Gdy w październiku zaczęto szukać miejsca na tymczasowy szpital, liczba zakażeń gwałtownie rosła. Wraz z nią zapełniały się miejsca w szpitalach, wykorzystywane były niemal wszystkie dostępne w regionie respiratory. Eksperci, z którymi rozmawialiśmy – choćby znany wrocławski zakaźnik profesor Krzysztof Simon – zarzucał władzom, że wcześniej nie pomyślały o tymczasowych szpitalach.
Ten wrocławski, przy Rakietowej, został ukończony wtedy, kiedy liczba zakażeń zaczęła spadać. Nie uruchomiono go więc i nie zatrudniono nikogo do pracy. Choć zorganizowano nabór chętnych. Szpital tymczasowy ma być prowadzony przez Uniwersytecki Szpital Kliniczny, ale nie przekazano mu go po zakończeniu budowy.
USK ma być gotowy, by w ciągu trzech dni uruchomić placówkę na Rakietowej. A decyzję o jego otwarciu ma wydać wojewoda. Gdy epidemia znowu przyspieszy, a liczba zakażeń zacznie rosnąć. Dlaczego nie zatrudniono dotąd nikogo? Bo placówka nie zaczęła działać i nie została formalnie przekazana szpitalowi z Borowskiej.
Przypomnijmy, że wrocławski szpital przy Rakietowej kosztował najwięcej spośród wszystkich 19 tymczasowych szpitali (nie licząc tego na Stadionie Narodowym w Warszawie). Na jego wybudowanie wydano przeszło 75 milionów zł. To o 20 milionów więcej niż na drugi w zestawieniu szpital katowicki, który kosztował 55 milionów złotych.
Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?