- Ten zespół ma być budowany stopniowo. Mimo to uważam, że już w pierwszym roku powinien o coś powalczyć - deklarował jeszcze przed sezonem zasadniczym prezes PGE Turowa Jan Michalski. Jego zespół powalczył. I to jak!
Ekipa, która została dobrana idealnie pod względem mentalnym, po wyeliminowaniu w ćwierćfinałowej batalii PBG Basketu Poznań mogła sobie śmiało odpuścić i wcześniej rozjechać się do domów, a potem na zasłużone wakacje. Słysząc jednak, jaka atmosfera panowała po wygranych meczach w szatni zgorzeleckiej drużyny, było to niemożliwe.
- Coś takiego nie przyszło nam nawet do głowy. Liczył się dla nas każdy kolejny mecz. Każde kolejne zwycięstwo nas nakręcało - powiedział środkowy PGE Turowa Robert Tomaszek.
Czarno-zieloni tak się nakręcili, że rozegrali maksymalną liczbę dziewiętnastu spotkań w fazie play-off. W międzyczasie prowadzili 3-2 w finałowej rywalizacji z bardziej doświadczonym rywalem z Gdyni. Ostatecznie jednak kluczową serię zgorzelczanie przegrali 3-4 i sięgnęli po srebrne medale.
W obozie ekipy z Dolnego Śląska były łzy, smutek i niedowierzanie. Trudno się dziwić, bo grający bez najmniejszej presji koszykarze ze Zgorzelca byli najbliżej wywalczenia mistrzostwa Polski w długoletniej historii klubu. Tak naprawdę o ich niepowodzeniu zadecydowały detale.
- Jestem bardzo dumny z postawy całej drużyny. W drugiej kwarcie decydującego meczu traciliśmy do przeciwnika aż 20 punktów. Zdołaliśmy jednak odrobić straty i Asseco Prokom musiał się bać o wynik do ostatnich sekund rywalizacji. W końcówce o naszym niepowodzeniu zdecydowały dwie zbiórki. To złamało nam kark. Nie wykorzystaliśmy szansy. Srebrny medal jest piękny. Jeśli jednak ma się taką szansę, aby wygrać złoto w swojej hali, to srebrny krążek nie smakuje tak bardzo - przyznał niepocieszony Tomaszek.
Smutku nie krył również jego kolega z zespołu Michał Gabiński.
- Jadąc do Gdyni, nie spodziewaliśmy się, że będzie nam łatwo. Byliśmy pewni, iż otoczenie nam nie pomoże. Szkoda, że na 50 sekund przed końcem meczu nie trafiliśmy kluczowego rzutu. Potem rywale z Asseco Prokomu zebrali dwie piłki w ataku. To zdecydowało o końcowym wyniku - mówił skrzydłowy PGE Turowa.
Jestem dumny z postawy całej drużyny. Zdołaliśmy odrobić straty do rywali, którzy do końca musieli bać się o wynik meczu
Srebro to nic nowego dla Bartosza Bochno, wychowanka klubu ze Zgorzelca, dla którego drugie miejsce było już czwartym takim osiągnięciem.
- Jesteśmy szczęśliwi ze srebrnego medalu. Jednak równocześnie jesteśmy nieszczęśliwi, że nie udało się zdobyć złota, które było przecież tak blisko. Gdybyśmy przegrali finałową serię w stosunku 2-4, bądź 1-4, to byśmy tego tak nie odczuwali, jak po tych siedmiu spotkaniach, w których stoczyliśmy tak wyrównaną walkę. Mimo wszystko, sezon 2010/2011 był dla nas bardzo udany - mówił Bochno.
Dla wielu obserwatorów PGE Turów, dzięki swojej ambicji i ogromnej woli zwyciężania, bardziej zasłużył na złoto. Mimo że nie powiodło się, w Zgorzelcu już się tym nie przejmują. W bieżącym sezonie mieli złotą drużynę, która dostarczyła kibicom ogromu radości.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?