Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tak wygląda dzień z życia kuriera. Nie jest łatwo

Katarzyna Piojda
Teoretycznie klient powinien czekać na kuriera we wskazanym miejscu. Firmy dostawcze określają czas dostawy w przybliżeniu, więc czekania nie da się uniknąć
Teoretycznie klient powinien czekać na kuriera we wskazanym miejscu. Firmy dostawcze określają czas dostawy w przybliżeniu, więc czekania nie da się uniknąć fot. 123rf
- Klienci czasem zamawiają takie rzeczy, że włos się jeży. Kiedyś, przykładowo, dostarczyłem worki na ludzkie zwłoki - mówi kierowca w firmie kurierskiej.

Niełatwo się umówić z kurierem. Trzech nie chce, bo szefostwo nie pozwoliło, Czwarty i piąty by chcieli, ale czasu nie mają. Szósty godzinę może i by znalazł, ale nie znalazł miejsca w samochodzie.
- Wie pani, mam tyle paczek, że mi się część nie mieści z tyłu, znaczy: na pace, więc kładę na siedzeniu pasażera - wyjaśnia.
Już tracę nadzieję, bo rzeczniczka następnej firmy kurierskiej odpisuje: „Z uwagi na ogrom pracy kurierów na początku sezonu wiosennego jesteśmy zmuszeni odmówić Pani prośbie. Z poważaniem”.
Telefon numer 8 i światełko w tunelu. - Opowiem, ale anonimowo. Zabrać pani też nie mogę w trasę. Nie chodzi tyle o brak zgody ze strony mojego kierownika, ale o to, że takie są przepisy. Jeżdżę samochodem służbowym, wyposażonym w kamerkę. Osób z zewnątrz po prostu zabierać nie wolno.

Robota daje wycisk

Zaczyna: - Mam 27 lat, a od trzech pracuję w zawodzie. U nas głównie młoda ekipa. Najstarszy kurier nie skończył pięćdziesiątki. Ta robota daje wycisk. Ciągle w ruchu, często czas goni. Pretensje od klientów są częstsze niż pochwały.
Kto chce być kurierem, nie musi być dobrze zbudowany, ale musi mieć krzepę. - Trzeba być silnym jak strongman, a szybkim jak błyskawica - kurier wymienia cechy potrzebne w zawodzie.
To praca dla rannych ptaszków. - Wstaję o piątej. Godzinę później jestem w bazie, to znaczy: w centrum logistycznym, należącym do naszej firmy. Z hal i magazynów odbieramy paczki, które potem rozwieziemy klientom.
Magazyn wygląda jak hala produkcyjna. Taśmociąg, na którym przesuwają się paczki i inne pakunki. Każdy kurier wybiera swoje, czyli te, które ma dostarczyć. Są dwa sposoby rozpoznawania swoich paczek. - Albo rewiry, albo kody - dodaje mój rozmówca. Od razu wyjaśnia: - Kurier jeździ po swoim rejonie, czyli rewirze. To osiedle czy parę osiedli. Właśnie po adresach, wypisanych na pakunkach, wybiera paczki, które rozwiezie po swoim rewirze.
Z kodami jest inaczej: każdy kurier ma przypisany wcześniej kod. Cyfry plus numery. Gdy na taśmociągu pojawia się karton albo worek z kodem danego kuriera, to je wybiera.
Odbieranie paczek i załadunek trwają godzinę, czasem dwie. - Zależy, ile jest towaru. U nas najgorszy jest wtorek. Najwięcej paczek. Trzeba dostarczyć towary, które klient zamówił w weekend, a sklep wysłał w poniedziałek.

Załadunek i pomyślunek

Kontynuuje: - Pierwszego dnia w pracy, na przeszkoleniu, kurier, który wszystko mi tłumaczył, powiedział: „Przy załadunku trzeba wykazać się pomyślunkiem”. Potem zaczaiłem, o co chodzi.
Otóż kolejność ułożenia kartonów na pace zależy od trasy kierowcy. Na tył wędrują towary, które kurier zawiezie ostatnim klientom, a z przodu są paczki, które jako pierwsze zostaną doręczone.
Czasem i plan nie wypala. - Gdy klienta nie ma w domu, dzwonimy do niego i mówi, że będzie za pół godziny, to nie czekamy, tylko ruszamy pod inny adres. Wtedy na pace robi się zamieszanie, bo paczki, które miały z niej zniknąć najpierw, czekają, a te z tyłu trzeba wyjąć.
Gdy kurier podjeżdża pod dom, klient powinien czekać. - W jednych firmach termin doręczenia to tylko wskazanie daty. Wtedy zamawiający albo ktoś z domowników praktycznie przez cały dzień musi siedzieć w domu, bo nie wiadomo, kiedy towar nadjedzie. Niektóre firmy są bardziej precyzyjne. Ich pracownicy wysyłają klientowi SMS-a albo dzwonią i mówią, w jakich godzinach podjadą.
Ludzie najczęściej przez internet kupują ciuchy i buty, biżuterię, kosmetyki.
Dziwne przesyłki też się zdarzają. Kurier wspomina: - Raz do szpitala dostarczyłem worki na ciała zmarłych. Nie wiedziałbym, co to, bo opakowane, ale pracownik szpitala powiedział.

Jak z rodziny

Niektórzy klienci czekają nie tylko na przesyłkę. Na wizytę kuriera - też. - Wśród stałych klientów naszej firmy jest samotna starsza pani - mówi 27-latek. - Raz na dwa tygodnie kupuje karmę dla psa. Kiedy jej wniosę duże worki, to zaprasza na kawę. Rozsiąść się w fotelu i pogadać nie mogę, bo praca goni. W 5 minut wypijam kawkę. W tym czasie pani opowiada, co u niej nowego. O tym, że była u męża na cmentarzu, że zarejestrowała się do lekarza na 2022 rok, albo że córka z Anglii miała przyjechać na święta, ale nie da rady, bo zapracowana jest.
Kurierzy żartują, że chodzą poziomo i pionowo. Faktycznie: w poziomie, czyli po ulicach, a w pionie, tzn. po schodach, po klatkach w blokach, gdy windy nie ma. - Mam do obsługi osiedle domków jednorodzinnych i codziennie do pokonania około 100 kilometrów. Samochodem, na piechotę, w poziomie i pionie - opowiada nasz rozmówca. - Nadźwigam się sporo, ale nie narzekam. Taka moja robota. - Rozwożeniem ciężkich czy niestandardowych rozmiarów paczek zajmują się specjalistyczne firmy kurierskie. Nasze, te zwykłe, dostarczają pakunki do około 30 kilogramów pod jeden adres. Około, bo każda firma ma w tym zakresie indywidualne ustalenia. - Jeśli np. klient zamówi karmę dla psa i będzie ona w trzech 10-kilogramowych workach, wniosę mu je pod drzwi. Jeśli jednak każdy worek będzie ważył 15 kilogramów, teoretycznie powinienem wnieść dwa, a trzeci to już klient sam powinien. Powinienem mu dostarczyć ten ostatni worek na parking albo pod drzwi do bloku. Trzeba być jednak człowiekiem. - Kiedy zamawiający się mądruje i mnie pogania, a jeszcze ma pretensje - to mówię, żeby sam wniósł ponadprogramowy worek. Zgodnie z regulaminem, ja nie muszę. Jeśli jednak widzę, że to starsza albo niepełnosprawna osoba, to pewnie, że wnoszę. Bez gadania.
Bywa że jest kłótnia. - Klienci uważają, że powinniśmy być na umówioną godzinę, bo przez nas tracą cały dzień. Tłumaczymy, że tak skonstruowane są nasze regulaminy. Nie ma czegoś takiego jak określona godzina. Najwyżej przybliżona.

Praktyki niedozwolone

Dalej: - Niektórzy kurierzy nie jadą pod wskazany adres, a potem w raporcie podają, że byli, ale klienta nie zastali. Nie wyrabiają się ze zleceniami, dlatego kombinują. Świństwo, tym bardziej, kiedy zamawiający wziął sobie wolne i czekał, a kurier nie dojechał. W naszej firmie taki kurier wyleciałby z pracy.
- Nie jesteśmy złośliwi. Na chłopski rozum - gdybyśmy niszczyli opakowania i tym samym towar w środku, byłoby na nas pełno skarg. Stracilibyśmy pracę. Jak ktoś uparty, to spisujemy reklamację. Wniosek trafia do mojego szefostwa oraz do sklepu, z którego klient zamówił rzeczy. Ja też muszę przedstawić swoją wersję. Reklamacja jest rozpatrywana przez zespół. Zanim kurier odejdzie, uruchamia skaner. - „Naświetlam” paczkę, żeby w systemie ukazała się informacja, o której ją dostarczyłem. Dane spływają do moich przełożonych. Oni widzą, czy się wyrabiam. Pracę teoretycznie kończę o 14.00, ale czasem jestem dłużej. Później wracam na bazę i się rozliczam. Praca w pośpiechu i stresie, ale bywa wesoło. - Przypadła mi pracująca sobota. Dostarczyłem paczkę. Okazało się, że to prezent na 25-lecie małżeństwa. Towarzystwo było wstawione. Stoję z kartonem, a starsza pani mówi: „Chłopcze, odłóż tę siekierę”. Pytam, jaką siekierę. Pani: - Chciałam mężowi zamówić ciupagę, bo on góral, ale nie było. On rzeźnik z zawodu, to kupiłam mu siekierę z promocji na nasz jubileusz. Właśnie pan ją przywiózł.

od 7 lat
Wideo

Pensja minimalna 2024

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska