Nie było żadną tajemnica przed meczem, że jednym z kluczy do zwycięstwa będzie zatrzymanie świetnie dysponowanej Ariel Atkins. 23-letnia Amerykanka w pierwszym spotkaniu półfinałowym pięciokrotnie trafiała za trzy punkty. W niedzielę nie miała jednak okazji zagrozić wrocławiankom, gdyż już w dziewiątej minucie meczu zniesiono ją z parkietu na noszach. W wyniku zderzenia z Laurą Juskaite upadła i uderzyła głową w parkiet, tracąc przytomność. Szczęśliwie później ukazała się informacja, że Atkins po przejściu koniecznych badań we wrocławskim szpitalu wróciła do Gorzowa. Jej występ w środowym spotkaniu stoi jednak pod dużym znakiem zapytania. Podobnie jak Annamarii Prezelj i Juliji Rytsikowej.
Trudno tu jednak mówić o „szczęściu w nieszczęściu”, gdyż gorzowianki pokazały, jak nadzwyczajny jest rozkład sił w ich drużynie. Bez Atkins na parkiecie, odpowiedzialność na swoje barki wzięły Sharnee Zoll-Norman (25 punktów, 6 zbiórek i 9 asyst) i Maryia Papowa (23 punkty i 10 zbiórek). To właśnie Amerykanka z Białorusinką będą kreować główne zagrożenie w środowym meczu.
Odpowiedzią wrocławianek będzie Cierra Burdick, która w obu spotkaniach, mimo ogólnej ofensywnej niemocy Ślęzy, zebrała double-double. Koszykarki z Gorzowa odrobiły zadanie domowe i skróciły Elinie Dikeoulakou przestrzeń w środku, zaś Taisiia Udokenko i Marissa Kastanek pokazały ledwie pierwiastek swoich możliwości. Sprawy w swoje ręce wzięła właśnie Burdick (18 punktów i 15 zbiórek), którą okrzyknięto MVP po stronie Ślęzy.
Poza słabą dyspozycją kluczowych zawodniczek, w oczy rzucały się inne problemy zawodniczek Rusina. Do kosza wpadło ledwie pięć rzutów za trzy, z 17 prób. Piłka kręciła się na obręczy i najczęściej nikt jej nie zbierał. Kiedy zaś wrocławianki wpadały pod kosz, brakowało konsekwencji i pomysłu, a czasem po prostu warunków fizycznych.
- Jedziemy na trudny teren, mamy dwie porażki, ale nie poddawaliśmy się przez cały sezon - mówił po meczu Rusin. - Jesteśmy nauczeni doświadczeniami z poprzedniego sezonu, że w play-offach wszystko jest możliwe i postaramy się, żeby nadal było - dodał trener, odwołując się do przegranego rok temu półfinału z Artego Bydgoszcz. Wrocławianki prowadziły w rywalizacji 2:0, by po trzech z rzędu porażkach odpaść.
- W tak krótkim czasie można poprawić tylko drobne, kosmetyczne rzeczy. Wszystko leży w strefie mentalnej i dyspozycji dnia - zaznaczył Rusin. - Nasza sytuacja jest jasna, ale myślę że część z nas przeżyło ją w drugą stronę i wiemy, że wszystko jest do odwrócenia. - dodał. Wrocławianki w środę będą musiały postawić wszystko na jedną kartę, by myśleć o piątym meczu u siebie.
Sensacja nie jest w planach
Maros Kovacik układa w tym momencie plan na finał. Choć jego podopieczne mają przed sobą jeszcze jedno spotkanie z Arką Gdynia, wszystko wskazuje na to, że będzie to jedynie dopełnienie formalności. Poprzednie spotkanie obu drużyn przebiegło w pełni pod dyktando koszykarek z Polkowic. Swoją klasę potwierdziła Temitope Fagbenle, która zakończyła spotkanie z dorobkiem 19 punktów i 8 zbiórek. Brytyjską koszykarkę wspierała w obwodzie Styliani Kaltsidou, dokładając 14 oczek.
W Arce natomiast więcej widać kłopotów, aniżeli pozytywów. „Zacięły się” Emma Cannon i Nia Coffey i choć Barbora Balintova nie zawiodła, w swoich poczynaniach często była osamotniona.
- Bardzo chcieliśmy wygrać, walczyliśmy, ale byliśmy zespołem słabszym - mówił po meczu Gundars Vetra, szkoleniowiec gdynianek. - Przez cały mecz graliśmy dobrą, agresywną defensywę. Jestem szczęśliwy, że mamy dwa zwycięstwa. Potrzebujemy jednak jeszcze jednego, aby awansować. Jeśli utrzymamy koncentrację to jestem dobrej myśli - wtórował swojemu przeciwnikowi Kovacik.
20240417_Dawid_Wygas_Wizualizacja_stadionu_Rakowa
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?