Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tajemnice lata 2015: Co gryzie w stawie? Gdzie schowali złoto? Komu nie dali zarobić miliona?

Grzegorz Chmielowski
Fot. Paweł Relikowski
Przeminęła moda na tajemniczego potwora ze szkockiego jeziora Loch Ness, który każdego lata rozpalał wyobraźnię plażowiczów. Ale teraz każdy kraj, a nawet powiat, ma swoje tajemnice lata. Jedna z nich kryje się w niewielkim stawie we wsi Rusko koło Świdnicy. Co prawda to na razie tajemnica o wymiarze lokalnym, ale jednak.

Było tak. Świeciło słońce, było gorąco, więc osiemnastoletnia dziewczyna z Ruska postanowiła popływać w miejscowym stawie. Ledwo zanurzyła się w wodzie, poczuła coś pod sobą, a potem to coś zaczęło ją gryźć w rękę, a nawet pociągnęło w dół! Na szczęście dziewczyna pływała blisko brzegu i udało jej się szybko wydostać z opresji. Nie był to jednak koniec jej traumatycznych przeżyć, bowiem gdy zobaczyła swoją rękę, wprost zamarła. Krwawiła na niej straszna dziwna rana!

Cała "przygoda" w stawie zakończyła się oczywiście wizytą u chirurga, który założył dziewczynie dziewięć szwów i specjalne usztywnienie ręki. I to są twarde, a nawet bolesne fakty. Gdy wieś zaczęła się zastanawiać, co mogło tak poważnie pogryźć rękę osiemnastolatki, otworzył się worek spekulacji i domniemań. Zwłaszcza po tym, jak strażacy spenetrowali staw sonarem i żadnego stwora, oprócz marnej płotki i karasia, nie znaleźli.

Może to był jakiś wielki pies? A może nawet krokodyl, jak zasugerował jakiś wędkarz? Bo przecież dziewczyna sama sobie ręki nie pogryzła, a ludzie różne stworzenia po domach hodują. Stworzenia te czasem lubią pójść na spacer albo wybrać wolność...

Hitem tego lata może się stać jednak, stara jak świat, tajemnica pociągu wyładowanego złotem i innymi skarbami, który ponoć Niemcy ukryli w końcu wojny w jakimś tunelu w Sudetach. Może koło Walimia, może Wałbrzycha albo w ogóle pod Jelenią Górą.

Na pewno sprawa przebiła już słynny filmik z 2013 roku o dwóch tańczących nago dziewczynach na legnickiej ulicy. O pociągu huczą media gminne, powiatowe, krajowe oraz światowe. Głównie za sprawą wrocławskich prawników, którzy występują w imieniu Polaka i Niemca. Panowie przedstawiają się jako depozytariusze informacji o miejscu postoju owego pociągu i za jej ujawnienie - za pośrednictwem właśnie prawników - żądają od władz wypłaty 10 procent znaleźnego.

Przejął się tym nawet wiceminister kultury, który wziął kalkulator i policzył, ile może być wart pociąg złota, a potem wygenerował kwotę odpowiadającą wysokości ewentualnego znaleźnego. Co wprawiło go w stan zakłopotania, bo jak wiadomo państwo lubi brać, ale płacić komukolwiek to już nie bardzo.

Ponieważ sprawą w nadchodzącym tygodniu zajmie się Roman Szełemej, u którego prawnicy złożyli ów wniosek, należy sądzić, że tak szybko złoty pociąg łamów nie opuści. Zwłaszcza że Szełemej uchodzi za skutecznego prezydenta, co to Wałbrzych dobrym asfaltem pokrył, więc pewnie będzie chciał pokazać, że tajemnice i zagadki II wojny światowej też nie są mu obce.
Na miedzi nurtuje mnie zagadka niedoszłego wyboru członka zarządu KGHM przez załogę. Wybory ogłoszono na 2 września, ale rada nadzorcza je odwołała, bo związki zawodowe się pokłóciły i nie powołały komisji wyborczej. Ktoś nie zarobi miliona w jeden rok. Ciekawe komu to przeszkadzało?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska