Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szczęśliwy koniec dramatycznej ucieczki krowy Matyldy

Paweł Gołębiowski
Matylda w końcu odnalazła swoją bezpieczną przystań, choć straciła swoją jałówkę, która wpadła we wnyki kłusowników. Leszek Zasada, który ją uratował, zapewnia, że krowa dożyje u niego starości
Matylda w końcu odnalazła swoją bezpieczną przystań, choć straciła swoją jałówkę, która wpadła we wnyki kłusowników. Leszek Zasada, który ją uratował, zapewnia, że krowa dożyje u niego starości Paweł Gołębiewski
Matylda w końcu odnalazła swoją bezpieczną przystań, choć straciła swoją jałówkę, która wpadła we wnyki kłusowników. Leszek Zasada, który ją uratował, zapewnia, że krowa dożyje starości u niego w "Ranczu Nasza Szkapa" w Złotym Stoku.

Matylda jest nareszcie szczęśliwa. Ma wielu przyjaciół, oddanych, czułych opiekunów, swoje miejsce w czystym boksie w stajni, jest myta, leczona, ma zawsze świeżą wodę i pastwisko do dyspozycji. Bo Matylda to pięcioletnia krowa, która przez blisko trzy lata błąkała się po lasach w okolicach Kłodzka i Złotego Stoku..

Uciekła w 2013 roku, ze swoim cielakiem, po kilku godzinach pobytu u nowych właścicieli w miejscowości Laski. Schwytał ją dopiero teraz Leszek Zasada, szef Fundacji "Ranczo Nasza Szkapa" ze Złotego Stoku. Na zlecenie gminy zajmuje się wyłapywaniem wałęsających się, dużych zwierząt. Jest też właścicielem niezwykłego rancza, miejsca na peryferiach Złotego Stoku, gdzie we wspaniałej symbiozie żyje cała masa zwierząt. Świnki wietnamskie bawią się tam na przykład z pieskami, są też między innymi kozy, konie, szynszyle, indyki, króliki, koty, osiołki. To mini zoo odwiedzają wycieczki z okolicznych szkół. Zwierzaki są zatem bardzo przyjazne.

Matylda znalazła tam swoje miejsce, zaprzyjaźniła się zwłaszcza z osiołkami - Karoliną i Kingą. Stara się o nie ocierać, coś do nich muczy. Powoli staje się wielkim pieszczochem, a Leszek Zasada i jego partnerka życiowa Agnieszka Michalak cieszą się z tego bardzo. - Ta krówka przeszła naprawdę wiele - mówi pani Agnieszka.

Matyldę w 2013 roku kupiła rodzina z szóstką dzieci ze Starego Gierałtowa niedaleko Stronia Śląskiego. Krowa miała dawać im mleko, ale uwiązana na cienkim łańcuszku błyskawicznie zerwała się i razem ze swoim cielakiem rozpoczęła wędrówkę przez góry i lasy, do znanej jej obory. - Gdyby była psem czy koniem, to prawdopodobnie by tam dotarła. Ale krowy nie mają takiego węchu i orientacji w terenie - wyjaśnia pan Leszek.

Matylda i jej jałówka zatem zabłądziły. Żeby przeżyć, matka i córka buszowały na pograniczu gmin Kłodzko i Złoty Stok. Wyjadały trawę z łąk, pszenicę z pół. Zapuszczały się do ogródków. Rolnicy skarżyli się, że niszczą im uprawy. Płoszyli je więc podjeżdżając pod las na motorach. Próbowali złapać, bywało, że atakowali drągami. Ale efekt był tylko taki, że krowy stawały się coraz bardziej nieufne. Szukały jeszcze towarzystwa innych zwierząt, ale na widok człowieka szybko uciekały. Bywało, że postraszyły napastników rogami.

Nic nie poradził też weterynarz, który strzelał do Matyldy nabojami usypiającymi. Nie mógł podejść na odległość skutecznego strzału i trafiał w niewłaściwe miejsca. A Matyldę taka akcja tylko rozsierdziła.

Zwierzę sporo wycierpiało. W czasie wędrówek po lasach straciła życie jej jałówka. Wpadła we wnyki zastawione przez kłusowników, a ci kosą obcięli jej głowę. Matylda wtedy jeszcze uciekła, ale trochę później sama też wpadła w zasadzkę. Z wnyków co prawda oswobodziła się i uratowała życie, jednak na tylnej nodze pozostała jej paskudna rana. W końcu z krową poradził sobie Leszek Zasada. Ale też nie od razu. Najpierw z myśliwymi i psami, na koniach przeprowadzili akcję jak z Dzikiego Zachodu. Krowa na lasso nie dała się jednak schwytać. - Postanowiłem zrobić to sposobem. Wiedziałem, że w jednym gospodarstwie w Laskach krowy nie przepędzają, a nawet zostawiają jej na podwórku wodę. Cierpliwie przyjeżdżałem tam i podrzucałem jej smakołyki: sól, jabłka, kapustę. Podchodziłem coraz bliżej, aż po kilku dniach zaczęła jeść mi z ręki - opowiada pan Leszek.

Szczęśliwy koniec dramatycznej ucieczki krowy Matyldy

Wiedział już wtedy, że odniósł sukces. Po kolejnych kilku dniach Matylda zaakceptowała go już na tyle, że razem z pomocnikami zapakowali ją na przyczepę i zawieźli na "Ranczo Nasza Szkapa". - Ta jej ucieczka nie była spowodowana chęcią życia na swobodzie. Ona chciała po prostu wrócić do swojej obory w Starym Gierałtowie. Ale zabłądziła. Całe szczęście, że w ostatnich latach zimy były łagodne, bo prawdopodobnie nie przetrwałaby tego - tłumaczy Leszek Zasada i dodaje, że krowa to zwierzę stadne i szuka towarzystwa. Kiedy przyjeżdżał do niej do gospodarstwa w Laskach, zauważył, że Matylda przygląda się i muczy do swojego odbicia w stojącym na podwórku, wymontowanym, dużym oknie.

- Leczymy ją i mamy nadzieję, że z tą jej nogą wszystko będzie dobrze. Ludzie mówią, żeby oddać Matyldę do rzeźni, ale ona tyle przeszła, jest łagodna i coraz bardziej przyjazna. Jest też mądra. Chcemy, żeby sobie u nas w spokoju pożyła, a zostało jej być może jeszcze z dziesięć lat - mówią w "Ranczu Nasza Szkapa" w Złotym Stoku.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska