrafią być wyjątkowo agresywne.

- Zgadnijcie, ile osób musiało przypinać pasami do łóżka młodą kobietę o drobnej posturze - pyta Stanisław Grzegorski, dyrektor Wrocławskiego Ośrodka Pomocy Osobom Nietrzeźwym. Trzy? Cztery? Dwa razy tyle - osiem. Ta była jednak nie tyle pod wpływem alkoholu, co dopalaczy. Pasy to jednak ostateczność. To, że ktoś przeklina i kopie w drzwi to jeszcze nie powód, żeby go izolować. Dodatkowe środki ostrożności stosowane są dopiero wtedy, gdy pijany zaczyna być zagrożeniem dla siebie lub innych.

Zresztą to właśnie jedna z przyczyn do znalezienia się w izbie wytrzeźwień. Druga to powodowanie zgorszenia. Do tego dochodzi jeszcze przynajmniej 0,5 promila we krwi i reakcja policji albo straży miejskiej gotowa. Stanisław Grzegorski zastrzega, że jeżeli osoba jest przytomna, to funkcjonariusze częściej odwożą ją po prostu do domu. Tam jednak musi być ktoś, kto się nią zaopiekuje.

W izbie wytrzeźwień przez całą dobę dyżuruje lekarz, oprócz tego znaczna część opiekunów to ratownicy medyczni. Na 12-godzinnej zmianie jest zawsze około 8 osób. Pracy im nie brakuje. W zeszłym roku ośrodek zanotował ponad 10 tys. odwiedzin. Niektórzy są już dobrze znani personelowi, wracają po kilkadziesiąt razy. 380 nazwisk widnieje w statystykach w kategorii przynajmniej trzech pobytów w izbie. Rekordzista w zeszłym roku był tam 312 razy. Bezdomny nie jest, ale pieniędzy, by zapłacić też nie ma.

Można liczyć na zupkę chińską
Bo bezdomni traktowani są jako osobna kategoria przyjmowanych do ośrodka. Nie ciągnie się spraw sądowych i postępowań komorniczych, by ściągnąć z nich opłaty za pobyt. Tylko zwiększyłoby to i tak niemałe koszty tego przedsięwzięcia. Poza tym na żądanie mogą liczyć na przedłużenie pobytu z 24 do 36 godzin. Bo zimą izba to czasem ostatnie miejsce, w którym mogą spędzić noc i nie zamarznąć. Oprócz łóżka czeka na nich tu jeszcze zupka chińska - zdarza się, że jest ona ich jedynym ciepłym posiłkiem w ciągu dnia. Na 10 tys. odwiedzin prawie 3 tys. stanowią bezdomni.

CZYTAJ DALEJ: Tu trafiają profesorowie, studenci i opiekunki
Profesorowie, studenci i opiekunki
Listy najpopularniejszych profesji nie ma. Nie wszyscy podczas wypełniania kwestionariusza chcą podać swój zawód. Studentów w zeszłym roku było w izbie 170, a emerytów - 808. Zdarzy się i profesor, który po mocno zakrapianej konferencji zaśnie na ławce w parku. Bywają opiekunki, które zamknięte, zaczynają uderzać w drzwi, krzycząc, że muszą wracać do dzieci.

Uderzanie w drzwi to norma. Albo naciskanie przycisku alarmowego, który wzywa obsługę. Ta jednak ma podgląd na sale na kilkunastu kamerach, więc póki nie dzieje się w niej nic złego, to nie interweniuje. Tylko tych przypiętych pasami trzeba odwiedzać co 15 minut. Takie przepisy. A te regulują pobyt w izbie bardzo dokładnie.

Tożsamość ustalona? Można przyjąć
Na początku trzeba spisać dane delikwenta. Bez ustalenia tożsamości do izby przyjąć nie można. Ta jednak przez noc potrafi się zmienić. Poza tym rzeczy osobiste trafiają do depozytu. Pieniądze trzeba dokładnie podliczyć i opisać - ile było, którego nominału. To nowość, która jest efektem nowelizacji przepisów. Wydłuża trochę procedurę, ale to nie ta zmiana najmniej podoba się pracownikom ośrodka.

- Od stycznia musimy oddać opuszczającemu izbę alkohol, z którym został zatrzymany. Wcześniej mógł go odebrać dopiero po 7 dniach - tłumaczy Grzegorski. Przechowywane są wprawdzie tylko te butelki i puszki, które były zamknięte (z otwartych alkohol jest komisyjnie wylewany), ale i tak zdarza się, że po kilku godzinach, policja przywozi taką osobę z powrotem. Ba, niektórzy butelkę wódki potrafią wypić tuż pod ośrodkiem.

Do ośrodka można przyjść także po to, by przebadać się alkomatem. A ci, którzy trafiają tam na dłużej, nierzadko chwalą się swoimi wynikami. "Ile dzisiaj nabiłem" - pytają lekarza z szelmowskim uśmiechem. Za dawkę śmiertelną uważa się 3-3,5 promila alkoholu we krwi, wtedy też zazwyczaj zamiast do izby trafia się do szpitala na odtruwanie. Rekordzista miał 8,7 promila. Był nawet przytomny, lata picia zrobiły swoje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska