Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tokio 2020. Marek Kolbowicz o szansach na medale w wioślarstwie. „Chinki są na innych regatach. Tutaj o złoto walczyć się nie da”

Rozmawiał w Tokio Przemysław Franczak
Marek Kolbowicz, legenda polskiego wioślarstwa, do Tokio na igrzyska pojechał jako ekspert TVP
Marek Kolbowicz, legenda polskiego wioślarstwa, do Tokio na igrzyska pojechał jako ekspert TVP Andrzej Szkocki
- W przypadku czwórki podwójnej kobiet Chinki są na innych regatach. Tutaj się nie da. Przepraszam, że tak mówię, ale po prostu tak jest – mówi Marek Kolbowicz, jeden z dominatorów, złotych medalistów olimpijskich w wioślarstwie z Pekinu. W Tokio jest ekspertem TVP.

Wrócił pan na igrzyska w nowej roli i...
…emocje dały o sobie znać. W ogóle gdy zobaczyłem swoje nazwisko na liście rok temu, to pomyślałem, że ktoś sobie ze mnie żartuje. Ale wyszedłem z założenia, że niech to sobie płynie jak wioślarska łódź, wszystko może się zdarzyć. Każdy olimpijczyk jest nauczony, ze dopóki nie siedzi w samolocie, to nie jedzie na igrzyska. No, ale udało się. W momencie, gdy wszedłem na lotnisko i zobaczyłem część polskiej reprezentacji, serce prawie wyskoczyło mi z klatki piersiowej. Ubrani tak samo, różne dyscypliny, młodzi ludzie. Piękna sprawa.

Aż zatęsknił pan do starych czasów?
Aż zadałem sobie pytanie, czy znów chciałbym startować.

I jaka była odpowiedź?
Ha ha, że jednak nie. Bo byłoby pięknie założyć jeszcze raz koszulkę reprezentacji, dres, ale jednak wciąż pamiętam tamten wysiłek. O, mógłbym pojechać w roli trenera albo człowieka do mycia łódek. Może nawet ta druga funkcja byłaby najlepsza, moim zadaniem byłoby tylko, żeby łódź była czyściutka i wypolerowana. Żeby być członkiem tej reprezentacji, ale nie przeżywać znów wielkiego stresu.

Tym bardziej że w Tokio kontakt ze sportowcami jest dość utrudniony.
Właśnie. Jesteśmy innym światem, sportowcy sobie, my sobie. Chciałoby się ich wyściskać, porozmawiać, ale przestrzegamy przepisów. Najważniejsze jest bezpieczeństwo sportowców, trzeba na nich chuchać i dmuchać. Są jednak telefony, komunikatory. Wrócę jednak jeszcze do tych emocji, bo to dość wymowna historia. Nagrywaliśmy dla telewizji setkę na torze, usłyszałem podobne pytanie. I nie wytrzymałem, emocje puściły, musiałem założyć przeciwsłoneczne okulary. Proponowałem dubla, żeby nie było, że taka ze mnie beksa, ale byli zadowoleni z wyjściowego materiału.

Emocje za mikrofonem też są?
Przeżywam, ale to coś zupełnie innego niż perspektywa zawodnika. Brzuch nie boli z nerwów tuż przed startem tak, że nie możesz oddychać. Nie ma dwu-trzygodzinnego okresu do startu, gdy nie wiesz, co ze sobą zrobić. Nie przeżywasz tego, co ostatniej nocy przed zawodami. Ale na pocieszenie młodym sportowcom powiem, że w każdej z sześciu osad na starcie czują to samo.

Można powiedzieć, że dziedzictwo dominatorów trwa, we wtorek dwie osady czwórek podwójnych popłyną w finale i powalczą o złoto.
Nie pompujemy balona, bo to nie ma sensu. W przypadku czwórki kobiet Chinki są na innych regatach. Tutaj się nie da. Przepraszam, że tak mówię, ale po prostu tak jest i dziewczyny też zdają sobie z tego sprawę. Ale kwestia srebrnego medalu jest otwarta i tu swoją szansę mają Polki (Agnieszka Kobus-Zawojska, Marta Wieliczko, Maria Sajdak i Katarzyna Zillmann – red.), Niemki, Australijki. Poza tym bronimy brązu z Rio.

A jeżeli chodzi o męską czwórkę podwójną?
Markowa osada, na brzegu bije naszą starą na głowę. Gdybyśmy my mieli ten potencjał co oni, to bylibyśmy, jak ta kobieca chińska czwórka, tyle że wśród mężczyzn. Objeżdżalibyśmy innych na cztery długości, a na ostatniej pięćsetce można by wypić piwo. Oni są bardzo dobrze przygotowani motorycznie. Ponadto rytmizacja wiosłowania, zabieranie wody, balans tułowia - w pierwszym wyścigu, który zawsze jest trudny, wszystko się zgadzało. Jestem pod wrażeniem tej osady, już czas przestać gadać o dominatorach, niech pojawi się nowy król. Nas oczywiście nikt nie wykreśli z historii, więc chciałbym, żeby teraz nazwiska Czaja, Chabel, Pośnik i Barański były wymieniane przez dziennikarzy.

W półfinale popłynęli szybciej niż wy finale w Pekinie.
Akurat tego nie można porównać. Dziś jest inna średnica wioseł, które mają mniejsze opory powietrza, a to już na dzień dobry uciekają trzy-cztery sekundy.

Polskie wiosła płyną w dobrą stronę?
Tak. W dużym skrócie: idziemy szeroką ławą, nie zapominamy o młodzieży. Troszeczkę jeszcze kuluje praca w klubach i to na pewno przydałoby się poprawić. Tam przecież wszystko się zaczyna. Generalnie jednak, to co zaczęło się na igrzyskach w Barcelonie w 1992 roku, od pracy trenera Witolda Srogi oraz medali Kajtka Broniewskiego i czwórki ze sternikiem, jest rozwijane do dziś.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

20240417_Dawid_Wygas_Wizualizacja_stadionu_Rakowa

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Tokio 2020. Marek Kolbowicz o szansach na medale w wioślarstwie. „Chinki są na innych regatach. Tutaj o złoto walczyć się nie da” - Gazeta Krakowska

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska