Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

„Tata Kazika kontra Hedora”. Kazik Staszewski i Przemek Lembicz z Kwartetu ProForma o nowej płycie

Anita Czupryn
Wideo
od 16 lat
Nie rozklejam się przy tekstach ani swoich, ani niczyich. Ale tu parę razy gęsią skórkę czułem. To znaczy, że dzieje się coś poważnego - Kazik Staszewski i Przemek Lembicz mówią o najnowszej płycie „Tata Kazika kontra Hedora”.

„Tata 2, Tata Kazika, niedługo przyjdzie pora… Tata Kazika kontra Hedora” - ten tekst znamy z utworu „12 groszy”. Po 10 latach, można rzec, słowo stało się ciałem, bo właśnie wyszła Wasza płyta „Tata Kazika kontra Hedora”. Tamte słowa były świadome, czy wyszło spontanicznie?
Kazimierz Staszewski: Świadomość nie wyklucza spontaniczności i odwrotnie. Jeszcze zanim rozpoczęliśmy próby, Przemek rzucił pomysł, aby płyta, która będzie dopiero komponowana, nazywała się „Tata Kazika kontra Hedora”. Pomysł upadł, jako prześmiewczy i nie bardzo pasujący do konwencji i koncepcji. Potem zaczęły się prace nad repertuarem i temat tytułu płyty powrócił dopiero przy okazji projektowania okładki. Chciałem, aby było widoczne wyraźne rozgraniczenie - że nie jest to kontynuacja tych dwóch pierwszych płyt, czyli „Tata Kazika” i „Tata 2”, bo w tamtych przypadkach mieliśmy do czynienia z całym materiałem muzycznym nagranym na taśmach, no i z Kultem, z którym te piosenki przearanżowaliśmy. W tym przypadku mieliśmy tylko i wyłącznie teksty, do których z Kwartetem ProForma skomponowaliśmy muzykę. A zatem był to inny sposób i inny rodzaj pracy.

Przemek Lembicz: No i zespół był inny.

K.S.: To prawda. Pomyślałem jednak, że z drugiej strony dobrze by było puścić oczko do publiczności, że to jest jednak kontynuacja. Chodziło mi o to, aby podkreślić, że trzymamy się tekstów Stanisława Staszewskiego. Miała być okładka ze zdjęciami archiwalnymi taty, innymi niż były na wcześniejszych płytach, ale strona graficzna miała być w tym samym stylu. Okazało się, że jest deficyt starych zdjęć z tatą. Arek Szymański znalazł moje zdjęcie, na którym jestem bardzo podobne do zdjęcia zamieszczonego na płycie „Tata 2”. Zrodził się więc pomysł, żeby na płycie były zdjęcia moje i zespołu Kwartet ProForma, stylizowane na te zdjęcia, jakie znajdują się na pierwszej i drugiej płycie. Przemek rzucił wtedy hasło, żeby płyta nazywała się „Syn Staszka”.

ZOBACZ TEŻ | Kazik Staszewski: Mój tata nie chciał być tatą

Źródło: Dzień Dobry TVN/x-news

Chyba niespecjalnie pasował Ci ten tytuł?
K.S.: Nie podobał mi się od początku; wydawał mi się nadęty i patetyczny i był mylący, bo sugerował, że tam są jakieś moje piosenki. Nie ma na tej płycie moich piosenek. Jestem jednym z sześciu współkompozytorów, zaś teksty są taty.

Piosenka „Wolność, po co wam wolność” nie dość, że się nie zestarzała, to idealnie pasuje nam do współczesnych czasów

Ale jesteś też tym, który poniekąd wchodzi w buty ojca.
K.S.: Nie chciałem, aby płyta była odebrana jako kolejny mój projekt z Kwartetem ProForma. W ogóle mógłby się stworzyć galimatias. Ludzie mogliby pomyśleć, że na płycie są moje numery, stylizowane na tatę, że próbuję się tekstowo wbić w te, jak mówisz, jego buty. Ale ponieważ całość się kleiła, to stwierdziłem, no dobra, niech będzie „Syn Staszka”. Do momentu, kiedy w końcu ktoś w internecie rzucił, że ta płyta powinna się nazywać jednak „Tata Kazika kontra Hedora”. Pomysł odrzucony na początku odbił się rykoszetem i powrócił.

P.L.: To był moment, kiedy mieliśmy już skomponowany cały materiał. Wiedzieliśmy, jaki on jest i mieliśmy pewność, że jest mocny. Wiedzieliśmy więc, że tytuł „Tata Kazika kontra Hedora” nie zaszkodzi zawartości muzycznej. Tytuł „Syn Staszka” też ja wymyśliłem, jako lustrzane odbicie „Taty Kazika”, ale od razu poczułem, że to chyba jest słabe.
A co z tą Hedorą? Wieść niesie, że do dziś masz, Kazik, wszystkie filmy z Godzillą, również ten, jak walczy z Hedorą.
K.S.: Nieprawda. Mam dwa filmy z Godzillą. Faktycznie miałem nagrany na wideo również ten z Hedorą, bo nagrywałem filmy jako relikty dzieciństwa. Swego czasu nagrywałem wszystkie filmy z telewizji. Nie mam już niestety kaset wideo ani magnetowidu, została mi tylko ta oryginalna Godzilla z 1953 roku i „Inwazja potworów” - pierwszy film z potworami, jaki w ogóle widziałem. Pokazałem to kiedyś moim dzieciom. Nie łyknęły. Ale są jeszcze fanatycy japońskim filmów z potworami; odsyłam do strony internetowej Przemka Thiele, lidera Kolaborantów. Jest bardzo kompetentna, jeśli chodzi o japońskie monstra: wiadomo kto z kim i za ile. Hedora zaś to był potwór, który…

… zrodził się z zanieczyszczeń i karmił się dymem. Jak rozumieć Hedorę w kontekście Taty Kazika?
K.S.: To był żart, który powstał w tym zlewie werbalnym, jakim jest piosenka „12 groszy”. Wiesz, tata dwa, tata Kazika - chciałem zakpić z sytuacji, kiedy artysta do cna wysysa źródło, które w pewnym momencie okazuje się rogiem obfitości. Akurat jestem fanatykiem filmu „Rocky”, ale „Rocky 3” czy „Rocky 4” spokojnie mogłyby nie powstać. A teraz weszło na ekrany „Szybcy i wściekli 8”! Chciałem więc zakpić tą Hedorą i generalnie zakpiłem, jak się okazało po czasie, sam z siebie. Rzecz była warta tego, aby z siebie zakpić. Ale też grzechem byłoby zostawić te wszystkie wiersze, ograniczając się tylko do grona czytelników tomiku „Samotni ludzie”, który jest niewielki i nie spróbować zrobić do tego muzyki. One aż się proszą.

Były jeszcze przypadki, kiedy inne Twoje piosenki też coś przepowiedziały, co się potem zdarzyło?
K.S.: Niejednokrotnie. Chociażby piosenka „Wolność, po co wam wolność”. Nie dość, że się nie zestarzała, to idealnie pasuje nam do współczesnych czasów. Nie tylko dotyczy Polski, ale całego świata, który osiągnął taką granicę paranoi bezpieczeństwa, że ludzie, zupełnie bezboleśnie dają sobie odbierać coraz większe obszary wolności.

ZOBACZ TEŻ | Kazik Staszewski o Polsce i rządzie

Źródło: UWAGA TVN!/x-news

Skąd w Kwartecie ProForma wziął się zachwyt Stanisławem Staszewskim, jego tekstami? Zaczynaliście koncertować właśnie z utworami, jakie on napisał.
P.L.: Odpowiem pytaniem: jak można się nie zachwycać Stanisławem Staszewskim, jako twórcą?

Jak go odkryliście?
P.L.: Miałem chyba 21 lat, czyli było to 18 lat temu. Jak większość naszego polskiego narodu Stanisława Staszewskiego odkryłem dzięki płytom Kultu oraz dzięki Jackowi Kaczmarskiemu, który chyba jako pierwszy przedstawiał jego utwory trochę szerszej publiczności. Ale też niezbyt szerokiej, bo było to małe i hermetyczne środowisko. To Kult przekuł te piosenki w ogólnopolski sukces.

Kwartet ProForma śpiewa sobie na koncertach utwory Stanisława Staszewskiego, a co na to jego syn?
K.S.: Kryje się za tym śmieszna historia. Jechałem raz samochodem z moją mamą, radio było włączone i mówiono akurat o festiwalu w Poznaniu, na którym jakiś kwartet ProForma będzie wykonywał program z piosenkami Stanisława Staszewskiego. Nie zwróciłbym na to uwagi, ale mama, która jest czuła na punkcie swojego byłego męża, zapytała: „Słuchaj, a tak wolno?” Odpowiedziałem: „Cholera, nie mam pojęcia, czy wolno, czy nie wolno. Pewnie nie wolno”. Myliłem się, bo jeśli artysta nie zażyczy sobie, by nikt jego utworów nie wykonywał, to każdy może to robić. O ile nie zmienia tekstu, nie zmienia w sposób istotny kompozycji, czy nie dopisuje własnych słów. Ale przez chwilę zrobiłem się groźny, wysmarowałem do zespołu mejla, chyba nawet grożąc im sądem.

P.L.: Sądem nie, choć gorzkie to były słowa. Coś w stylu: „Przykro mi, bo mogliście się zapytać”. Gdzie tam my, zespół, który grał sobie piosenkę autorską pół akustycznie, miał pomyśleć o tym, żeby zwracać się do Kazika o zgodę.
Do tego wielkiego, sławnego Kazika!
P.L.: No tak. Nawet nie wiedzielibyśmy, z której strony to ugryźć. Na początku nawet pomyślałem, że ktoś sobie stroi żarty, wysyłając nam takiego mejla. Ale wyglądało, że to prawda, więc grzecznie odpowiedzieliśmy. A potem się spotkaliśmy. I, jak się okazało - zaiskrzyło między nami.

K.S.: Spotkaliśmy się przy okazji nagrywania piosenki Boba Dylana „Śmierć nie jest końcem”. Dla nas większą inspiracją był Nick Cave, który też ją wykonywał. Dylan śpiewał, że śmierć nie jest końcem, licząc na to, że po śmierci jest coś fajnego. Cave śpiewając te same słowa, skłaniał się ku temu, że po tej śmierci jest jeszcze większa chujoza niż za życia (śmiech). Potem był jeszcze koncert charytatywny w Poznaniu, na który przyjechałem. Czułem wielką tremę, bo próba trwała tylko godzinę z hakiem i od razu pojechaliśmy grać. Ale chłopcy okazali się bardzo sprawni i tak się zaczęliśmy docierać.

P.L.: Na początku, wiadomo, mieliśmy duży respekt do Kazika.

Mówiliście: „Panie Kazimierzu”?
P.L.: Mówiliśmy „Panie Kazimierzu” i staliśmy na baczność (śmiech). Zdumiewało mnie to, że mówił o nas, jako o sprawnych muzykach. Kolegom tego nie odbieram, ale ja na tej gitarze bardziej akompaniuje, niż…

K.S.: Eee, to taka skromność polska.

P.L.: Ale po różnych sytuacjach, które razem przeżyliśmy: próby, koncerty, wyjazdy, przebywanie ze sobą przez długi czas, dotarliśmy się. Wrócę jeszcze do Stanisława Staszewskiego i tego, dlaczego wykonywaliśmy jego utwory. Pewnie większość ludzi w Polsce kojarzy takie utwory jak „Baranek”, „Celina”, ale zgadzam się z Kazikiem, że na płycie „Tata 2” może jest mniej hitów, za to więcej miłosno-depresyjnych piosenek Staszewskiego, przez co jest ona moją ulubioną pozycją. Myśmy wtedy występowali dla publiczności, która była daleka od mocnego uderzenia, choć sami z mocnego uderzenia się wywodzimy. Wówczas znane były wykonania Staszewskiego bądź Kaczmarskiego z samą gitarą i głosem oraz drugie - Kultu, z mocnym uderzeniem. Chcieliśmy po prostu przedstawić publiczności te wspaniałe teksty, świetne kompozycje w aranżacji pół akustycznej, z kontrabasem, akordeonem, z gitarami klasycznymi, czyli coś, co byłoby między jednym a drugim. Stąd ten koncert podczas festiwalu Poznań Poetów. Między innymi, bo koncertów z tym repertuarem było więcej.

Co było dla Was nawzajem inspirujące we współpracy?
K.S.: Dla mnie był to zupełnie inny obszar muzyczny, niż ten, w jakim się do tej pory poruszałem. Teren dziewiczy. Jeszcze parę lat temu nigdy bym nie pomyślał, że na niego wkroczę.

Lubisz przecież eksperymenty i pracę z nowymi muzykami.
K.S.: Eksperyment to może za duże słowo. Lubię się sprawdzać w różnych rejonach muzycznych. Ale zauważ, prócz Kultu, we wszystkich przedsięwzięciach, w jakich brałem udział, nie było moich pomysłów. To było spotkanie ciekawych ludzi, z ciekawą ideą, pod którą się ordynarnie podczepiałem. No, ale też i trochę ją ciągnąłem (śmiech). W tym przypadku było podobnie. Kończył się już KNŻ, wszystkie znaki wskazywały, że będzie to grupa grająca sporadycznie, albo jej w ogóle nie będzie, więc z tego ciężkiego grania przeszedłem do propozycji pół akustycznej. Istotną rzeczą jest to, że spotkałem nie tylko bardzo sprawnych muzyków, ale i niezwykle fajnych kolegów. Zawsze będę wspominał moment, kiedy przyjechali we trzech: Przemek, Wojtek Strzelecki - basista i Marek Wawrzyniak - perkusista, żeby się naradzić, co będziemy mówić w SP Records przed podpisaniem umowy. Czasem mnie to wkur…, a czasem raduje, że u nich jest debatowanie nad każdym szczegółem. W czasach mojej muzycznej młodości też tak było. Też pamiętam, że jak się jechało na koncert, to próby przed koncertami były o wiele dłuższe niż same koncerty. Potem już zapomniałem, że tak się robi. Ale też przypominam sobie metafizyczny niemalże pierwiastek, wtedy, kiedy przyjechali się naradzić do mnie, jak mamy z SP Records rozmawiać. Akurat byliśmy świadkami jednego z najbardziej wiekopomnych meczów piłkarskich XXI wieku, kiedy Brazylia przegrała z Niemcami w półfinale Mistrzostw Świata. Oglądaliśmy to we czterech, trochę alkoholu się polało. To były przeurocze chwile, które dziś trudno by było nawet zwerbalizować. Pojawiła się pozytywna wibracja. Bob Marley byłby bardzo zadowolony odczuwając coś podobnego.

P.L.: Chociaż na alkoholu poprzestaliśmy (śmiech).

K.S.: Ja to wtedy nawet w ogóle nie piłem, bo byłem na diecie.
Sam pomysł, aby wrócić do tekstów Stanisława Staszewskiego zrodził się w głowie Przemka. Jak to było?
K.S.: Nie tyle wrócić, co Przemek jest głównym sprawcą tego, że te teksty ujrzały światło dzienne.

Przemek przekopał piwnicę, do której klucz dał Kazik?
P.L.: Symboliczny klucz, bo to Kazik ze swoim synem Kaziem przynieśli pudła ze spuścizną Stanisława Staszewskiego. Pomysł narodził się już wcześniej, kiedy zobaczyłem pewne nieścisłości w jego piosenkach na płytach Kultu. Tymczasem nagrania Staszka były dostępne, ukazały się na CD i kasecie również nakładem SP Records, więc można było posłuchać oryginału. A ja na słowo bardzo zwracam uwagę.

Chciałeś, aby tekst był oddany wiernie?
K.S.: Ja też jestem za tym, aby było wiernie, z tym że paru rzeczy nie usłyszałem, a te przekłamania w paru utworach, jakie zauważyłem nie miały dla mnie zbytniego znaczenia. Jeśli chodzi o Przemka, to mamy do czynienia z purystą.

P.L.: Oj tam, z purystą. To były drobne sprawy, nie było o co kruszyć kopii. Na przykład drobny błąd w utworze „W czarnej urnie”. Na płycie Kultu jest „serce pękło z żalu”, a w oryginale - Staszek napisał - „serce pękło z żaru”. Da się to przeżyć. Były i inne błędy. Na przykład na płycie Kultu w piosence „Samotni ludzie” jest „dzwon zatopiony w drzwi”, a w oryginale ten dzwon zatopiony brzmi; pojawia się absurd. To oczywiście nie zmienia odbioru całego tekstu, ale ja poznawałem to, jak one naprawdę brzmiały. Toteż od początku mojej znajomości z Kazikiem starałem się nakłonić go do tego, żeby powiedział, czy może zachowały się jeszcze jakieś inne teksty jego taty, rękopisy, maszynopisy. Kazik cały czas mówił, zresztą, zgodnie ze swoim sumieniem, że już nic więcej nie ma, może jeden, dwa teksty, nic wartego uwagi, nie ma po co schodzić do piwnicy.

K.S.: Tak myślałem.

P.L.: Przyjąłem to, w końcu była to informacja z pewnego źródła. Później wyszła książka „Tata mimo woli”, napisana wspólnie przez Kazika i Jarosława Dusia, a w niej pojawiły się skany maszynopisów, rękopisów. Jarek Duś skrupulatnie tę piwnicę Kazika przekopał; zostało znalezionych więcej rzeczy niż się wydawało. Tak czy owak, na tamtym etapie to było pięć czy sześć tekstów. Pewnie też by mi to wystarczyło, gdyby nie to, że w tej biografii Stanisława Staszewskiego rozdział „Utwory odnalezione” był potraktowany jako ciekawostka, bardziej z kronikarskiego obowiązku. Pomyślałem wtedy: „Kurczę, Staszewski zasłużył sobie na tomik wierszy z prawdziwego zdarzenia, bez błędów, zgodnie z tym, jak napisał. Akurat rodził się nowy festiwal słowa w piosence w Poznaniu, Festiwal Frazy, którego dyrektorem artystycznym jest Krzysztof Gajda, wieloletni nasz przyjaciel. Okazało się, że w ramach tego festiwalu mogliby ten tomik wydać. Chciałem, aby ten tomik wyszedł na dziewięćdziesiąte urodziny Stanisława Staszewskiego. I to się udało. Jeśli już wychodził tomik wierszy, to stwierdziłem, że trzeba przekopać te pamiątki, które zostały po tacie Kazika. Wtedy wyszło na jaw, że jest tego znacznie więcej. Koło setki utworów.

ZOBACZ TEŻ | Co Kazik Staszewski znalazł w IPN nt. swojego ojca

Źródło: Dzień Dobry TVN/x-news

Chcecie powiedzieć, że najnowsza płyta to nie jest Wasze ostatnie zdanie?
K.S.: Myślę, że sporym nadużyciem byłoby, gdybyśmy dalej na tym patencie jechali. Ale jeszcze tam parę tekstów ewidentnie piosenkowych jest.

Jak Ty Kazik sam to traktujesz? Myślisz, że gdzieś z góry Twój tata patrzy na to, co robisz i się cieszy?
K.S.: Nie wierzę w życie pozagrobowe, więc nikt z góry nie patrzy, niestety. Może byłoby to bardzo fajne, bo wtedy przynajmniej wiadomo by było, że śmierć nie jest końcem, tylko że ja się w tym z Bobem Dylanem nie zgadzam. Po prostu to wiem, mnie nie potrzeba jakichś historii z kręgu takiej czy innej wiary. Natomiast mamy tu do czynienia z twórczością taty z bardzo wczesnego okresu. Pamiętajmy, że to jest przełom lat 40/50. On miał wtedy dwadzieścia parę lat.
Nie zastanawia Was, że utwory napisane tyle lat temu wciąż brzmią świeżo, wciąż są w kontekście i wciąż mogą być odczytywane na nowo?
K.S.: No bo, powtarzając za Gombrowiczem, tata wielkim poetą był. Poza drobnymi wyjątkami, nasza najnowsza płyta spotyka się z przychylnym przyjęciem. Głównym zarzutem jest to, że te teksty nie mają takiego ciężaru gatunkowego jak utwory na dwóch poprzednich płytach. A ja sobie myślę, że ludzie przyzwyczaili się do tamtych piosenek. Jak się przyzwyczają do tych, to stwierdzą, że są równie dobre. Trzeba się w to wsłuchać, wczytać, bo są tam rzeczy, które już na etapie człowieka chodzącego po tym świecie ćwierć wieku, ale mającego przeżycia, jakich nie życzyłbym nikomu, opowiadają historie ogólnoludzkie i uniwersalne.

P.L.: Też się z tym zgodzę. Być może ludzie spodziewali się na tej płycie kolejnego „Baranka”. Moim zdaniem przebojowość tej płyty plasuje się między „Tatą Kazika” a „Tatą 2”, natomiast jeśli chodzi o teksty, to jest to kwestia osłuchania, wsłuchania w słowa.

Ponieważ najbardziej lubimy te piosenki, które znamy.
K.S.: Może to wyglądać na szantaż: „Słuchajcie więcej!”. Byłem kiedyś świadkiem takiego szantażu, jak poszedłem na premierę filmu „Lulu na moście”. Przyjechał Paul Auster, amerykański pisarz, który wziął się za reżyserię i ten film wyreżyserował według własnej prozy zresztą. Grała w nim Mira Sorvino, która naówczas bardzo mi się podobała. Chciałem ją zobaczyć na żywo, bo też przyjechała do Warszawy na premierę. Paul Auster wyszedł, w paru słowach powiedział, o czym jest film, po czym dodał: „I nie zrozumie tego filmu nikt, kto nie otworzy swojego serca”. No, to kto się nie przyzna, że nie otworzy serca, nie? (Śmiech). Film okazał się gniotem. My więc w przypadku naszej płyty takiego szantażu emocjonalnego nie stosujemy. Niemniej jednak dla mnie to mocna rzecz; już na próbach czułem, że tworzymy coś naprawdę wielkiego i mam nadzieję, że większość podzieli te opinię.

P.L.: Oczywiście, pytamy ludzi, jak odbierają tę płytę, który numer jest ich ulubionym. Ciekawe jest to, że co człowiek - to opinia. Każdy z nich znajduje ten swój najlepszy kawałek.

Jeśli już wspomnieliście o tym, jak płyta jest odbierana…
K.S.: O tym, jaki jest odbiór, okaże się za parę tygodni, kiedy zaczną spływać na konto pierwsze wypłaty (śmiech).

… to powiem, co wyczytałam: „Najlepsza płyta Kazika od lat”. „Miód na uszy”. „Najważniejsza płyta”. Ja też jestem nią zachwycona.
K.S.: Nie ma co odnosić się do recenzji, poza tym, że to jest przyjemne, kiedy komuś podoba się to, co się zrobiło.

P.L.: My - mówię tu o Kwartecie ProForma, nie mamy takiego dorobku, ani takiego doświadczenia, ale wiadomo, że dla muzyków, dla twórców, ich ostatnia płyta jest najważniejsza.

K.S.: Takie rozmowy są przedwczesne, nie mamy jeszcze do tego dystansu. Powinno się o tym mówić nie wtedy, kiedy płyta wychodzi, ale rok po jej wydaniu.

Co wy znajdujecie w tych piosenkach?
P.L.: Od małego, dzięki mamie polonistce, byłem wyczulony na słowo. Każdą wolną chwilę staram się poświęcać na czytanie. Wiersze dotarły do mnie późno. Dopiero w liceum zacząłem dostrzegać ten gatunek literacki, za sprawą poezji Zbigniewa Herberta. Stanisław Staszewski trafił do mnie tym, że w kilku słowach potrafił zawrzeć potężny ładunek uczuć. Jest w nich ogromna tęsknota, za miłością, za życiem, za porywami serca. Często powtarzam za Jackiem Bończykiem, w końcu będę musiał mu za to postawić butelkę, który przy okazji pracy nad płytą „Mój Staszewski” powiedział, że te teksty do faceta w pewnym wieku muszą dotrzeć. Zgadzam się z nim, niemniej jednak w moim przypadku one trafiły od razu w wieku 21 lat. Wciąż mnie trzymają i myślę, że nie puszczą.
Pewnie miałeś otwarte serce (śmiech). A Ty, Kazik, przez teksty lepiej poznałeś ojca?
K.S.: To tylko jeden z aspektów. Pewnie gdyby się trzymać tylko tekstów, to, myślę, powstałby jego fałszywy obraz. Miał 19 lat, jak wyciągnęli go z góry trupów w obozie koncentracyjnym w Ebensee, bo był już przeznaczony do spalenia. Tylko że przyszła do niego paczka, na którą kapo miał ochotę, a w niemieckim obozie musiał być porządek - więzień musiał pokwitować odbiór. Kapo zauważył, że ojciec jeszcze dycha, wyciągnęli go więc, przytrzymali, żeby pokwitował. Kiedy kapo zobaczył w papierach, że ojciec był z Pabianic, a on też był z Pabianic, to już nie trafił na tę górę trupów, tylko do lazaretu. Tam wydobrzał do czasu oswobodzenia obozu przez Amerykanów. Taki to przypadek sprawił - a dla wierzących pewnie ręka boska - że dziś w ogóle o tym rozmawiamy. Miałem cztery lata, jak tata wyjechał z Polski, dziesięć, jak umarł. Byliśmy u niego z mamą we Francji, jak miałem lat siedem, albo osiem. I to była moja cała znajomość z tatą. Aczkolwiek postać taty istniała w moim życiu. Zaskakująco dużo pamiętam z dzieciństwa. Natomiast to, jakim był człowiekiem? Trudno wymagać od czterolatka, żeby percypował rzeczywistość w ten sposób. Jego teksty dopiero wraz z narracją innych ludzi, którzy go znali, dały mi pełniejszy, bo jeszcze nie pełen, obraz mojego ojca. Jedno czego żałuje, jak już wspomnieliśmy o książce „Tata mimo woli”, to, że mogli Jarka Dusia zawiesić w czynnościach prokuratorskich parę lat wcześniej, wtedy byśmy wcześniej tę książkę napisali, a i więcej żyłoby tych, którzy ojca znali. Przede wszystkim chylę czoła przed jego warsztatem pisarskim. Gdzie mi tam do takich skojarzeń, paraleli, porównań, do takiego budowania historii. Jak się słucha jego rzeczy, to ma się wrażenie, jakby jemu wychodziło to ot, tak, z rękawa. Zresztą jedna z jego znajomych opowiadała mi, że była świadkiem tego, jak on komponował i pisał teksty. Mówiła, że robił to od razu, poprawki były minimalne.

Rozklejaliście się, pracując nad płytą?
P.L.: Jeśli chodzi o mnie, to zdecydowanie tak. Ciary chodziły po plecach.

Starałem się nakłonić Kazika żeby powiedział, czy może zachowały się jeszcze jakieś inne teksty jego taty

K.S.: Generalnie nie rozklejam się przy tekstach, ani swoich, ani niczyich. Ale parę razy gęsią skórkę czułem. A to znaczy, że dzieje się coś poważnego. Nawet jak się tego nie ogarnia umysłem, to emocje grają niezależnie od umysłu. Gęsia skórka jest tego dobrym miernikiem.

Przemek, czujesz się duchowo drugim synem Stanisława Staszewskiego?
P.L.: Nie. Ale czuję, że gdybyśmy się spotkali w jakiejś knajpie, to byśmy się dogadali.

„Tata Kazika kontra Hedora” to najnowsza płyta Kazika i Kwartetu ProForma, która ukazała się w maju tego roku wydana nakładem wydawnictwa SP Records.
„Tata Kazika kontra Hedora” to najnowsza płyta Kazika i Kwartetu ProForma, która ukazała się w maju tego roku wydana nakładem wydawnictwa SP Records. Na płycie znalazło się 16 utworów. Wszystkie teksty są autorstwa poety i pieśniarza Stanisława Staszewskiego - taty Kazika. Tytuł płyty (pierwotnie miała się nazywać „Syn Staszka”) nawiązuje do utworu Kazika „12 groszy”. Pierwsze recenzje internautów są entuzjastyczne - niektórzy wskazują, że to najlepsza płyta Kazika

Jak to jest żyć ze świadomością, że ojciec nie był chętny przyjściu dziecka na świat?
K.S.: Ja się o tym dowiedziałem późno. Ojciec był w moim życiu, ale nie w bezpośredniej bliskości. Ale to, że on nie chciał, abym się pojawił na świecie, spowodowało, że zupełnie naturalną koleją rzeczy, wiednie czy bezwiednie, przyjąłem postawę zupełnie inną. Kiedy okazało się, że w wieku 21 lat zostanę ojcem, to żadne głupie pomysły nie przychodziły mi do głowy. Co prawda, przez chwilę wydawało mi się, że cała moja młodość odeszła hen hen. Rzeczywistość pokazała, że nigdzie nie odeszła, przez długi czas było beztrosko i wesoło. Komuna generowała trochę inne rodzaje zachowań. Pieniądz nie był tak istotnym imperatywem. Szło przepękać nie wiadomo za co na 20 metrach kwadratowych w cztery osoby przez parę lat. Rodzina, dzieci zawsze stanowiły dla mnie podstawę i konkret.

„Kazik jest jak Polska. Budzi skrajne emocje, ale kocha się go tak samo” - przeczytałam taką wypowiedź internauty.
K.S.: Nie wyczuwam tego, żeby wszyscy mnie kochali. Unikam zaglądania do internetu, żeby czytać jakieś opinie o sobie, ale czasem ręka mi się omsknie i jak jest jakiś link, to kliknę. Ale co to znaczy budzić skrajne emocje i jeszcze być kochanym przez wszystkich? To zaprzeczenie.

Polska też budzi skrajne emocje, ale nie ma wyjścia, trzeba ją kochać.
K.S.: W moim przypadku ludzie mają wyjście. Mogą wyłączyć radio (śmiech).

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: „Tata Kazika kontra Hedora”. Kazik Staszewski i Przemek Lembicz z Kwartetu ProForma o nowej płycie - Portal i.pl

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska