Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ta bomba już nie zabije

Anna Gabińska, Robert Migdał
Polscy żołnierze w Czadzie mają za zadanie chronić miejscową ludność
Polscy żołnierze w Czadzie mają za zadanie chronić miejscową ludność Mikołaj Nowacki
Bomby leżą na poboczach dróg. Obok bawią się dzieci, nie zdając sobie sprawy z niebezpieczeństwa. O tych dzieciach myślą żołnierze z Polskiego Kontyngentu Wojskowego.

Najpierw jest patrol. To on zauważa leżące przy drodze niewypały, sprawdza GPS-em ich współrzędne i przekazuje do bazy.
- Teren oznaczamy taśmą, bandażem lub skrzyżowanymi patykami. Dane z GPS są tak dokładne, że nie ma problemów z odnalezieniem niewybuchu na drugi dzień - tłumaczy kpt. Rafał Jarosz, oficer operacyjny ze sztabu Bazy Iriba, który do Czadu przyleciał dwa miesiące temu z dolnośląskiego Świętoszowa.

Pociski mają kilkanaście centymetrów, większe ponad metr. Czasami miejscowi alarmują, że leżą przy drodze. Częściej obojętnie przejeżdżają obok na osiołku.
Najbardziej zainteresowane niewybuchami są dzieci. Ostatnio piątka maluchów z Tine przyniosła do wioski znalezioną na drodze bombę. Dla nich to była zabawka. Skończyło się tragicznie. Dwójka dzieci zginęła od wybuchu, a trójka ich kolegów została ciężko ranna. Ich życie pomagali ratować polscy lekarze, którzy natychmiast ruszyli do pobliskiej Iriby, gdzie dowieziono ranne dzieci.

Pordzewiałe niewypały to pozostałość po trwającej 31 lat wojnie domowej w Czadzie (trwała do 1996 r.). Nowe bomby to zguby. Czadyjscy partyzanci pędzą pick-upami po bezdrożach i na wybojach gubią pociski artyleryjskie, byle jak wrzucone na pakę lub przyczepione z boku auta.
- Niekiedy mamy po kilka zgłoszeń w miesiącu - mówią żołnierze. - Sporo niewybuchów nasi saperzy znaleźli przy budowie bazy. Wystarczyło wkopać się głębiej łyżką koparki - opowiadają.
Najnowszy alarm został podniesiony kilka dni temu. Półtorej godziny drogi od bazy Iriba leży ładunek ręcznego przeciwpancernego granatnika (RPG). Przy drodze, którą codziennie jeżdżą transporty z wodą dla obozów uchodźców z sudańskiego Darfuru.
Pobudka o 5 rano: w bazie z głośników zaczyna wyć melodia "Pobudka wstać, koniom wody dać". Wyje tak, że umarłego by obudziła. Zanim się wstanie z łóżka, trzeba wytrzepać buty: mogą w nich być skorpiony lub pająki. Prysznic, śniadanie i przed godz. 6 wyjazd. Tego dnia wkładamy ciężkie kamizelki kuloodporne. W upale to koszmar. Na szczęście, wcześnie rano jest jeszcze chłodno (do 15 stopni).

Trzy wozy terenowe, rosomak i star dla saperów. 50 kilometrów pokonujemy w półtorej godziny (wyboje, piasek, kamienie, koryta wyschniętych rzek). Na pace land rovera rzuca jak na kolejce w wesołym miasteczku. Z głośników, na maksa, lecą piosenki: Liroy i Peja rzucają mięsem, Edyta Bartosiewicz nastrojowo nuci o śnie, a Sztywny Pal Azji o łożu w kolorze czerwonym. I bardzo bombowy przebój "Hiroszima" niemieckiej gwiazdeczki pop Sandry. Po odszukaniu niewypału żołnierze ruszają do roboty (żeby zdążyć przed upałem i na obiad).

- Oczyszczamy teren, zamykamy drogi dojazdowe, przeganiamy pasące się zwierzęta i detonujemy znalezisko - mówi por. Jan Bochnacki, dowódca grupy bojowej Delta. Huk i chmura dymu rozchodzą się po okolicy. Kilka minut i po wszystkim. - Nikt nie został ranny, znalezisko unieszkodliwione - meldują przez radiostację żołnierze.
Jak na razie rebelianci czadyjscy nie podkładają min, by zabić lub zranić żołnierzy z misji stabilizacyjnej. Dotychczas żaden polski żołnierz z PKW Czad nie został ranny.

Relacje wrocławskich reporterów z Czadu czytaj w "Polsce-Gazecie Wrocławskiej"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska