Najnowsze artykuły

Odszedł redaktor Andrzej Bułat. Prowadził gazetę w najtrudniejszych czasach
Informacjami, które najszybciej rozchodzą się wśród dziennikarzy, są te, które dotyczą śmierci innych dziennikarzy. Nieważne, czy byłych, czy działających. Tak było i tym razem. Andrzej Bułat nie żyje! Rozeszło się w poniedziałek po całym mieście. Jak to? Dlaczego? Tak nagle? Rozmawiałem z nim tydzień temu?! Czy to prawda? Tak, to niestety prawda.

Nie żyje Andrzej Bułat, były prezes i redaktor naczelny Gazety Wrocławskiej
Zmarł Andrzej Bułat, były redaktor naczelny i prezes Gazety Wrocławskiej. Czytelnikom był najlepiej znany jako autor poczytnych felietonów, publikowanych na łamach naszej gazety - Aleksander Malak. Przyczyną śmierci był zawał serca. Andrzej Bułat miał 72 lata.

Nosorożca dni klęski
W sobotę, 8 lutego, w pierwszym dniu olimpijskich zmagań, w dniu, w którym w gazecie ukazał się mój felieton, nic jeszcze nie zwiastowało klęski.

Moja wiara w słowo pisane
Znowu uległa poważnemu zachwianiu. A może nawet już ostatecznie spoczęła na śmietniku historii i leży tam razem z maszyną do pisania, kopertą i znaczkiem pocztowym. Zresztą pewnie nie tylko moja. A teraz opowiem, jak było.

Szanowni admiratorzy czarnego na białym
Jestem przekonany, że tym, którzy czytają, nazwisko Karola Modzelewskiego mówi wiele, a więcej powie po przeczytaniu "Kobyły"

Polskie majdanie po kijowskim Majdanie
Sytuacja na Ukrainie, po odrzuceniu przez jej władze umowy stowarzyszeniowej z Unią Europejską, interesuje mnie, podobnie zresztą jak znakomitą większość moich rodaków, średnio. A na pewno nie w takim stopniu, w jakim losem Ukrainy zainteresowany jest tzw. warszawski trójkąt (Wiejska, Aleje Ujazdowskie, Krakowskie Przedmieście).

Jak było na grzybach
Trzykilogramowego prawdziwka, którego pokazywała nawet BBC, znalezionego przez p. Kurczewskiego pod Bydgoszczą nie wytropiłem. W ogóle moje zbiory były, można by rzec, monotematyczne. Byłem w takich lasach (Lubuskie), w których właściwie spotkać można tylko podgrzybki. Chyba że ktoś lubi buszować po młodnikach i potem obierać maślaki. Ja nie lubię. Najpierw jednak odbyły się przymiarki. Kiedy i czy już warto wybrać się do lasu na grzybowe polowanie.

Na szczęście nie mieszają
Nie sposób, oglądając lekkoatletyczne mistrzostwa świata w Moskwie rozgrywane na Łużnikach, nie wrócić do Moskwy olimpijskiej AD 1980. Do tej Moskwy, w której nie sport był najważniejszy, lecz polityka, która zdominowała igrzyska i na lata położyła się cieniem nad wszelkimi zawodami sportowymi. I niekoniecznie dlatego, że Moskwa była pierwsza. Nie była. Nawet nie dlatego, że gest wkurzonego Kozakiewicza urósł potem do symbolu, bo przecież polski kozak "pokazał Ruskim wała, jak Polska cała". Po prostu - wiadomo: Moskwa.

Niedziela, 28 lipca, plus 37
Ósma rano. Plus 29. Obudziłem się, ale nie wstanę. Jest mi dobrze. Na razie. Zza okna przysłoniętego wieczorem moskitierą dofruwa zefirek. Mógłby być chłodniejszy. Poza tym, jak mam wstać, jeżeli jestem przylepnięty do prześcieradła?

Ile kosztował becik?
Otwieram telewizor, a tu jakaś pańcia mówi, że specjalnie dla mnie (wprawdzie powiedziała "dla państwa", lecz przecież przed telewizorem państwo to ja, nieprawdaż?) jej kolega udał się do Londynu pod szpital i już za chwileczkę, już za momencik zapytany przez pańcię powie, czy Kasia urodziła, czy jeszcze nie. Pewnie powie to "dla mnie", bo przecież specjalnie dlatego poleciał nad Tamizę i tkwi tam od tygodnia pod szpitalem.

Nie mamy szczęścia do naszych świąt
Siedzę sobie 4 czerwca przed komputerem i takie oto snuję refleksje. Refleksje świąteczne. Może je z tej okazji snuć biskup Wiesław Mering, mogę i ja. W końcu to Święto Wolności, więc niby dlaczego nie? Z tym, że dla biskupa 4 czerwca to nie jest święto. To co najwyżej "dzień smutku", ponieważ "w innym miejscu Ziemi totalitarne państwo krwawo stłumiło nadzieje młodych Chińczyków".

Historia jednego parkingu...
Wprawdzie, jak chce Daniel Passent, pisanie o polityce znamionuje felietonistę pierwszej kategorii, ale co to ma wspólnego z prawdziwym życiem? Owszem o polityce można śmiesznie, znacznie śmieszniej niż o życiu, więc przyjemność z lektury jak najbardziej oczywista, tyle że na końcu rodzi się refleksja: "Pisze człowiek, pisze, ale po co pisze - nie wiadomo". To Michaił Zoszczenko radziecki satyryk, felietonista, pisarz, zaszczuty wreszcie przez politykę.

Gdzie są ci ludzie dobrej woli
Ponieważ "najwyraźniej słuchanie rodzimego języka sprawia mi szczególną przykrość" (Mark Twain), dziś o języku właśnie. Kiedyś język, zwłaszcza rodzimy, służył do porozumiewania się, mówiąc krócej, do rozmowy. Potem rozmowę zastąpiła komunikacja. Jeden, drugi esemes, jeden, drugi mejl, bach, bach i wszystko jasne?

Rok 2059
Nie przerzuciłem się na pisanie s-f. Przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo. Przedwczoraj minęła 49. rocznica śmierci Johna F. Kennedy'ego. Czy już wszystko jasne? Jeżeli nie bardzo, to proszę dalej...

Uśmiechnij się, jutro będzie lepiej
Nie wiem czemu, ale to zawołanie z "socjalistycznego średniowiecza" przychodzi mi coraz częściej na myśl. Podobnie zresztą, jak wymyślona podówczas replika na to zawołanie: "lepiej już było".

Ostatni, wakacyjny (?) felieton
Bardzo mnie ostatnio zaintrygował, rozweselił, ale i zainspirował pomysł radnych z Trzebiatowa, tego nadmorskiego. Puścili oni w Polskę taką oto myśl, żeby letnie wakacje, na podobieństwo zimowych ferii, trwały od początku czerwca do końca września, oczywiście przez dwa miesiące, inne dla różnych regionów kraju.

Truskawki na Grenlandii
Jedyna wiadomość mijającego tygodnia, która mną wstrząsnęła, to informacja o dojrzewających na Grenlandii truskawkach. Wreszcie, po tysiącu latach, ta duńska wyspa zasłużyła na swoją nazwę. Wprawdzie islandzki rozbójnik Eryk Rudy, który Grenlandię odkrył, bardziej marketingowo niż prawdziwie nazwał odkryty ląd "zielonym krajem", ale - późno, bo późno - okazało się, że prorokiem był. Zresztą tysiąc lat temu klimat w tamtych stronach był zdecydowanie łagodniejszy, więc może Eryk już wtedy trochę racji miał.

Proste jak budowa cepa
A przez chwilę było tak pięknie. Na ekranach było ich tak niewielu. Jeżeli już ich o coś zapytano, mówili niemal jednym (lekko ściszonym, żeby nie zapeszyć) głosem. Niektórzy nawet specjalnie się stroili, malując na policzkach totemiczne znaki, że o szalikach nie wspomnę. W każdym razie było fajnie.

Parkowanie płatne z góry
Gdzieś tam trwają ostatnie przygotowania (nie powiem do czego), gdzieś tam przelewa się fala oburzenia wobec najpotężniejszego prezydenta, który zrobił nam wbrew (skądinąd słusznie, oczywiście mówię o fali), gdzieś tam codzienne złe wiadomości nie znikają z pierwszych stron gazet i czołówek programów informacyjnych, gdzieś tam…

Konwalie kwitną w maju, czyli gdzie ja właściwie byłem
Konwalie kwitną w maju, a w pierwszym maja dniu, w dniu majowego święta, zakwitły kiście bzu" - przyplątał mi się ten wierszyk z czasów dawno minionych. Przyplątał się w chwili, kiedy postanowiłem, że dzisiejszy felieton będzie lekki (?), łatwy (!) i przyjemny (?!). Bez docinków, przycinków, aluzji, podtekstów, stylistycznych wygibasów, nadmiaru cytatów (co lubię), wreszcie bez choćby cienia złośliwości (czego nie mogę się pozbyć). Ale taki z konwaliami i bzami właśnie.

"Wszystko to wiemy, nic nam nie szkodzi"
Mam nieustające wrażenie, jakobym przez ostatnie dwa tygodnie znajdował się w świecie wymyślonym. Ba, w dalszym ciągu się w nim znajduję i, prawdę powiedziawszy, nie widać końca.
Najpopularniejsze