- Dokonują tego pogromu na ulicach - powiedział CNN jeden z mieszkańców, który prosił o zachowanie anonimowości. - Złapali trzy osoby i zabili je na ulicy. Inni ludzie tylko przyglądali się całemu zdarzeniu. Państwo Islamskie kontroluje teraz niemal cały obóz – dodał informator. Szacuje się, że obecnie uwięzionych w Yarmouku jest 18 tysięcy uchodźców. Znajdują się pomiędzy PI, a syryjskimi siłami reżimowymi w „najgłębszym kręgu piekła” według słów sekretarza generalnego ONZ Ban Ki- Moona.
Yarmouk, największy obóz dla uchodźców z Palestyny w Syrii został utworzony w 1957 roku, w celu zapewnienia dachu nad głową uciekającym przed skutkami konfliktu arabsko-izraelskiego.
Obóz, który leży tylko 6 km. od centrum Damaszku, został wciągnięty w walkę między syryjskim rządem a grupami zbrojnymi. Twają one od grudnia 2012 roku.
Umiejscowione w Londynie syryjskie Obserwatorium Praw Człowieka twierdzi, że PI i al Kaida związana z Dżabhat an – Nur kontroluje około 90 % obozu. Organizacja twierdzi również, że syryjski rząd zrzucił na obóz bomby. Chodziło o to żeby wyprzeć z niego grupy zbrojne.
Działacze i mieszkańcy Yarmouku powiedzieli CNN, że od kiedy PI przypuściło szturm na obóz,aż 5 tys. osób próbowało uciec ze swoich domów. Nie mają jednak dokąd pójść.
Setki osób zostało rannych, ale jedyny szpital, który funkcjonuje w obozie, najpierw był zajęty przez PI, a następnie w ubiegłym tygodniu za cel do ostrzału obrał go syryjski reżim.
Kiedy walki szalały w Yarmouk, dyrektor Fundacji Jafra - jedynej grupy pomocy, która jest w stanie dostać się do obozu - malowała ponury portret warunków w mieście, jakie zgotowało mieszkańcom PI.
- Potrzebujemy leków, dostępu do leczenia i opieki medycznej - powiedział CNN Wesam Sabaneh. Ostatni szpital w obozie został zbombardowany w poniedziałek.
Nawet dostarczanie czystej wody w Yarmouk może być zabójczym zadaniem. Majed Alomari, jeden z członków Fundacji Jafra, został zabity kilka dni temu. Zginął w strzelaninie PI z rywalizującymi grupami rebeliantów.
Szef palestyńskiej Ligi Praw Człowieka w Syrii (PLHR), który uciekł z obozu, gdy tylko dostał się w ręce PI, powiedział, że ludzie, którzy tam zostali pilnie potrzebują pomocy.
- Według moich informatorów, ludzie wracają do spożywania wody z przyprawami. Tak właśnie jedzono w 2014 roku w czasie oblężenia obozu przez syryjski reżim -powiedział CNN Salim Salamah z PLHR.
Oddziałom udzielającym wsparcia udało się na krótko zapanować nad rządem, który miał obóz pod swoją kontrolą i zapewnić pomoc kilkudziesięciu tysiącom.
Teraz, kiedy terror dotyka Yarmouk ze wszystkich stron, mieszkańcy mają do wyboru dwie możliwości – próbę ucieczki, albo pozostanie na miejscu. Mimo, że to gdzie teraz mieszkają, jak mówią członkowie ONZ, przypomina obóz śmierci.
- Terazprzerażają mnie dwie rzeczy - PI oraz system - powiedział CNN jeden z mieszkańców Yarmouk. - Reżim stara się obecnie zniszczyć obóz – dodał. A jeśli chodzi o PI, nie wiem, nie zrobili nic z wyjątkiem zmiany nazwy obozu z „ Obóz Yarmouk” na „Yarmouk Państwa Islamskiego.”
Wiadomo czego dokonali dodatkowo. Porwane przez nich w sierpniu ubiegłego roku jazydki były gwałcone, bite, a następnie sprzedawane przez członków ugrupowania. W niewoli wciąż ma przebywać ponad 4 tys. kobiet. Historię jednej z porwanych opisują światowe media. Dziewięciolatkę zgwałciło aż dziesięciu bojowników. Choć kurdyjskiej organizacji zajmującej się pomocą humanitarną udało się wywieźć dziewczynkę z Iraku, teraz może umrzeć przy porodzie swojego dziecka. W najlepszym wypadku zaś pozostanie jej trauma do końca życia.
- Czasami myślimy, że wolelibyśmy rzeź od tych porwań i gwałtów. Nawet śmierć byłaby lepsza od losu, jaki spotkał te kobiety i dzieci (…). - Iracki rząd i społeczność międzynarodowa muszą wymyślić sposób na uwolnienie jazydek. To nieprawdopodobne, że w XXI w. dzieją się okrucieństwa rodem z epoki kamienia. – przekonywała w rozmowie z CNN jazydka i posłanka do irackiego parlamentu, Vian Dakhil. Kobieta w tym tygodniu będzie przemawiała w ONZ.