Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sylwia Grzeszczak: Czego się nie dotknie, zmienia w przebój [ROZMOWA]

Robert Migdał
Sylwia Grzeszczak
Sylwia Grzeszczak fot. Janusz Wójtowicz
Z Sylwią Grzeszczak, piosenkarką, kompozytorką i autorką tekstów, rozmawia Robert Migdał

Zdaje sobie Pani sprawę z tego, że koleżanki po fachu, zżera zazdrość... Bo nie dość, że jest Pani młoda, ładna, to jeszcze utalentowana: czego się nie dotknie, to od razu zamienia Pani w przebój.
(uśmiech) Na pierwszym miejscu jest u mnie muzyka. I na niej się skupiam. Nie zastanawiam się, co powiedzą inni i czy ktoś może mi zazdrościć. Sama potrafię docenić innych wokalistów i zespoły i kibicuję innym piosenkom, o ile naprawdę są dobre. A takich nie brakuje na polskiej scenie.

Jaki jest Pani przepis na przebój. Jaki jest przepis na sukces? Ciężka praca? Szczęście? Znalezienie się w odpowiednim czasie i poznanie odpowiednich ludzi?
Praca to podstawa – to daje umiejętności i niezależność. Cieszę się, że sama tworzę swoje piosenki. To powoduje, że są jeszcze bardziej spójne z moim głosem i charakterem. Są po prostu moje. Poza tym stawiam na naturalność. Wiem, że wszelkie sztuczne kreowanie siebie z czasem zostaje zdemaskowane. Jeśli chcesz być cenionym, bądź sobą – tego się trzymam. Na pewno dobrzy ludzie wokół też są potrzebni i cieszę się, że mogłam takich spotkać na swojej drodze.

Nagrody – a w ostatnim czasie spadł na Panią ich deszcz – z pewnością się już nie mieszczą na półce. Coś zmieniają? Dowartościowują? A może rodzi się przez nie pycha? Człowiek się trochę puszy przez nie?
Nagrody są miłe, na pewno mi nie przeszkadzają (śmiech). To piękna chwila, gdy zostaje się docenionym. Na pewno każde rozdanie nagród zapamiętam na zawsze. Ale zamiast na te trofea codziennie spoglądać, wolę siadać do fortepianu i działać dalej. Komponować.

Co powoduje, że woda sodowa nie uderzyła Pani do głowy?

Na pewno wiara, której twardo się trzymam. Wiem, że trzeba na spokojnie wszystko przyjmować i dobre i złe rzeczy. Nigdy nie miałam zamiaru się zachłysnąć sukcesami, wolę czerpać radość z „małych rzeczy” i nie szukać na siłę szczęścia, tylko widzieć je wszędzie wokół siebie.

Wcześnie zaczynała drogę na szczyt. W wieku pięciu lat wystąpiła Pani z Krzysztofem Krawczykiem w „Od przedszkola do Opola”. Już wtedy Pani wiedziała, że nie będzie lekarką, nauczycielką, tylko piosenkarką?

Od dziecka czułam, że to moja droga. Jednak wiele razy, szczególnie w dzieciństwie odczuwałam trud takiego wyboru. Ale na pewno moje miejsce było, jest i mam nadzieję, będzie zawsze na scenie.

Od dziecka też Pani gra na fortepianie? To był Pani pomysł czy mama i tata kazali?

Po części pomysł rodziców, ale gdy pianino wjechało na 4. piętro naszego mieszkania, od razu do niego podeszłam i zaczęłam grać, bez żadnej wiedzy o tym. Miałam 6 lat, rodzice byli w szoku, wiedzieli, że to chyba jest mi pisane.

Jak Pani wspomina ten czas? Zazdrościła Pani innym dziewczynkom, że mogą szaleć na podwórku, a Pani musi ćwiczyć, ćwiczyć i ćwiczyć?
Na pewno. Dzieciństwo miałam specyficzne, codziennie spędzałam wiele godzin przy pianinie. Granie klasyki było wiecznym dążeniem do perfekcji. Po wielu dniach ćwiczeń okazywało się na lekcji, że prawie wszystko jest do poprawki, że trzeba zagrać zupełnie inaczej. To było najgorsze chwile, trzeba było się podnieść i działać od początku. To była ciężka szkoła muzyki i... życia.

Pochodzi Pani z muzykalnej rodziny? Z muzycznymi tradycjami?
Mama i jej siostra przejawiały talent muzyczny – obie pięknie śpiewają. Jednak nie było kiedyś warunków, by mogły działać w tym kierunku. Dlatego też mama mocno wierzyła, że mi się uda, razem z tatą zrobili wiele, bym miała pianino i mogła pójść do szkoły muzycznej.

Jak wygląda Pani praca nad piosenką? Proszę zdradzić choć trochę„kuchni” powstawania hitów Sylwii Grzeszczak: wyjeżdża Pani gdzieś daleko od ludzi czy też siada Pani przy stole w kuchni i bach – kilkanaście minut i jest przebój?
Komponuję sama, siadam do pianina bądź też nagrywam na dyktafon melodię, która „dopadła” mnie np. w samochodzie. Taka melodia może wpaść w pięć minut do głowy, może też rodzić się miesiącami. Kiedy wpadnę na pomysł, pracuję nad
jego kształtem, nagrywam w studiu instrumenty. Dopiero na końcu, kiedy dostaję słowa, nagrywam piosenkę finalnie.

Czy między dwoma artystami pod jednym dachem – pytam o Pani związek z raperem Liberem – jest miejsce na rywalizację? Na zazdrość – artystyczną zazdrość: że ja mam więcej sprzedanych płyt, moja piosenka jest wyżej na liście?
Nie ma takiej opcji. Każdy robi swoje i każdy ma swoją odrębną drogę.

Najnowsza płyta – „Komponując siebie” – jest bardzo różnorodna. Są i piękne ballady, i utwory bardzo energetyczne – jak przebój lata „Pożyczony”...
Każdy mój album to pewien przekrój, to długie miesiące, podczas których powstają dźwięki. A dźwięki to odbicie moich emocji: raz jestem pełna refleksji, jak w utworze „Kiedy tylko spojrzę”, a raz podskakuję z radości – jak w „Pożyczonym”. Innym razem mam ochotę na eksperyment i muzyczną wycieczkę, np. w klimat japońskich dźwięków, co słychać w utworze „ Młody Bóg”. Każda piosenka to inna historia i muszą się od siebie różnić.

Są też zaskakujące wykonania: piosenka z operowym śpiewem, w klimacie Dalekiego Wschodu. Lubi Pani zaskakiwać? Lubi Pani być różnorodna?
Oczywiście, jako że sama tworzę, mam za zadanie tworzyć coś nowego, odkrywać. Nie można stać w miejscu. Dlatego nie mogę się doczekać kolejnych kompozycji i kolejnych płyt.

Kolejna płyta, kolejne przeboje, koncerty... Jakie są pozamuzyczne marzenia Sylwii Grzeszczak?
Jak większośc ludzi marzę, żeby mieć zdrowie, kochającą rodzinę i zwykły, szczęśliwy dom.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska