Ona ma dziś 25 lat. On jest cztery lata starszy. Jak mówiła w sądzie Dagmara – byli parą. Jak działali? Brali od swoich klientów pożyczki. Obiecując zainwestowanie tych pieniędzy i spore zyski. Znacznie większe niż na bankowej lokacie. Działali od października 1011 do października 2012 roku. Wtedy - w zależności od rodzaju lokaty – banki oferowały od 4 do najwyżej 7 procent odsetek. A klienci firmy Piotra G? Pan Michał zeznał w sądzie: „Była to jakaś forma inwestycji (…). Wysokość zysku była opisana w umowie, było to 30 procent”. Pan Michał – z tego co mówił – swoje pieniądze otrzymał. Ale nie wszyscy klienci byli w tak samo dobrej sytuacji.
Andrzej Z.: „Pożyczyłem oskarżonym pieniądze w celach inwestycyjnych. Nie oddano mi kapitału w wysokości 80 tysięcy złotych oraz odsetek”. Oskarżony nie mówił im szczegółowo na czym polegać mają inwestycje. Pani Teresie i jej córce mówił tylko raz o jakichś pieniądzach, które mają przyjść z Chin. A Malwinie K. opowiadał o „dźwigni finansowej” ale w sądzie nie potrafiła wytłumaczyć o co miało chodzić. Z ustaleń śledztwa wynika, że za zebrane pieniądze firma kupowała akcje na giełdzie.
Prokuratura i sąd nie liczyły ile osób straciło swoje pieniądze a ile otrzymało zwrot kapitału i odsetek. Piotr i Dagmara nie byli oskarżeni o oszustwo tylko o nielegalną działalność bankową. Choć z treści wyroku wynika, że część klientów odzyskała całość z odsetkami niektórzy tylko część wpłaconych pieniędzy a byli i tacy – jak wspomniany Andrzej Z. - którzy nie dostali nic.
Na szczęście pokrzywdzonych nie było wielu. Przez rok działalności Piotr i Dagmara wzięli 31 pożyczek. Firma Piotra i Dagmary powstała w październiku 2011 roku a już rok później legnicka Izba Skarbowa zawiadomiła prokuraturę o swoich podejrzeniach co do jej działalności. Śledczy z Legnicy natychmiast zawiadomili Komisję Nadzoru Finansowego. Ta wpisała spółkę na „listę ostrzeżeń”. Tam znajdują się nazwy firm, którym Komisja nie radzi powierzać swoich pieniędzy.
Działalność pary z Legnicy przypomina głośne afery z firmą Amber Gold czy słynnym parabankiem Finroyal. Szef tej drugiej firmy odpowiada właśnie przed wrocławskim Sądem Okręgowym choć śledztwo prowadzono w Warszawie. I to na tyle nieudolnie, że straty wyliczono nie na 100 tysięcy a na 100 milionów złotych. A pokrzywdzonych jest 1716 osób.
Oskarżeni w czasie procesu przyznali się do winy. Piotr G. tłumaczył sądowi, że firma miała się zajmować doradztwem przy prowadzeniu biznesu. A pieniądze pożyczał „na działalność rozwojową i inwestycyjną firmy”. Przekonywał, ze wszyscy dostali swoje pieniądze i odsetki ale sąd – powołując się na zeznania świadków – nie uwierzył oskarżonemu.
Strefa Biznesu: Co dalej z limitami płatności gotówką?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?