Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Trener Piątek zdradza kulisy rozstania z Mają Włoszczowską

Wojciech Koerber
Andrzej Piątek pracował z Mają Włoszczowską 12 lat. I dłużej już nie będzie
Andrzej Piątek pracował z Mają Włoszczowską 12 lat. I dłużej już nie będzie fot. janusz wójtowicz
Trener Andrzej Piątek zdradza nam kulisy rozstania z wicemistrzynią olimpijską, mówi, co się w tym duecie zepsuło.

Patrzę sobie z boku i myślę tak - wyniki były w tym sezonie nieco poniżej oczekiwań, a że mamy ważny rok przedolimpijski, Maja Włoszczowska nie wytrzymała i wzięła z Panem rozwód po 12 latach współpracy.
Wydarzenie rzeczywiście bez precedensu. Ale powiem panu, że wyniki ostatnich wyścigów w Kanadzie i USA w ogóle nie miały tu wpływu. Już wcześniej mogłem się spodziewać, że nastąpi rozstanie. Pojawiały się drobne nieporozumienia, ale ja do końca próbowałem to ratować, bo byłem przekonany, że nadal możemy osiągać wspólnie najwyższe cele. I śmiem twierdzić, że przy odrobinie wsparcia można było to uratować. Przecież wcale nie było tak źle.

To o co poszło?
Tak naprawdę od zeszłego roku Majka miała swoje spojrzenie na funkcjonowanie drużyny, na przygotowania do igrzysk. Ja się z nim nie zgadzałem i powstały pewne nieporozumienia.
Widać, chcieliście dotrzeć do Londynu dwoma różnymi szlakami. Co to były za pomysły Mai?
Przede wszystkim Majka, będąc zawodniczką Klubu Polska Londyn 2012, od jakiegoś czasu chciała się przygotowywać do igrzysk indywidualnie. Ja jestem dyrektorem grupy CCC Polkowice oraz trenerem kadry narodowej. Zatem zależało mi na przygotowaniach wszystkich zawodniczek. Decydując się na przygotowania tylko jednej, istnieje chociażby ryzyko kontuzji i mamy po igrzyskach. Przygotowując 5-osobową grupę, takiego ryzyka nie ma. Przecież w kontekście igrzysk w Londynie nie tylko Maja ma szansę walczyć o medal. Nie boję się powiedzieć, że również Ola Dawidowicz czy Ania Szafraniec mogą to zrobić. Paula Gorycka, przy tym, jak się rozwija, ma realne szanse na pierwszą ósemkę. Poza tym, funkcjonując w grupie Maja nic nie traciła.

Kto i w jaki sposób poinformował Pana o końcu współpracy z grupą CCC?
Rozmawiałem z prezesem Krzysztofem Korsakiem, rozstaliśmy się za porozumieniem stron.

Często rozmawialiście z Mają o Waszych różnych wizjach przygotowań do igrzysk oraz funkcjonowaniu grupy?
Tak, wielokrotnie. Zresztą sam powiedziałem Mai, że nie może tak dalej być, że trzeba podjąć jakieś decyzje. I warianty były trzy. Pierwszy - że jest w drużynie i dostosowuje się do zasad obowiązujących w grupie. Drugi - że idzie swoją drogą w ramach Klubu Polska Londyn 2012, a ja z nią. Wtedy jednak poszkodowane byłyby cztery pozostałe zawodniczki, bo zostałyby same. Wreszcie trzeci - że idzie sama, jak typowy zawodowiec, który podpisuje kontrakt, a sponsor i szefowie wyznaczają mu cele. Wybrała wariant trzeci.

Myśli Pan, że zawodniczka dobrze na tym wyjdzie?
Nauczyłem ją warsztatu kolarskiego od początku do końca. Ona umie wszystko i ma możliwości, takie cechy psychofizyczne, które pozwalają wygrywać największe imprezy, z igrzyskami w Londynie włącznie.

Czy Maja Włoszczowska zmieniła się w ciągu ostatnich dwóch, trzech lat?
Faktycznie, gdzieś mniej więcej od igrzysk w Pekinie zaczęły następować zmiany.

To jaka była, a jaka jest?
Zawodnicy dorastają, zmieniają się często pod wpływem wyników, innych czynników. Nasze wizje przygotowań zaczęły się różnić, a ja nie będę podpisywał się pod czymś, do czego nie jestem przekonany. Moja filozofia prowadzenia kadry czy grupy zawodowej od 2001 roku skutkowała tym, że co sezon z każdych mistrzostw świata wracaliśmy przynajmniej z jednym medalem, więc po co zmieniać coś, co dobrze funkcjonuje.

Ten argument nie przekonał Mai?
Nie. Miała jednak swój pogląd na przygotowania i funkcjonowanie drużyny. Ale to ja biorę odpowiedzialność za całość. Przed sponsorami i ministerstwem sportu, którzy na przygotowania Mai dają duże pieniądze i stwarzają warunki, jakich inni nam zazdroszczą. Gdy potrzebowaliśmy, prezes Miłek udostępniał nam nawet swój prywatny samolot, a nasza cała praca skutkowała ostatnio dwoma tytułami MŚ, dwoma złotymi oraz dwoma srebrnymi medalami ME, do tego brązem Pauli. Porównywalne wyniki w polskim kolarstwie mieliśmy chyba tylko za czasów Szurkowskiego. I nie jest tak, jak gdzieś Majka powiedziała, że wszystkie dziewczyny nie chciały już ze mną współpracować. To nie jest absolutnie prawdą.

Zdaję sobie sprawę, że Panu niezręcznie jest mówić o następcy i nowym opiekunie mistrzyni oraz całej kadry, Marku Galińskim. Ale zapytam. Wciąż czynny zawodnik to dobre rozwiązanie?
Moim zdaniem nie do końca. Marek wiedzę na pewno ma ogromną, był szkolony w kadrze narodowej przez kilkanaście lat, przeszedł wszystkie szczeble. Pytanie, na ile sobie poradzi, startując i wykonując wszystkie trenerskie czynności. Wszyscy będą się przyglądać.

W kolarstwie górskim obecność opiekuna potrzebna jest chyba na co dzień?
Mimo że wyedukowałem Majkę pod każdym względem, to w najważniejszych momentach sezonu, w czasie bezpośredniego przygotowania startowego do najważniejszych imprez sezonu, trener musi być na co dzień, na każdym treningu.

Musi Pan odbierać ostatnio mnóstwo telefonów. Z czym ludzie dzwonią?
Poznaję prawdziwych przyjaciół. Dzwonią sponsorzy, znajomi, deklarują, że pomogą, jeśli chciałbym stworzyć nową drużynę. Wszyscy się interesują, od piątku non stop rozmawiam przez telefon. Widać, że jest to duże wydarzenie.

Co zatem zamierza Pan teraz robić?
Chcę trochę odpocząć i dowiedzieć się, na czym stoję. Prezes Skarul mówi, że jakieś stanowisko w związku na pewno dla mnie znajdzie. Być może w przyszłości stworzę kolejną grupę zawodową MTB.

Żona się pewnie cieszy, że nie będziecie już małżeństwem na mejla, na telefon.
Na pewno chce, aby wszystko się wyjaśniło, bo moja sytuacja nie do końca jest określona. Na pewno też musimy odpocząć, pojechać na wczasy. Niewiele osób rozumie, co się działo w ostatnich latach, ile zdrowia i wysiłku włożyłem w przygotowania Majki i innych dziewczyn do najważniejszych imprez. Od Pekinu poprzeczka wisi bardzo wysoko. To cholerne obciążenie fizyczne i psychiczne. Z każdych mistrzostw świata czy Europy wrócić z medalem nie jest prosto. Majka miała na sobie presję kibiców, ale to ja brałem odpowiedzialność za wyniki nie tylko przed kibicami, ale przede wszystkim przed tymi, którzy dają pieniądze na szkolenie. Mai oraz całej drużyny. To ministerstwo sportu, CCC, gmina Polkowice i wielu innych sponsorów. Tylko ja wiem, ile mnie to kosztowało. Na koniec chciałbym podziękować właśnie tym wszystkim, którzy nas finansowali, bo bez ich wsparcia niewiele byśmy osiągnęli. Szczególnie dziękuję prezesowi Dariuszowi Miłkowi za stworzenie nam warunków, jakich nigdy wcześniej nie mieliśmy. To w dużej mierze dzięki panu Miłkowi w ostatnich dwóch latach osiągnęliśmy tak dużo. Dziękuję również wszystkim pracownikom MKS Polkowice. Bez ich wsparcia, głównie administracyjnego, trudno byłoby zajść tak wysoko.
Rozmawiał Wojciech Koerber

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska