Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tai Woffinden: Dostałem drobną podwyżkę, ale nie o pieniądze chodziło (ROZMOWA)

Wojciech Koerber, Kamila Błaszczak
Tai Woffinden (z prawej) i Nicki Pedersen. Wreszcie... zaiskrzyło nie tylko na torze.
Tai Woffinden (z prawej) i Nicki Pedersen. Wreszcie... zaiskrzyło nie tylko na torze. Tomasz Hołod
Z 25-letnim Taiem Woffindenem (Betard Sparta Wrocław), dwukrotnym indywidualnym mistrzem świata na żużlu (2013, 2015), o recepcie na sukces, wrogach i przyjaciołach, a także o planach osobistych, rozmawiają Wojciech Koerber i Kamila Błaszczak.

Zdecydowałeś się spędzić w WTS-ie dwa kolejne sezony. Dlaczego Wrocław i dlaczego aż dwa lata?

Jeżdżę tu już kilka sezonów, dokładnie pięć, i muszę powiedzieć, że z wielką przyjemnością. Z klubem współpracuje mi się dobrze i nigdy nie wynikały z tej współpracy żadne kłopoty. Jeśli tylko potrzebowałem pomocy, w czymkolwiek, nigdy nie stanowiło to żadnego problemu. Świetnie układa się również współpraca z menedżerem, Piotrem Baronem, który na torze siedzi często od samego rana, by wszystko nam pasowało i by nie trzeba zbyt dużo główkować. Ta jego ciężka praca jest ważną częścią całej układanki. A poza tym? Dobry tor, fajni kibice, piękne miasto.

I chyba też coraz szersze grono sponsorów?

Tak, zgadza się, wspaniale jest pracować z tymi wszystkimi firmami.

Ile ich dokładnie jest?

Większość ma swoje siedziby we Wrocławiu, ale nie wszystkie, dlatego w ostatnich dniach, gdy odwiedziłem wasze miasto, byłem dość mocno zajęty. W poniedziałek np. byliśmy na obiedzie z Chrisem z firmy Płomyk i poszliśmy na lunch z jednym z jego przyjaciół, z którym blisko współpracuje. Dzień później pojawiłem się w klubie i rozmawialiśmy o kontrakcie, a następnie pojechaliśmy do Betardu i 123drukuj. Mieliśmy się również spotkać z Solvadisem, ale choroba, przeziębienie, tak bardzo dawała mi się już we znaki, że tego punktu nie zrealizowaliśmy. Teraz przede mną kolacja z szefami klubu i sponsorami, a potem powrót do Anglii.

Nie wierzymy, że nie było zainteresowania ze strony innych klubów, choćby z Torunia, gdzie pracują podobno nad stworzeniem teamu Monster Energy, a więc opartego o jednego z Twoich sponsorów. W każdym razie jest to pewnie jedna z opcji.

Tak naprawdę nie miałem żadnej oferty z Torunia, ponieważ nie chcieliśmy rozmawiać z nikim dopóty, dopóki w pierwszej kolejności nie pogadamy z szefami wrocławskiego klubu. A jak pogadaliśmy, to szybko się dogadaliśmy. Mogę jednak powiedzieć, że jest bardzo wiele drużyn, które chciały, bym dla nich jeździł.

Czyli, jak rozumiemy, pojawiały się luźne, sondujące telefony i zapytania od znajomych pośredników?

Dokładnie. Może nie tyle telefony, co po prostu moi znajomi pytali, czy nie chciałbym spróbować się gdzieś indziej. Niektórzy z zawodników również przychodzili z jakimiś propozycjami czy też sugestiami, że powinienem pójść tu czy tam. Informowali, że jakiś klub jest mną bardzo zainteresowany.

Dwukrotny indywidualny mistrz świata ma większe wymagania finansowe niż jednorazowy mistrz czy może chodziło po prostu o wrocławską stabilizację i tutejszy klimat?

Mój nowy kontrakt we Wrocławiu jest wyższy, ale bardzo, bardzo nieznacznie. Chodzi naprawdę o niewielką podwyżkę, a pieniądze nie odgrywały tutaj najważniejszej roli. Oczywiście, są one ważne, ale ja nie żyję dla pieniędzy. I nie jestem najdroższym zawodnikiem w naszej dyscyplinie.

Wielokrotnie podkreślałeś, że po pierwszym tytule IMŚ popełniłeś sporo błędów, a dopiero później spokorniałeś, czego efektem drugie złoto. Na czym ta przemiana polegała?

Dokładnie wiem, co zrobiłem i co musiałem zmienić, ale zostawiam to tylko dla siebie. Nie opowiem o tym światu, ponieważ zamierzam być najlepszym żużlowcem globu jeszcze kilka razy, absolutnie nie chcę poprzestać na dwóch złotych medalach.

To niech mistrz świata zdradzi nam chociaż, z ilu silników korzystał w cyklu Grand Prix 2015 i ile z nich zostawi na przyszły rok. Czy może nastąpi całkowita wymiana parku maszyn?

Kolejny sezon na pewno rozpocznę na silnikach, które znam, i których charakterystykę pracy rozumiem. Na takich, do których potrafię dopasować optymalne ustawienia. A kiedy już wejdę w sezon, w marcu czy kwietniu, wtedy prawdopodobnie zakupimy cztery czy pięć nowych silników. I pewnie będą szybsze od dotychczasowych, bo mój tuner cały czas coś zmienia i coś dopracowuje. Na pewno będzie jakiś progres. Być może pojawią się też nowe przepisy, co również wymusza pewne zmiany.

A na czym polega szukanie mistrzowskich cech nie w sprzęcie, lecz w sobie? Jest jakaś wyjątkowa dieta?

McDonalds i pizza. Poważnie mówiąc, faktycznie w większości jem to, na co mam ochotę, a przy okazji turniejów Grand Prix zaglądam do McDonalds. Gotuję też samodzielnie. Moja narzeczona, Faye, niespecjalnie przepada za tym zajęciem, za to jej ojciec jest bardzo dobrym kucharzem. Kiedyś sam się bawiłem w pichcenie, czerpiąc z tego przyjemność, a później zacząłem przychodzić do nich i gotować wspólnie. Wiele się dzięki temu nauczyłem.

Zawsze twierdziliśmy, że mistrz świata na żużlu musi być draniem, lecz ostatnie lata są wyjątkowe: Greg Hancock, Tai Woffinden... Jesteś lubianym championem, masz jakichś wrogów na torze?

Tak naprawdę nie mam. Zawsze moim największym rywalem – na torze i w publicznej świadomości - był Nicki, ale w ciągu dwóch ostatnich miesięcy zmienił mocno swój stosunek do mnie. Witamy się, wymieniamy parę uwag, zarówno przed zawodami, jak i po. To bardzo pozytywny kierunek zmian. Faktycznie, kumpluję się ze wszystkimi, nie ma sensu mieć wrogów.

Zauważyliśmy jednak, że ostatnio zmienił się też stosunek do Ciebie innego Duńczyka, lecz już nie w tak pozytywnym kierunku. Chodzi o Leona Madsena i mecz w Tarnowie.
Po prostu różnica polega na tym, że ja – to, co mam do powiedzenia – pokazuję na torze. Nie muszę krzyczeć na ludzi i artykułować tego ustami. Pokonałem ostatnio Leona.

Twój najlepszy kumpel we wrocławskiej drużynie to...

Hmm..., hmm..., nie powinniście zadawać takich pytań. Najlepszych przyjaciół można policzyć na palcach jednej ręki, a moja ręka jest zajęta od czasów, gdy mieszkałem jeszcze w Australii.

Można mieć w ogóle w żużlu przyjaciół pośród innych zawodników?

Hah, to kolejne trudne pytanie. Co macie na myśli, używając słowa - przyjaciel?

Chodzi nam o ludzi, z którymi najlepiej dogadujesz się poza torem. Zostawmy na chwilę rywalizację.

Prawdopodobnie Maciek (Janowski). Nie tylko razem jeździmy w klubie, ale i w Grand Prix, spędzamy ze sobą najwięcej czasu. Jeździmy po Wrocławiu, jemy razem u Bernarda w Rynku z jego przyjaciółmi i relaksujemy się. Maciek ma fajny balans pomiędzy życiem a speedwayem, pomaga zachować umiar, pokazuje mi, jak zapomnieć o żużlu i jak żyć normalnym życiem.

Maciek to w najbliższej przyszłości mistrz świata?

Może tak być.

Słyszałeś, że Tomasz Jędrzejak rozważa zakończenie kariery?

Tak, słyszałem o tej historii i nie uważam, że powinien się w tej chwili wycofać. Ale to ciężki temat. Nie wiem, co Tomek mógłby poprawić, bo nie znam go tak dobrze. Nie przyjaźnimy się i nie mogę mu powiedzieć – zrób to i to. Myślę, że Jędrzejak jest dobrym zawodnikiem, a jeśli ekstraliga wydaje się zbyt ciężka, to może warto spróbować się odnaleźć w niższej dywizji. A może po prostu Tomek nie cieszy się już speedwayem. Może odczuwa potrzebę, by więcej czasu spędzać z rodziną, a na weekendy nie zabierać motocykli, tylko dzieci.

A Maksym Drabik? Co myślisz o tym dziecku?

Lubię Maksa. Z jego ojcem jeździłem przez kilka lat w Częstochowie, ale gdy się tam ścigałem, Maksa nigdy nie widziałem. Fajny dzieciak, powiedziałem mu, że tej zimy musi się nauczyć angielskiego, ponieważ chciałbym z nim więcej rozmawiać. Sam jestem ciekaw, co mu przyniesie przyszłość.

A co Tobie ma przynieść najbliższa przyszłość?

Wracam do Australii, odpoczywam i szykuję się na następny sezon. Tak naprawdę czuję się tam, jakbym był na wakacjach, a jednocześnie jak w domu. Dlatego dla mnie jest to powrót do siebie. Fajna pogoda, fajny kraj.

Co takiego oferuje Australia, czego brakuje w Europie?

Plaża, słońce, sposób życia. W Europie nic nie jest takie, jak tam. Australia to coś, na co czekam po zakończeniu kariery, zresztą każdego roku wyczekuję powrotu w tamte strony. To tak, jakby ktoś kochał Wrocław, lecz musiał pracować w Anglii, a w ukochane miejsce wracał tylko na dwa miesiące w roku. To krótki okres, ale te dwa miesiące napędzają jednak do życia i działania przez pozostałą część roku. Wchodzę na facebooka i widzę znajomych na plaży, a ja muszę siedzieć gdzieś w hotelu i oglądać polską lub szwedzką telewizję, z której niewiele rozumiem. No ale przynajmniej mogę jeździć na swoich motocyklach.

Od kilku miesięcy masz już nie dziewczynę, lecz narzeczoną. Możesz zdradzić, w jakich okolicznościach doszło do zaręczyn? I kiedy ślub?

To nie było zaaranżowane, zresztą wszystko zrobiłem od tyłu, nie po kolei. Ciężko to wytłumaczyć. Najpierw, na zeszłoroczne Boże Narodzenie, podarowałem Faye pierścionek, który miał stanowić obietnicę, że pozostanę z nią na resztę życia. Nie był to jednak pierścionek zaręczynowy, dlatego trzymała go na prawej dłoni, natomiast w Anglii nosi się taki na lewej. Nie miałem po prostu pewności, czy Faye zechce wziąć ze mną ślub, więc chodziło bardziej o takie przyrzeczenie „na zawsze z tobą”. Kilka miesięcy później kazałem jednak Faye, by... przełożyła prezent z prawej na lewą rękę, tymczasem miałem już przygotowany inny pierścionek, w założeniu zaręczynowy. Ona jednak nie o wszystkim wie. Chciałbym, byśmy wzięli w Australii łódź i popłynęli na jedną z tamtejszych wysp, taką malutką, z dosłownie pięciometrową plażą , na którą foki wychodzą się wygrzać, a później znów wskakują do wody. Być może wtedy znów coś się wydarzy. Ślub planujemy wziąć w grudniu przyszłego roku.

Rozmawiali Wojciech Koerber i Kamila Błaszczak

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska