Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Totalny odlot po dopalaczach". Pacjent zdemolował szpital przy Traugutta

Marcin Rybak
Wojciech Matusik/Polskapresse/zdjęcie ilustracyjne
Zatruty dopalaczami mężczyzna zdemolował pomieszczenie w oddziale ostrych zatruć wrocławskiego szpitala przy ulicy Traugutta. Zniszczył m.in. medyczny sprzęt. Sprawę bada policja.

Mężczyzna trafił do szpitala na ul. Traugutta we wtorkowy wieczór. Około 22.30 policja dostała zgłoszenie, że demoluje pomieszczenia. Funkcjonariusze musieli go obezwładnić a pracownicy szpitala unieruchomili go.
- Trwa postępowanie w sprawie o zniszczenie mienia - mówi Wojciech Jabłoński z biura prasowego dolnośląskiej policji. - Jest wybita jedna szyba, zniszczony sprzęt medyczny. Czekamy na szczegółowe szacunki strat. Będziemy też badać, jaka była przyczyna takiego zachowania pacjenta - dodaje rzecznik.

W szpitalu nie ukrywają, że mężczyzna jest jedną z ofiar tzw. „dopalaczy”. - Pacjent w ciągu dopalaczowym - mówi osoba ze szpitala. - Totalny odlot po dopalaczach - opowiada nam dodatkowo jeden z wrocławskich policjantów. - Wziął gaśnicę i zaczął demolować wszystko co było w jego zasięgu. Później został już przy nim stały posterunek policji.

- Zniszczenia są duże - przyznaję, ale już udało się nam je uporządkować - mówi ordynator Oddziału Ostrych Zatruć dr Krystyna Kochman. - Jesteśmy bezradni w takich sytuacjach - dodaje.

Na oddział szpitala przy Traugutta trafiają osoby zatrute dopalaczami z całego miasta. W maju - kiedy pisaliśmy o pladze „dopalaczy” zalewających Wrocław doktor Kochman mówiła nam, że w miesiącu trafia do nich nawet dwanaście osób zatrutych „dopalaczami”. Wspominała, że bywają bardzo agresywni.

Przeczytaj: Przegrywamy wojnę z dopalaczową plagą

- Musi się na nich położyć 4-5 osób, bo przywiązanie do łózek pasami nie pomaga. Stanowią zagrożenie dla samych siebie i dla nas. Ich stan jest ciężki, za każdym razem jest to akcja ratowania życia - opowiada pani doktor. Tymczasem liczba punktów sprzedających substancje odurzające - tak samo groźne albo i groźniejsze niż twarde narkotyki - gwałtownie rośnie.

Czytaj dalej: Sanepid jest bezradny. Właściciele dopalaczowego biznesu coraz lepiej przygotowani na wizyty urzędników
Sanepid, który powinien walczyć z plagą „dopalaczy” - jest bezradny. - Moja czternastoletnia córka jest uzależniona - opowiada kobieta, która niedawno zadzwoniła do naszej redakcji. - Bardzo schudła, zrobiła się agresywna - dodaje.

Dziewczyna - jak wynika z relacji matki - kupuje dopalacze w sklepie, na wrocławskim Śródmieściu. Sklepie, który już wiele razy odwiedzali policjanci i pracownicy wrocławskiego Sanepidu.

Problemem jest złe prawo. „Dopalacze” nie są traktowane jak narkotyki. To tak zwane „substancje zastępcze”. Sprzedawanie ich jest zabronione, ale nie jest przestępstwem tylko złamaniem przepisów prawa administracyjnego. Właściciele dopalaczowego biznesu nic sobie nie robią z sanepidu. Są coraz lepiej przygotowani na wizyty urzędników. - Wygląda to tak, że w sklepie przy okienku siedzi sprzedawca, który nie ma nic przy sobie. Ale w lokalu są automaty hazardowe. Koło automatu siedzi człowiek, który ma dopalacze - opowiada wrocławski policjant.

Czytaj też:
W sklepach sprzedawali marihuanę

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska