Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

To miś nie złodziej. Prawdziwa historia o niedźwiedziu, który podróżował w beczce, czyli ułańska fantazja milionera z Moskwy.

Hanna Wieczorek
Rolnik Malofiejew spił niedźwiedzia do nieprzytomności i wysłał w beczce pociągiem do Moskwy.
Rolnik Malofiejew spił niedźwiedzia do nieprzytomności i wysłał w beczce pociągiem do Moskwy. pixabay
Dzisiaj chciałam opowiedzieć Państwu niesamowitą historię niedźwiedzia znalezionego w... wagonie pocztowym. I choć działo się to ponad sto lat temu, już wtedy losem miśka zainteresowało Towarzystwo Ochrony Zwierząt. A było to tak...

Drugiego stycznia 1904 roku w trasę wyruszył pociąg pocztowy numer 3 linii nikola­jewskiej (z Petersburga do Moskwy). Nocą, na stacji Wysznij-Wołoczek jakiś mężczyzna nadał na bagaż dużą beczkę o wadze trzech pudów i dziesięciu funtów (jeden pud to 16,38 kilogramów). Przesyłka miała zostać odebrana na końcowej stacji – w Moskwie.

Kiedy pociąg dojechał do Lichosławia i zaczęto wynosić z niego przesyłki, konduktor bagażowy zauważył, że beczka zaczęła się ruszać. Nie było wątpliwości, ktoś ukrył się w tym solidnych rozmiarów antałku. Kto? Przerażony konduktor był przekonany, że beczce musi siedzieć złodziej, który wymyślił taki sprytny sposób, by dostać się do wagonu bagażowego, a następnie włamać się do skrzyni z pieniędzmi i ograbić co cenniejszy bagaż.

Kudłaty złodziej

Konduktor zaczaił się więc i zaczął nasłuchiwać co też dzieje się w wagonie. Nie musiał długo czekać. Najpierw usłyszał ciężkie kroki, po nich trzask żelaznej skrzyni na pieniądze. Na koniec z grzechotem i stukotem upadło coś ciężkiego i masywnego, ale konduktor nie mógł się zorientować, co to dokładnie było.

W tym momencie wagon zatrzymał się na stacji Kulickiej, przerażony pracownik kolei podniósł alarm. Wezwał żandarmerię kolejową, strażników i całą załogę pociągu. Cały ten tłum skierował się w stronę wagonu bagażowego. Kiedy konduktor przekręcił klucz w zamku i otworzył drzwi, wszyscy głośno westchnęli i odskoczyli, byle dalej od wagonu. W kącie stał bowiem niedźwiedź, który zobaczywszy tłum gniewnie zaryczał. Momentalnie zamknięto drzwi, a pociąg z nietypowym bagażem odjechał w stronę Moskwy. Nie trzeba dodawać, że od stacji Kulickiej do samej Moskwy, żadna przesyłka nie opuściła pociągu pocztowego.

W stolicy błyskawicznie wezwano strażników i żandarmów, którzy mieli złapać rozdrażnione zwierzę. Polowanie przeciągało się, w końcu żandarmi wymyślili, żeby narzucić na niedźwiedzia płachtę ciężkiego brezentu. Udało się. Oszołomiony misiek dał się złapać i związać, można go więc było przetaszczyć do tymczasowego „więzienia”. Tam miał czekać na rozporządzenie władz kolejowych, które powinny zdecydować jaki będzie jego los lub na pojawienie się właściciela.

Kolejarze mogli się zabrać za wydawanie przesyłek, najpierw jednak dokładnie obejrzeli wagon bagażowy. Przy tych oględzinach okazało się, że miś, znudziwszy się siedzeniem w beczce, wyłamał z niej dno i, wyrwawszy się na wolność, zaczął spacerować po wagonie. Natknąwszy się po ciemku na skrzynkę z pieniędzmi, prawie wyłamał jej wieko. Potem na jego drodze stanął wielki przeciwpożarowy zbiornik z wodą. Niedźwiedź zebrał siły i go wywrócił. Połamał też wszystkie żelazne wiadra przeciwpożarowe. Rozlana woda ze zbiornika zamoczyła wiele przesyłek i kompletnie zalała całą korespondencję kolejową.

Milionerzy z Moskwy

Niedźwiedź w beczce przez kilka dni był prawdziwą gwiaz­dą prasową. Już 19 stycznia „Nowosti dnia” donosiły: „Mówi się, że niedźwiedź znaleziony w wagonie bagażowym pachniał mocno przypaloną wódką. Jej zapach unosił się w stodole, w której zamknięto go w pobliżu moskiewskiego dworca. Stąd wysnuto wniosek, że przed umieszczeniem bestii w beczce, pojono ją wódką, aż padła nieprzytomna z przepicia. To tłumaczy fakt, że bestia przez pierwszy odcinek podróży nie dawała żadnych oznak życia”.
Dziennikarze szybko też odnaleźli właściciela nieszczęsnego miśka. Okazał się nim nie kto inny, jak Mikołaj Pawłowicz Riabuszyński z rodziny moskiewskich milionerów.

A tak przy okazji, o Riabu­szyńskim wspominał nawet Lenin w artykule „Nauki kryzysu”. Znajdziemy tam takie zdanie: „Milionera char­kowskiego, Ałczewskiego, wypiera milioner moskiewski, Riabuszyński, który, jako zasobniejszy w kapitał, będzie jeszcze bardziej naciskał na robotników”.

Zresztą nie ma się co dziwić, rodzina Riabuszyńskich była nietuzinkowa. Założyciel dynastii pochodził z rodziny kupieckiej i otrzymał staranne wykształcenie, mówił po francusku, niemiecku i angielsku. W 1844 roku kupił sklep z tkaninami w Moskwie, a dwa lata później otworzył fabrykę sukna.
Jego synowie, Paweł i Wasilij rozszerzyli działalność przedsiębiorstwa, konsolidując zakłady produkcyjne w dużym kompleksie pod Wysznij-Wołoczek. W 1900 roku siedmiu synów nestora rodu przejęło kontrolę nad Bankiem Ziemi Charkowskiej, a w 1902 roku otworzyło własny dom bankowy, rozszerzając oddziały w całej północnej i zachodniej Rosji. W 1912 r. został on przekształcony w Bank Moskiewski. Najstarszy syn Paweł otworzył pierwszą fabrykę samochodów w Moskwie.

Rodzinna czarna owca

Mikołaj Riabuszyński, piąty z siedmiu braci, był rodzinną czarną owcą. Miał artystyczne ambicje. Amatorsko malował, jednak bardziej znany był jako kolekcjoner i filantrop. Złośliwi twierdzili, że kolekcjonował przede wszystkim... skandale.
W 1900 roku bracia usunęli go z rodzinnej firmy za sprzeniewierzenie kapitału . Pięć lat później sprzedał swoje udziały w rodzinnej spółce bawełny i sfinansował w ten sposób wydanie czasopisma „Złote Ruiny”, które stało się centralnym wydawnictwem rosyjskiego symbolizmu.

Cała Moskwa przez pewien czas ekscytowała się budową jego willi w Parku Pie­trowskiego. Surowa fasada neoklasyczna ukrywała osobliwe wnętrza, zachwycała współczesnych swoim egzotycznym luksusem. Stylizowany wizerunek czarnego łabędzia ozdobił meble na zamówienie, zestawy porcelany, kryształy, szklanki zamówione we Włoszech z najlepszego szkła Murano. Czarny łabędź przysiadł też na szczycie willi.

Mikołaj Riabuszyński miał artystyczne ciągoty. Jednak bardziej znany był z kolekcjonowania skandali.

Mikołaj Riabuszyński nosił się z zamiarem hodowania lwów i tygrysów w ogrodowej menażerii, ponieważ, jak twierdził, wiele łączyło go z tymi zwierzętami. Jednak policja nie zgodziła się na budowę prywatnego zoo.

Przyjęcia wydawane w „Czarnym Łabędziu” były słynne w całej Rosji. Na przykład podczas jednej z biesiad przy stołach rozstawionych pod jabłoniami skakały, czołgały się i fruwały mechaniczne koniki polne, żaby, motyle, jaszczurki. Zabawki te zostały specjalnie z tej okazji sprowadzone spoza granic Rosji.

Niestety, willa została poważnie uszkodzona przez pożar w 1915 roku. Później odkupił ją, a może wygrał w karty, naftowiec i przyjaciel Riabu­szyńskiego – Leon Mantaszew.

Wóćmy do niedźwiedzia. Okazało się, że Mikołaj Riabu­szyński postanowił zrobić wyborny żart modnej wówczas artystce – Magdalinie Wiktorownej Dalskiej. Milioner obiecał jej prezent ze wsi. I wysłał podarek – niedźwiedzia w beczce.

Jak pisał korespondent „Nowosti dnia”: „Byłby to wyborny żart, gdyby beczka bez przeszkód została dostarczona do miejsca przeznaczenia. Gdyby Dalska otworzyła ją i zamiast wonnych olejków na dywan wypadłby niedźwiadek. Ile byłoby śmiechu, dowcipów i rozmów! Pomysł jest bardzo oryginalny i ... świetny. Niestety niedźwiedź obudził się za wcześnie i zepsuł efekt żartu.

Mniej zachwycone dowcipem było moskiewskie towarzystwo ochrony nad zwierzętami. Jego członkowie uznali, że wysyłanie niedźwiedzia pociągiem pocztowym w beczce to okrucieństwo i zwrócili się do sądu o zbadanie sprawy i pociągniecie właściciela zwierzaka do odpowiedzialności karnej.

Cała Moskwa ogląda miśka

„Russkoje słowo” mniej się emocjonowało plotkami z wyższych sfer, bardziej losem niedźwiedzia trzymanego w szopie przy Dworcu Nikołajewskim. 19 stycznia gazeta ta donosiła: „Całe miasto nagle zainteresowało się niedźwiedziem. Wszędzie i wszyscy mówią o nim. I nie tylko mówią, ale są spragnieni przerwy w codziennych zajęciach, by na własne oczy zobaczyć tę bestię. Przez dwa dni Dworzec Nikołajewski był odwiedzany przez tak wielu, którzy chcieli zobaczyć niedźwiedzia, że tylu ich nie zawędruje do ogrodu zoologicznego przez dziesięć lat. Od rana do wieczora ludzie krążą wokół niedźwiedzia.

To nie jest szary tłum zwykłych ludzi. Niedźwiedź przyciąga widownię różnorodną, od ludzi ubranych w sobole i bobrze futra, po podejrzanie wyglądających osobników”.

Dwa dni później ta sama gazeta poinformowała, że Mikołaj Riabuszyński nie stawił się osobiście na stację, wysłał tam swojego menadżera – pana Kulgaczowa. Jednak rachunek wystawiony przez władze kolejowe za wybryki niesfornego niedźwiedzia wydał się mu zbyt wysoki. Kulgaczow odmówił zapłaty, wierząc, prawdopodobnie, że Riabuszyński nie chciałby zatwierdzić takich wydatków.

Miś na aukcji

Wobec takiej postawy właściciela misia, kolej zdecydowała się przeprowadzić aukcję. Zainteresowanie licytacją było olbrzymie: zebrało się kilkaset osób. Ale z tego całego ogromnego tłumu, chętnych do podbijania stawki było tylko pięć osób. W końcu jednak okazało się, że aukcja nie jest potrzebna. Kulgaczow zapłacił kolei rachunek opiewający na 126 rubli i 28 kopiejek, więc wydano mu niedźwiedzia. Następnie wsadził miśka do beczki, owinął go w plandekę i zabrał z Dworca Nikoła­jewskiego. Na tym sprawa się jeszcze nie skończyła.

Niedźwiedziem spojonym wódką i wysłanym w podróż pociągiem zainteresował się sędzia Sądu Najwyższego Wołoczek. Sprawę wytoczono z inicjatywy Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami. Jak się okazało pozwanym nie był milioner Riabu­szyński, a jeden z jego pracowników, rolnik Malofiejew. To on właśnie wpadł na pomysł, aby spić niedźwiedzia i przetransportować go w beczce do Moskwy. Sąd skazał Malofiejewa na karę grzywny w wysokości 25 rubli, w przypadku niewypłacalności – na 5 dni aresztu.

Tragedia Magdaliny Dalskiej

Gazety nie sprawdziły co się dalej działo z niedźwiedziem, który miał być prezentem dla Magdaliny Dalskiej.

Mikołaj Pawłowicz Riabu­szyński wyjechał z Rosji do Francji w 1920 roku. Na emigracji, w Monte Carlo, zorganizował galerię sztuki „Błękitna róża”. Jego partnerami byli znani amerykańscy przemysłowcy Morgan, Rockefeller, a także Vanderbilt. Zmarł trzydzieści jeden lat później w Nicei. „Czarnego łabędzia” zajął okręgowy oddział Czeka (teraz jest tam bank). W willi czekiści odkryli zbiór ikon Riabuszyńskiego, który uzupełnił ekspozycję Galerii Trietia­kowskiej.

Znacznie mniej szczęścia dopisało Magdalinie Dalskiej. Nie ma co ukrywać, talent miała przeciętny, ale była bardzo piękna i, jak twierdzili współcześni, to dzięki urodzie stała się sławna. Zaczynała od występów w kawiarniach, później została divą operetkową, a specjalizowała się w cygańskich pieśniach. Podbiła Petersburg, a potem Moskwę. W młodości otaczana była luksusem, obdarowywana prezentami przez wielbicieli. Jej szaleństwo i ekstrawagancja stały się wręcz legendarne.

Jej śmierć była równie sensacyjna jak życie. Starzejąca się aktorka znalazła zatrudnienie w teatrze objazdowym, który w 1911 roku występował na dalekiej Północy. Kiedy trupa zawitała do Czyty (miasto w Kraju Zabajkalskim) Dalska zamieszkała w hotelu „Dauria”.

Pewnego wieczora diva zjadła obiad w towarzystwie syna kupca Orlikowa, który mieszkał w tym samy hotelu. Około północy Dalska w swoim pokoju postrzeliła Orlikowa w ramie. Później wysłała służącą po młodego aktora, kolegę z teatru. Do niego także strzeliła i raniła go śmiertelnie.

Aktorkę aresztowano i osadzono w więzieniu. Jej moskiewscy przyjaciele uzbierali 2000 rubli na kaucję, której zażądał sąd. I choć Dalska wyszła na wolność, pozostało jej niewiele życia. Zmarła kilka miesięcy później na gruźlicę, na którą zapadła w więzieniu.
Sprawa Dalskiej jest dość tajemnicza, ponieważ pierwsze doniesienia prasowe mówiły, że do Czyty wyjechała na wycieczką i mieszkała razem ze znajomą. Na dodatek została okradziona na znaczną sumę. „Myśl Syberyjska” donosiła, że skradziono jej torbę z brylantami i złotymi przedmiotami. Dopiero później pojawiają się informacje o jej występach i dwóch synach, którzy mieli z nią mieszkać. Nigdzie nie ma natomiast informacji czy zabójstwo było związane z tą kradzieżą.

Przy pisaniu tekstu korzystałam z artykułów opublikowanych na stronie starosti.ru

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska