Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szymon Kołecki - Kiedyś liczył kilogramy, dziś liczy szabelki. Nowy prezes? (ZDJĘCIA)

Wojciech Koerber
Jako zwycięzca naszego plebiscytu. Sportowiec 2008 roku.
Jako zwycięzca naszego plebiscytu. Sportowiec 2008 roku. Tomasz Hołod
Szymon Kołecki dwukrotnie był wicemistrzem olimpijskim, lecz identyczny kolor medali różne miał jednak odcienie. Charakter zwycięzcy kazał widzieć sprawę mniej więcej tak - w Sydney przegrałem złoto, w Pekinie wygrałem srebro.

UWAGA! ARTYKUŁ POWSTAŁ W 2012 ROKU!

Szymon Kołecki pochodzi z Wierzbna pod Oławą, miasteczka liczącego niespełna tysiąc mieszkańców. Wszystkie drogi prowadziły go tam na pomost Ludowego Klubu Sportowego Polwica, który funkcjonuje zresztą do dziś. - Na ciężary byłem skazany, lecz w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Swego czasu dźwigał tam ojciec, choć zaczynał w Oleśnicy. Przeniósł się jednak, gdy dostał pracę w PGR Polwica. Aż w końcu został tam trenerem - mówi sztangista. Kołecki senior, Leszek, miłość do dyscypliny ma wypisaną na twarzy. By nic nie przeoczyć, założył telewizję internetową, podpisał umowę z PZPC i na jego zlecenie transmituje większość zawodów. Z uśmiechem na twarzy, rzecz jasna.

A Szymek? Przy sztandze zaczął się kręcić jako sześciolatek. W wieku lat ośmiu wystartował już w zawodach. Wreszcie jako 12-latek posłano go w dym. Wystartował w mistrzostwach kraju do lat 16. Nie trzeba tłumaczyć, jak bardzo na korzyść rywali działa w tym wieku każdy rok więcej. A jednak potrafił wywalczyć brąz w podrzucie (kat. 46 kg), kończąc dwubój na piątym miejscu. Talent dojrzewał w szybkim tempie. W przyspieszonym nawet.

- Po prostu jako 15-latek mieszkałem już i trenowałem z dala od rodzinnego domu. W Ciechanowie. Pewne rzeczy szybciej musiałem w sobie rozwinąć - zaznacza olimpijczyk. Wśród juniorów równego sobie nie znalazł, stąd trzy tytuły mistrza Europy w tej kategorii wiekowej oraz dwa złota MŚ (Savannah 1999, Praga 2000), po które sięgał z wynikiem 395 kg. Taki sam rezultat dał mu po latach złoto seniorskich ME (Strasburg 2007), a i kilogram lżejszy ciężar też potrafił przekuć na tytuł championa Starego Kontynentu (Władysławowo 2006). Na igrzyska do Sydney leciał już 19-latek w pełni świadom własnych możliwości i rangi imprezy. W końcu, to już wiemy, rozwijał się w Ciechanowie szybciej niż wielu innych nieopodal domu.

- Już cztery lata przed Sydney wszystko zaplanowałem w swoim zeszycie treningowym. Cel miałem wyznaczony. Nie, nie byłem wtedy pewien, że jestem najlepszy. Ale zawsze miałem poczucie, że mogę być najlepszy. Wielka klasa rywali i monitoring ich poczynań nie pozwalały mi wówczas nabrać przekonania, że złoto może być tylko moje - zastrzega Kołecki. I nie blefuje po latach. Miał bowiem świadomość, że do trzeciego olimpijskiego złota zechce w Australii podejść Gruzin z WNP - Kakhi Kachiaszwili, który w 2000 roku... udawał już Greka. Przyjął obywatelstwo tego kraju i dźwigał jako Akakios Kakiasvilis. A trenował go Rosjanin Iwan Grikurow, od kilku lat zamieszkały w Ciechanowie. Zatem na własne oczy widział, jak młody Polak rósł tam w siłę.

Kakiasvilis miał już olimpijskie złoto z Barcelony (kat. 90 kg) i Atlanty (kat. 99 kg). Jako stary wyga, lat 31, chciał trzeciego. Chciał być jak Naim Süleymanoglu (złoto w Seulu, Barcelonie i Atlancie). Rok przed igrzyskami, w Atenach, zabrał Polakowi złoto MŚ. Kołecki wygrywał z nim dla odmiany podczas ME: w La Coruni (1999 - 405 kg) i w roku olimpijskim w Sofii, gdzie uzbierał aż 412,5 kg (180+232,5), bijąc rekord życiowy w dwuboju i rekord świata w podrzucie. Tymczasem w Sydney spalił Polak podejście pod 227,5 kg. I tak właśnie przegrał złoto. Wagą ciała. - Mój błąd. Błąd techniczny, który doprowadził do kontuzji. Chociaż fakty są takie, że już od czerwca borykałem się z kontuzją grzbietu. A chcąc odciążyć grzbiet przeciążyłem kolana. Przez to technika była mocno rozchwiana. To wyszło. A ile byłem cięższy od Greka? Nie wiem, nie pamiętam, nieważne ile. Byłem cięższy, to się u nas liczy - wyjaśnia.

Tamto srebro poszło na konto Budowlanych Opole i trenera kadry Ryszarda Szewczyka, z tym właśnie klubem do dziś związanego. Ciężką miał Szewczyk rękę, a że trafił na podopiecznego z charyzmą, to iskrzyło. Jak dziś spogląda Dolnoślązak na tę współpracę? - Po tylu latach inaczej, nie wszystko wydaje się dziś takie złe. Zbyt duże było jednak nastawienie na sukces, w czym też i moja wina, bo pewnych rzeczy nie dawałem sobie wytłumaczyć. Nie myślałem o niczym innym niż o wygrywaniu. No a Szewczyk też był znany z tego, że interesują go tylko zwycięzcy, medaliści. I żaden z nas nie potrafił się w treningu pohamować - ocenia champion.

Do Aten Kołecki nie poleciał. - Miałem pozytywny wynik kontroli, z czego zostałem później oczyszczony. Przyszła ekspertyza z zagranicy i komisją ją uznała. Ja już się w temat nie zagłębiałem, ale chodziło o jakieś maści, substancję do leczenia naszych pozrywanych odcisków. Poza wszystkim nie byłem przygotowany, trwało leczenie, zbijanie wagi itd. - zaznacza. Wcześniej, gdy liczył sobie 15 wiosen, w jego organizmie znaleziono metanabol. - Jako niespełna 15-latek nie wiedziałem nic o dopingu, a w dostaniu się do mojego organizmu tej substancji pomogły osoby trzecie. Ówczesne władze PZPC poznały sprawę i nie nakładając na mnie kary jasno dały do zrozumienia, że się nie dopingowałem - przekonuje. Czy w ciężarach nie jest trochę jak w "Wielkim Szu" Chęcińskiego? Tam tytułowy bohater wygłasza taką oto kwestię: "graliśmy uczciwie, ja oszukiwałem, ty oszukiwałeś, wygrał lepszy."

- Nie, to mit. Na pewno nie jest tak w ciężarach europejskich, bo my funkcjonujemy w nieco innych realiach niż niektóre inne części świata. Stosujemy się do procedur panujących w Unii Europejskiej - zapewnia podwójny wicemistrz olimpijski. W Pekinie srebro było już jego zwycięstwem. Było jak złoto. Bo jeszcze dwa miesiące wcześniej, po kontuzjach, formę miał wakacyjną. - Cały proces jej zdobywania trwał sześć tygodni. Według własnego zeszytu. Trener Smalcerz trochę pomógł, ale generalnie szykowałem się sam. Mam kolegów, którym również się to udawało. Trzeba jednak dysponować dobrym zdrowiem - oto recepta na sukces. Lepszy był tylko w Pekinie, 0 3 kg, Kazach Ilia Ilin. Ten sam, który w Londynie powtórzył złoto, zabierając Kołeckiemu rekord świata w podrzucie (233). Też fenomen. Na wyspach zwyciężył z rekordem świata 418 kg, podczas gdy triumfator wyższej kategorii (105 kg), Ukrainiec Torochityj, zaliczył tam 412. Inaczej by to wyglądało, gdyby tylko Marcin Dołęga przebrnął to cholerne rwanie. O Ilinie głośno było również po Pekinie, gdy został dźgnięty nożem w okolice serca na imprezie weselnej.

- Trudno nazwać go moim przyjacielem, ale kolegami jesteśmy dobrymi. On niemal w każdej chwili jest w stanie przylecieć do Polski, a ja nie widzę problemu, by wsiąść w samolot i odwiedzić go w Kazachstanie. Znamy się dosyć dobrze. Po tej akcji z nożem dostał jasną deklarację, że jeśli są kłopoty, możemy przylecieć z kolegami. Tylko proszę nie brać tego zbyt dosłownie. Tamten incydent to był zbieg nieporozumień, wybryk pijanego weselnika - ocenia Kołek, jak niektórzy się doń zwracają.

Jednego tylko w tej pięknej karierze zabrakło. No, dwóch złotych krążków. Z IO i MŚ. - Pewnie, że nie jestem spełniony, na treningach podrzucałem ciężary większe od rekordów świata. Ale kontuzje same z siebie się nie biorą, choć niektórzy mają pewnie większe predyspozycje do ich łapania. Wychodzi nieświadomość treningowa czy złe odżywanie. Przecież z jakiejkolwiek diety, która ma pomóc, zacząłem korzystać dopiero w wieku 25-26 lat. Nie wiedzieliśmy np., że odpowiednie ułożenie jedzenia przy zmianie stref czasowych sprzyja lepszej aklimatyzacji - przyznaje dziś zawodnik. A w zasadzie już nie zawodnik, właśnie powiesił ten etap życia na kołku. Teraz to kandydat na prezesa PZPC. 1 grudnia spróbuje odebrać stołek Zygmuntowi Wasieli, choć to wyższa kategoria wagowa. Ale może za to mniejszy rozmiar kapelusza. Czy dobrze policzył Kołecki swoje szabelki?

- Nie szabelki, a co najmniej poważne szable. Ale wracając do pytania - myślę, że dobrze, lecz niczego nie można być pewnym. Dla mnie to taka sama rywalizacja jak wcześniej, choć zwycięstwo w wyborach jest tyko środkiem do osiągnięcia celu. A cel to przywrócenie polskim ciężarom należnego szacunku i popularności z lat 70. Nie zamierzam jednak w walce o głosy zarzynać ani siebie, ani innych. Chcę tylko pomóc naszej dyscyplinie się rozwinąć. Jeśli jednak delegaci wybiorą konkurenta, będzie mi przykro patrzeć z boku na kolejne lata jej rozkładu. Ale skrzywdzony się nie poczuję, mam co w życiu robić, 24 listopada córka kończy roczek. Choć żona mnie wspiera i nigdy nie robi wyrzutów - zapewnia mąż i ojciec trójki dzieci oraz założyciel KS-u Ciechan. Syn Daniel, lat 11, dźwiga już jednak w Mazovii. Prowadzi też Kołecki swój klub fitness i sposobi się do sprzedaży sklepu jubilerskiego. - Nie jest to moja pasja, a będzie na inne inwestycje - tłumaczy.

Z ilu krążków w Rio byłby prezes Kołecki zadowolony? - Cztery widzę dziś realne. Bracia Zielińscy, Marzena Karpińska i Marcin Dołęga (30-latek poprawił właśnie swój rekord w podrzucie, 236 kg). Dobrze, że Marcin szybko wrócił. Jak się spadnie z konia, to trzeba od razu wsiadać, by uraz nie pozostał - zauważa. A co, jeśli głosy Wasieli i Kołeckiego rozłożą się równomiernie? Wtedy winien wygrać Dolnoślązak. Wagą ciała... Zresztą 1 grudnia to szczęśliwa dla niego data. Wtedy właśnie urodził mu się syn.

Szymon Kołecki

Urodził się 10 grudnia 1981 roku w Oławie. Dwukrotny wicemistrz olimpijski (kat. 94 kg). W Sydney, jako zawodnik Budowlanych Opole, uzyskał 405 kg (182,5+222,5) i przegrał wagą ciała z Akakiosem Kakiasvilisem. W Pekinie, gdzie reprezentował Górnika Polkowice, zaliczył w dwuboju 403 kg (179+224), a wygrał Kazach Ilia Ilin - 406 (180+226). 2-krotny wicemistrz świata (Ateny 99, Santo Domingo 2006), dwukrotny brązowy medalista MŚ (Antalya 2001, Chiang Mai 2007). 5-krotny mistrz Europy. Żona Magdalena, syn Daniel (11, już dźwiga), córki Ola (7, chce dźwigać) i Agata (roczek). Mieszkają w Ciechanowie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska