Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tai Woffinden: Trudno mi sobie wyobrazić jazdę w innym klubie niż Sparta [ROZMOWA]

Dawid Foltyniewicz
Facebook/Tai Woffinden
Przed czwartkowym turniejem z okazji dekady w Betardzie Sparcie Tai Woffinden opowiedział nam m.in. o najlepszych wspomnieniach z występów we wrocławskim klubie, pomysłach na drugą książkę i organizacji jego jubileuszowych zawodów. – Wydaje mi się, że rozmawiałem o tym z prezesem Andrzejem Rusko już trzy lata temu. Wtedy mówiłem z uśmiechem i zupełnie bez zobowiązań: jeśli zostanę tu przez dziesięć lat, to zorganizujecie mi turniej. Myślę, że pomoc klubu w przygotowaniu tych zawodów to forma podziękowania za moją lojalność – mówi trzykrotny indywidualny mistrz świata.

Gdy Sparta została mistrzem Polski, przyznałeś, że uroniłeś kilka łez, bo czekałeś na to złoto dziesięć lat. Był to dla ciebie najwspanialszy moment we wrocławskim klubie?
Bez wątpienia. Porównałbym to jedynie do uczucia, które towarzyszyło mi przy zdobyciu pierwszego indywidualnego mistrzostwa świata. Złoto ze Spartą było jednak wyjątkowe, bo okazało się zwieńczeniem długiego procesu. W przeszłości na nasze mecze nie przychodziło wielu kibiców, a później ścigaliśmy się w Poznaniu, co wiązało się z pewnym zamieszaniem. Następnie wróciliśmy na zmodernizowany Stadion Olimpijski, który od czasu remontu wypełnia się praktycznie na każdym spotkaniu. Kibice, sztab szkoleniowy i wszyscy, którzy pracują w klubie, zasłużyli na to mistrzostwo.

Jak wspominasz, towarzyszyłeś Sparcie także w trudnych momentach. Co natomiast zadecydowało o tym, że przed sezonem 2012 podpisałeś z nią kontrakt?
Pamiętam, że moja sytuacja we Włókniarzu Częstochowa była dość skomplikowana. A wszystko z powodu średniej (Kalkulowana Średnia Meczowa – przyp. red.). Gdybym został na kolejny rok w Częstochowie, a jeden z juniorów np. doznałby kontuzji, ja nie mógłbym znajdować się w składzie. Jazda we Włókniarzu wiązała się z pewnym ryzykiem. Chciałem więc dać sobie czas na odbudowę. Za czasów jazdy w Starcie Gniezno wraz z Jackiem Trojanowskim mocno pracowałem na to, abym znalazł się na poziomie, na którym mógłbym z powodzeniem walczyć w Ekstralidze. Co do mojego przyjścia do Sparty, pamiętam, że w tym czasie było wiele osób, które nie chciało postawić na mnie, a Krystyna z Andrzejem budowali wtedy młody zespół i widzieli mnie w swojej drużynie. Po naszej głębszej analizie wyników klubu z Wrocławia oraz osiągnięć poszczególnych zawodników występujących w przeszłości w WTS-ie stwierdziłem, że będę do niego pasował.

Tai Woffinden to jedna z najbarwniejszych postaci w żużlowym światku. Brytyjczyk od 10 lat jeździ w Betard Sparcie, a do 2020 roku mieszka na stałe we Wrocławiu. Trzykrotny mistrz świata niejednokrotnie podkreślał, że uwielbia spędzać czas ze swoimi najbliższymi. Zobaczcie więc szczęśliwą rodzinę Woffindenów!DO KOLEJNYCH ZDJĘĆ MOŻNA PRZEJŚĆ ZA POMOCĄ GESTÓW LUB STRZAŁEK

Tai Woffinden prywatnie: rodzina na pierwszym miejscu (ZDJĘCIA)

Jak opisałbyś relacje, jakie wiążą cię z szefostwem Sparty?
Są naprawdę fantastyczne. Często czuję się niczym przybrany syn Andrzeja i Krystyny. Nigdy nic się nie zmieniło – cały czas mogę liczyć na ich pomoc, szacunek. To jeden z głównych powodów, dlaczego wciąż ścigam się w barwach Sparty. Jestem bardzo lojalnym gościem, a te dziesięć lat to chyba najlepsze potwierdzenie. W moich pierwszych latach w klubie spędzałem we Wrocławiu mniej czasu, ale już wtedy bardzo lubiłem poznawać miasto, zrelaksować się na Rynku. Byłem w niemal każdej restauracji i teraz mam listę swoich ulubionych miejsc. Naprawdę wszystko mi tutaj odpowiada. Mamy fantastycznych kibiców, pomocnych ludzi w klubie i piękne miasto.

Te same twarze przez lata goszczą także w twoim boksie.
Za sukcesy w Sparcie odpowiedzialni są nie tylko koledzy z drużyny, ale także członkowie mojego zespołu, którzy pomagali mi zarówno w parku maszyn, jak i w kontaktach z szefostwem klubu. Z Jackiem Trojanowskim pracuję od 2010 roku i to on zajmował się większością moich spraw przez ostatnie dziesięć lat we Wrocławiu. Konrad Darwiński dołączył do naszego teamu w 2013 roku i m.in. to oni odegrali bardzo ważną rolę w naszych osiągnięciach. W moim teamie są także Grzegorz Bassara i Patryk Guzek. Wiele zawdzięczam też na pewno sponsorom Sparty, którzy w ostatnich dziesięciu latach mieli ogromny wpływ na rozwój naszego klubu.

Zakładam, że za kolejne dziesięć lat kibice Sparty wciąż będą pamiętać twoją przyśpiewkę „finał jest nasz”. Ćwiczyłeś przed następnymi ewentualnymi tytułami dla WTS-u?
Oj nie... Zawsze, gdy ktoś mi to puszcza, to łapię się za głowę. Zdecydowanie daleko mi do dobrego wokalisty, więc z korzyścią dla wszystkich pozostanę przy żużlu.

Kolegom z zespołu zapewne trudno się przy tobie nudzić. Co twoim zdaniem najbardziej mogło ich rozbawić?
Pamiętam, że w 2015 roku byliśmy na polu golfowym w ramach sesji zdjęciowej Ekstraligi. Fotograf powiedział, żebyśmy zrobili coś szalonego, więc na chwilkę zniknąłem i wróciłem w samym kasku, czego oczywiście nikt się nie spodziewał. Praktycznie z każdego sezonu mam masę zdjęć, na których śmieję się z Maćkiem Janowskim. Natomiast kiedy wymaga tego sytuacja, jesteśmy oczywiście poważni i potrafimy w pełni skupić się na swojej pracy.

Zdjęć z Maciejem Janowskim pewnie będzie znacznie więcej, ponieważ przedłużyłeś umowę ze Spartą do końca sezonu 2024. Jakie czynniki zadecydowały o tym, że postanowiłeś podpisać tak długi kontrakt?
Chciałem na pewien sposób zabezpieczyć swoją przyszłość. Kiedyś dużo osób pytało się mnie, jakie mam plany na kolejne lata. Powtórzę się, ale moja współpraca ze Spartą układa się bez zarzutu. Trudno mi sobie wyobrazić, abym mógł ścigać się w innym klubie. Teraz moim domem jest Wrocław.

Kiedy w twojej głowie pojawiła się myśl o zorganizowaniu turnieju jubileuszowego?
Wydaje mi się, że rozmawiałem o tym z prezesem Andrzejem Rusko już trzy lata temu. Wtedy mówiłem z uśmiechem i zupełnie bez zobowiązań: jeśli zostanę tu przez dziesięć lat, to zorganizujecie mi turniej. Myślę, że pomoc klubu w przygotowaniu tych zawodów to forma podziękowania za moją lojalność.

Zapowiadałeś, że na Stadionie Olimpijskim zobaczymy najlepszych żużlowców. Na liście startowej faktycznie można znaleźć nazwiska zawodników ze światowej czołówki. Przekonanie ich do udziału w zawodach wiązało się z jakimikolwiek trudnościami?
Każdy, kogo o to poprosiłem, zgodził się bez wahania i powiedział, że będzie to dla niego przyjemność. Było to dla mnie bardzo miłe, ponieważ ich zachowanie pokazało, że szanują mnie jako zawodnika. Cieszę się, że nie tylko ze sobą rywalizujemy, ale potrafimy się również porozumieć.

A jak było z Gregiem Hancockiem? Z okazji twojego jubileuszu ma przejechać kilka kółek na torze Stadionu Olimpijskiego.
Spytałem go, czy chciałby wystąpić w zawodach. Chętnie się zgodził i ostatecznie przejedzie sam kilka okrążeń. Prawdopodobnie zobaczymy go w akcji przed pierwszym wyścigiem.

Miałeś sporo pomysłów, aby ten turniej był wyjątkowy – m.in. finał z udziałem siedmiu zawodników. Ile z nich udało się wdrożyć w życie?
Z tym, o czym wspominasz, było naprawdę trudno. Wiąże się to ze wszelkimi przepisami, które obowiązują w polskim żużlu i nie mogą być w żaden sposób nagięte. W finale zobaczymy więc czterech żużlowców. Chciałem, aby w ostatnim biegu pojechało siedmiu zawodników. Na starcie odstępy między czterema żużlowcami z przodu byłyby nieco większe niż zwykle, a w powstałych przerwach, około pięciu metrów za nimi, znajdowałaby się pozostała trójka. Na torze byłoby więc bardzo gęsto, co okazałoby się pewnie ciekawym doświadczeniem. Szykujemy także strefę kibica, która powstanie przy udziale Monster Energy. Ponadto pięciu zawodników będzie miało specjalne wejście na stadion, a poszczególni kibice będą mogli zobaczyć park maszyn. Robię wszystko, co w mojej mocy, aby kibice mieli jak najwięcej atrakcji. Wraz z moją rodziną będę na miejscu o wiele wcześniej, aby przywitać się z fanami. Organizując turniej, nieco inspirowaliśmy się Formułą 1. Po zawodach ceremonia dla zwycięzców odbędzie się na scenie Monster Energy obok stadionu. Chwilę później rozpocznie się afterparty, a kibice będą mogli na nim zostać tak długo, jak tylko będą chcieli.

W jednym z wywiadów wspomniałeś, że wynajęcie samolotu, którym kibice z Wielkiej Brytanii mogliby przylecieć do Wrocławia, wiązało się z pewnymi problemami. Udało się je rozwiązać?
Na tę chwilę to przekładamy i być może zrobimy coś podobnego przy okazji innych zawodów – ligowego meczu albo Grand Prix. Głównym problemem była dostępność personelu. W czasie pandemii piloci podpisywali długie kontrakty, dlatego w terminie zawodów we Wrocławiu mają już po prostu inne zobowiązania. Jest sporo dostępnych samolotów, ale nikogo, kto byłby w stanie nim polecieć. Cały czas chciałbym jednak zrealizować ten projekt. To jedynie kwestia wyboru odpowiedniego terminu i sprawienia, aby większa liczba kibiców mogła pozwolić sobie na kupno biletu. Obecnie jego koszt wynosiłby ok. 780 funtów. Chciałbym, aby zamknęło się to w kwocie 499 funtów. Organizacja tego eventu naprawdę mnie pochłonęła, ale lubię realizować swoje pomysły. Organizuję następne zawody w styczniu i nie mogę się doczekać momentu, gdy będę mógł zdradzić więcej szczegółów. Może wtedy uda mi się zorganizować samolot dla kibiców, ale wszystko zależy od sytuacji, jaka wówczas będzie panować na świecie.

Kiedy rozmawialiśmy dwa lata temu, powiedziałeś, że w swojej drugiej książce napiszesz bez cenzury o wszystkim, co spotkało cię w trakcie żużlowej kariery. Czy masz już wstępne plany, kiedy chciałbyś ją wydać?
Prawdopodobnie wydam jeszcze dwie książki. Jest jeszcze naprawdę wiele rzeczy, o których nie napisałem w pierwszej biografii, ponieważ moja lojalność podpowiedziała mi, że nie powinienem tego robić. Mógłbym oczywiście napisać np. o „pewnym szwedzkim żużlowcu” zamiast podawać jego imię i nazwisko. Prawdopodobnie każdy, kto ma jakąkolwiek styczność z żużlem, dość łatwo domyśliłby się jednak, o kogo chodzi. Często słyszę pozytywne komentarze dotyczące mojej pierwszej książki. Co do następnych, czasem jest tak, że jadę samochodem i coś mi się przypomina. Oczywiście nie zatrzymuję się wtedy, żeby zapisać tę myśl, nie mam na to czasu. Uważam, że potrzebuję jeszcze kilku lat, żeby ułożyć wszystko, o czym chciałbym jeszcze napisać. Przy okazji dodam, że nie robię tego dla celów finansowych. Na wydaniu książki naprawdę bardzo trudno zarobić.

Na koniec małe podsumowanie. Masz na koncie trzy indywidualne mistrzostwa świata, po jednym drużynowym tytule w Polsce, Szwecji, Wielkiej Brytanii, Speedway of Nations i... jedną biografię. To chyba nie najgorszy bilans jak na 31-latka?
Tak jak zauważyłeś, mam co najmniej jedno mistrzostwo we wszystkich najważniejszych rozgrywkach. Cały czas staram się jednak dążyć do tego, aby tych sukcesów przybywało z każdym sezonem. Kilka lat temu powiedziałem w mediach, że chcę gonić najlepszych żużlowców wszech czasów i mieć cztery indywidualne mistrzostwa świata jak Greg Hancock, a następnie sześć jak Tony Rickardsson. Tymczasem – zwłaszcza w Polsce – spotkałem się z głosami, że jestem głupi, arogancki. Uważam, że ci, którzy tak mówili, nie mają pojęcia, czym cechuje się mentalność mistrza. Jeśli chcesz cokolwiek wygrać, przede wszystkim ty sam musisz uwierzyć, że potrafisz tego dokonać. Po tej fali komentarzy stwierdziłem, że publicznie już nigdy nie będę mówił takich rzeczy, ale moje cele się nie zmieniają.

W czwartek na Stadionie Olimpijskim Tai Woffinden będzie obchodził jubileusz dziesięciolecia występów w Betardzie Sparcie Wrocław. Z tej okazji przypominamy, jak w ostatniej dekadzie zmieniał się Brytyjczyk. Pamiętacie pierwsze mecze „Tajskiego” w barwach WTS-u? DO KOLEJNYCH ZDJĘĆ MOŻNA PRZEJŚĆ ZA POMOCĄ GESTÓW LUB STRZAŁEK

Tak przez 10 lat w Betardzie Sparcie Wrocław zmieniał się Ta...

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Trener Wojciech Łobodziński mówi o sytuacji kadrowej Arki Gdynia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska