Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sztanga, kobiety i mocny sok

Anna Gabińska
Klub Sportowy Team Wrocław trenuje na Ołbinie przy ul. Elizy Orzeszkowej. Luksusy? Gdzie tam. Sala to piwnica o powierzchni 13,5 mkw. w podziemiu szarej trzypiętrowej kamienicy
Klub Sportowy Team Wrocław trenuje na Ołbinie przy ul. Elizy Orzeszkowej. Luksusy? Gdzie tam. Sala to piwnica o powierzchni 13,5 mkw. w podziemiu szarej trzypiętrowej kamienicy Fot. Paweł Relikowski
Pewien punk, którego wzięli do wojska, oszalał na punkcie wyciskania ciężarów leżąc. W maluteńkiej piwnicy urządził siłownię i ćwiczy w niej: żonę, córkę, Niemca, dziewczynę spod Białorusi, sąsiadów z bloku i kolegów z pracy. Czytaj ostrożnie, bo Ciebie też wkręci do swojego teamu - ostrzega Anna Gabińska.

Po zawodach w Nasielsku. Pyza: 3. miejsce, wynik: 202,5 kg, Nowal: 3. miejsce, wynik: 170 kg, Siwy: 4. miejsce, wynik: 200 kg. Rywalizacja ostra na maksa. KS Team Wrocław".

Takiej treści esemesa dostałam w sobotę po południu. Przeczytałam dwa razy, żeby upewnić się, że napisany został do mnie. I skojarzyłam: zawody w Nasielsku to V Międzynarodowy Puchar Mazowsza w Wyciskaniu Sztangi Leżąc. Pyza - Piotr Pawyza, lat 35, waga: 87 kg, rekord: 162,5 kg, rozgadany pracownik zakładu wulkanizacyjnego, z zawodu elektromechanik urządzeń dźwigowych. Nowal - Michał Nowaliński, lat 22, waga: 110 kg, rekord: 155 kg, zawód: konserwator w Operze Wrocławskiej. Biceps kulturysty, rzęsy jak u Rudolfa Valentino. Siwy - Marcin Zwoliński: lat 20, waga: 87 kg, rekord: 175 kg, zawód: serwisant ogumienia.

Pyza w swojej piwnicy trenuje za-wodników z całej Polski: z Kościana, Jeleniej Góry, Gniezna...

Wszyscy należą do zarejestrowanego Klubu Sportowego Team Wrocław, który trenuje na Ołbinie, przy ul. Elizy Orzeszkowej. Tej to wyciskanie potu kojarzyło się jedynie ze spacerami wśród pól żyta i pszenicy gdzieś nad Niemnem, a nie z piwnicą o powierzchni 13,5 mkw. w podziemiu szarej trzypiętrowej kamienicy, przerobioną na siłownię.

W tej właśnie piwnicy Team Wrocław dorobił się czterech tytułów mistrza Polski, jednego wicemistrza i dwóch tytułów drugiego wicemistrza. Nic dziwnego: ćwiczą cztery razy w tygodniu, co by się nie działo. Podczas powodzi 13 lat temu - po kostki w wodzie, przy świeczkach, bo nie było prądu. No ale z tegoż KS Team Wrocław Łukasz Wółkiewicz, mistrz Polski w kat. 75 kg junior, w tym roku zakwalifikował się do mistrzostw świata w USA. Nie pojechał jednak, bo nie było kasy.

W Nasielsku startowali w dwóch kategoriach wagowych: Pyza i Siwy - 90 kg, Nowal - 125 kg. Dlatego z różnymi wynikami Pyza i Nowal zajęli trzecie miejsce.

Wyniki są takie wysokie, bo na pewno wyciskali w koszulach. Jedna kosztuje pół tysiąca złotych, wrzyna się tak pod pachami, że zostają rany na kilka dni, ale wynik można i o 40 kg poprawić.

- Na zawodach wymagane są dla bezpieczeństwa, by uniknąć kontuzji. Ale tak naprawdę chodzi o to, by zarobiły firmy, które produkują te koszule - wytłumaczył mi potem na treningu Pyza.

***
Wybieram ten w środę. Zaczyna się o godz. 18. Do piwnicy sprowadza mnie Iwona Pawyza (kierowniczka sklepu z butami w Outlecie w drodze na lotnisko, dziś ma dzień wolny, więc nastawiła już drugie pranie w domu), bo do Piotra nie mogę się dodzwonić. W piwnicy nie ma zasięgu.

- Ziemniaki trzymamy na balkonie, ale ja już też wyciskam sztangę - wyznaje filigranowa blondynka. Piwnica rzeczywiście ciasna, ale wygląda poważnie: białe ściany, lustra, sztanga, muzyka techno. Ciężarki pod ścianą, skrzyneczka z magnezją, czyli tym białym proszkiem, którym zawodnicy w telewizji nacierają dłonie przed podnoszeniem ciężarów. Prawdziwym!

- Wszystko teraz kupujemy profesjonalne, choć za ciężkie pieniądze, żeby nie zdziwić się na zawodach - opowiada zdyszany i spocony Pyza, opięty potężnym skórzanym pasem.

Wraz z Michałem Mossakowskim, czyli Miśkiem, i Dawidem Godawą (Godim) pomagają Nowalowi wciągnąć tę straszną koszulę. Siłacz zamyka oczy, Pyza zaciska na nim pas na tak daleką dziurkę, że Nowal w barach rośnie przez chwilę jak Obeliks. Kładzie się pod sztangą.

- Asekuracja! - krzyczy Pyza. Chłopaki ustawiają się przy obciążnikach, na wszelki wypadek. - Mocno powietrze! Dajesz!

Po chwili Nowal wstaje i zapisuje w specjalnym zeszycie: 160 kg.
Piotr Pawyza mieszka przy Orzeszkowej od dzieciństwa. Wtedy piwnicę zajmował ojciec. Wśród półek z kompotami i workami kartofli naprawiał samochody: swój i kolegów.

- Nie znosiłem tego majsterkowania, więc trzymałem się od piwnicy z daleka. Dopiero jak ojciec umarł, zrobiłem tu siłownię.

Ale to ojciec zaraził Pyzę pasją do sportów siłowych. Gdy Piotrek był zupełnym szczeniakiem, ojciec wziął kij od miotły i obciążył go ciężarkami samoróbkami z metalu z odzysku, by mały spróbował. Całość ważyła 47 kg.

- Tak zacząłem wyciskać, że ten kij omal nie pękł - wspomina. Teraz jego rekord (w koszuli) to 217,5 kg. Ćwiczył kickboxing (wicemistrz Dolnego Śląska 1990) i inne sporty walki. A potem wzięli go na dwa lata do wojska. Do Żagania.
- Tam to była fala - mówi Piotr.

Za list z domu trzeba było zrobić tyle pompek, aż się przełożonemu nie znudziło. Albo siedzieć dwie godziny na przynitowanym do podłogi taborecie. Bez ruchu!

Pyza: - Jak wyszedłem z woja, to nauczyłem się cieszyć życiem.

Wcześniej był zbuntowanym punkiem. Nosił glany, chodził na koncerty Dezertera i KSU, pił, ile się dało. Podczas wojska, na lewiźnie, poznał na imprezie Iwonę. Leżał przy drzwiach, zakropiony mocno, a ona stanęła nad nim, bo chciała przejść.
- To Ona! - pomyślał sobie.

Ale lepiej poznali się na kolejnych imprezach i koncertach. Bo Iwona - Iwka - też była punkówą. Gdy wyszedł z wojska, pobrali się.

- Znajomi myśleli, że jestem w ciąży, ale Paulina urodziła się dwa lata po ślubie - opowiada pani Pawyza-Pyza. Wzdycha, że większość tych znajomych się już porozwodziła. Ona i Piotr - dalej razem. I coraz bliżej.

- Nie mogę siedzieć codziennie na treningu, bo Iwka tego nie wytrzyma - zdaje sobie sprawę Piotr. Dlatego zabiera rodzinę, jak porządny ojciec rodziny: do kina, na wakacje nad morze i na rower. Ale 11-letnią córkę Paulinę (rekord: 22,5 kg) podebrał matce.

- Paula miała 7 lat, jak zaczęła przychodzić do piwnicy. Sama chciała, nie namawiałem jej - zarzeka się, choć przyznaje, że jak się urodziła, żałował przez chwilę. Miał być chłopak! Ale teraz już jest zadowolony.

- Najpierw dostałam do wyciskania najmniejszy gryf. To ten patyk w sztandze, na który nakłada się ciężarki. Ważył 4 kg. Pani wychowawczyni nie wierzy, że wyciskam. Koleżanki też niektóre nie. Ale mnie podoba się ten sport - mówi Paulinka.

Jej i ojca tajemnica wyszła przed matką na jaw, gdy mała wzięła swój rekord.

- Wzięłam, czyli ustanowiłam - tłumaczy mi dziewczynka. Iwona skapitulowała. Paula zdobyła III Puchar Śląska i III Puchar Knurowa w kategorii młodzików.

- Była lepsza nawet od chłopców - cieszy się Stanisław Kulej, członek zarządu KS Wrocław Team, nauczyciel Pyzy w sprawach wyciskania, ochroniarz w dużym sklepie spożywczym. Mieszka pod Piotrem w kamienicy, zna go od dziecka. Naprawdę nie wygląda na swoje 57 lat.

- Sport, żadnych papierosów ani alkoholu - zdradza przepis na młodość. Uprawiał judo (zielony pas), karate, piłkę ręczną, wyciskanie (130 kg rekord). Teraz ćwiczy wyłącznie rekreacyjnie. I pływa na kajakach.

- Paulina będzie jeździła na zawody po całym świecie. Wcześnie zaczęła i ma talent. To po matce - puszcza oko.

Iwona uległa ostatnia. I to tylko pod warunkiem, że nie będzie po niej widać, że wyciska. Rekord: 52,5 kg, pierwsze miejsce w IV Mistrzostwach Małopolskiego Towarzystwa Krzewienia Kultury Fizycznej Kraków.

- Teraz chcą, żebym wyciskała w koszuli. O nie! Raz mi włożyli i to przed imprezą. Miałam siniaki przez tydzień. A na imprezę musiałam iść z długim rękawem. Przecież w tej koszuli dziewczyny wyglądają niekobieco, no niech pani popatrzy - przekonuje Iwona i pokazuje na komputerze w domu zdjęcia z zawodów i mistrzostw w kategorii kobiet. Nie sposób się nie zgodzić. Ale pasja jest pasją.
Nowal, czyli Michał Nowaliński: - Nie chodzi o to, żeby dobrze wyglądać, bo można po prostu pakować na siłowni. Tu chodzi o to, żeby iść do przodu. Żeby pokonywać samego siebie, mieć nowe rekordy.

Misiek, czyli Michał Mossakowski, lat 19: - Jak zaczynałem 6 lat temu, to nie mogłem unieść gryfu, a waży 15 kg. A teraz - 105 kg. Jest postęp - śmieje się.

Nowal z wykształcenia jest technikiem cyfrowych procesów graficznych. Ale pracuje w Operze jako konserwator.

- Cięcie etatów, więc jestem na wypowiedzeniu - informuje. Wie, jak się tworzy wielkie widowisko. Statystował w "Carmen" w Hali Ludowej, "Napoju miłosnym" na pergoli. "Turandot" na Stadionie Olimpijskim była ostatnim jego przedstawieniem.

Pyza w swojej piwnicy trenuje zawodników z całej Polski: z Kościana, Jeleniej Góry, Gniezna, Świebodzic, a nawet z Hajnówki - tej na Białostocczyźnie, pod białoruską granicą. Stamtąd przyjeżdża Kamila Grabiak na dwa tygodnie do Wrocławia i wyciska pod jego okiem. Jest też Niemiec Martin Schulze: chłopak siostry Pyzy.

- To ja go przestawiłem na profesjonalne tory - przypomina Kulej. Zawsze powtarzał Piotrowi, żeby ćwiczył na profesjonalnym sprzęcie, a nie na podróbkach. Dobitnie przekonał go, gdy przyprowadził raz do piwnicy swojego mistrza, trenera starej daty, który chodził wszędzie z wagą, jaką mają baby na targu: z haczykiem, na którym można zawiesić ciężar i odczytać wartość.

- Jak poważył ciężarki i gryf, to okazało się, że od rekordów wszystkim trzeba było poodejmować po 5 kg! - śmieje się pan Stanisław. A 5 kg to nawet pół roku pracy. To odkrycie tak wstrząsnęło Teamem, że przez miesiąc nikt nie miał humoru, a kilku odeszło.

- Wtedy udało mi się kupić profesjonalny gryf po bardzo okazyjnej cenie - wspomina Pyza. Wydostał go spod hałdy węgla u kogoś na podwórku. Ubrudził się niemiłosiernie, bo to była niedziela, a on wystroił się w jasne ubranie. Ale układ był taki: teraz za tyle albo nigdy.

W zakładzie, gdzie pracuje Pyza, wszyscy wiedzą, że ostro wyciska. - Dzięki temu koło od tira spokojnie wymienię i ja je prowadzę, a nie ono mnie - uśmiecha się Piotr.

Ale nie tylko wyciska. Wydaje gazetkę wyciskacza - w 50 egzemplarzach. Prowadzi stronę www.teamwroclaw.com. Sam uczy się niemieckiego, bo to piękny język: kwadrans codziennie. Nie chce zrobić prawa jazdy.

- I ja muszę prowadzić, choć Piotrek nie pije, a ja - owszem - mówi Iwona.
Teraz Piotr popija soki: z marchewki, buraka (świeży dodaje siły, jak postoi z godzinę
- oczyszcza wątrobę), a nawet ziemniaków. - No, można dostać gorączki, ale jest dobry - śmieje się.
Cały Wrocław Team szykuje się na Turniej o Złotą Marchewkę - już 7 sierpnia u Pawyzów na ogródku: działki Nad Kanałem przy pl. Kromera.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska