Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Świat bez Boga? Zaczyna się wielki Dialog

Małgorzata Matuszewska
Tomasz Kireńczuk: – Ideą Dialogu jest rozmowa, a hasło festiwalu „Świat bez Boga” prowokuje do błyskawicznych reakcji. Chcemy mówić o wędrowcach w szerszej perspektywie
Tomasz Kireńczuk: – Ideą Dialogu jest rozmowa, a hasło festiwalu „Świat bez Boga” prowokuje do błyskawicznych reakcji. Chcemy mówić o wędrowcach w szerszej perspektywie Marcin Oliva Soto
Z Tomaszem Kireńczukiem, konsultantem programowym i rzecznikiem prasowym VIII Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego Dialog-Wrocław, rozmawia Małgorzata Matuszewska. Festiwal zaczyna się 17 października o godz. 18, spektaklem "Szepty i krzyki" w Teatrze Polskim, potrwa do 24 października w różnych miejscach Wrocławia.

Hasło festiwalu „Świat bez Boga” jest kontrowersyjne…
Nie wiem, czy ono jest rzeczywiście tak bardzo kontrowersyjne. Przypomina mi się Tadeusz Kotarbiński, który powiedział, że „W obliczu ogromu zła na świecie, byłoby bluźnierstwem posądzać Boga o istnienie”. Chciałbym jednak podkreślić, że hasła tego nie należy traktować dosłownie, że hasło jest pewną hipotezą, sugestią dla widzów na temat tego, jakie tematy na tegorocznym Festiwalu będą się pojawiać. Spektakle, które zaprosiliśmy na Dialog, w największym stopniu opowiadają o człowieku, który pozostawiony sam sobie musi na nowo i w różnych sytuacjach tworzyć od podstaw swój system wartości. O człowieku, który obdarzony wolnością, musi z tej wolności zrobić pożytek, co udaje mu się z różnymi skutkami. W jakimś sensie w tym haśle najciekawsze jest chyba słowo „bez”, bo najwięcej w trakcie Festiwalu będziemy mówić o braku, pustce, tęsknocie.

Zaprosiliście wyjątkowe lalkowe przedstawienie…
„Echo in camera” Romana Paski to w pewnym sensie spektakl symboliczny dla tegorocznego Dialogu. Roman bowiem w swoim teatrze jest absolutnym stwórcą scenicznej rzeczywistości. Sam tworzy lalki, które – na co zwracają szczególną uwagę krytycy teatralni – są prawie ludzkie. Oglądanie jego spektakli to oczywiście oglądanie opowiadanej przez niego historii, ale także obserwowanie tego, w jaki sposób lalka na scenie ożywa, i to tylko po to, aby po opowiedzeniu swojej historii znów stać się zwykłą, martwą materią.

Festiwal otwiera i zamyka Ivo van Hove. Dlaczego?
Ivo van Hove jest dziś jednym z najważniejszych twórców współczesnego teatru. Artystą, który ciągle w swoim teatrze eksperymentuje, tworzy teatr przyszłości, z jednej strony oparty na genialnym aktorstwie, z drugiej strony zaś na ciągłym eksperymentowaniu z nowoczesnymi technologiami. Zresztą wrocławscy widzowie jego teatr doskonale znają, pokazywane przed kilku laty „Tragedie rzymskie” w jego reżyserii do dziś uchodzą za jedno z najważniejszych wydarzeń artystycznych w historii Festiwalu. Tym razem Ivo pokaże na Dialogu spektakle z projektu bergmanowskiego, a jego spektakle otworzą i zamkną Festiwal. „Szepty i krzyki” oraz „Persona / Po próbie”, poza samą swoją wartością artystyczną, są też szalenie ciekawe, bo poprzez różnice między Bergmanem a van Hovem pokazują, jak bardzo zmienił się świat. W „Szeptach i krzykach” Bergmana akcja toczyła się w XIX-wiecznych dekoracjach. Opowieść o umierającej Agnes to opowieść o tragedii jednostki, która przechodzi przez Golgotę życia. U Ivo van Hovego Agnes jest performerką, która wie, że nie ma nic po śmierci, żadnej kontynuacji, że życie kończy się wraz z ostatnim oddechem. Mając tę wiedzę, szuka sensu i próbuje nadać znaczenie swojemu umieraniu, tworzy pewien rodzaj performance’u, próbuje rejestrować własne odchodzenie. Dla mnie to odkrycie: idea Bergmana może być jeszcze bardziej brutalna, jeszcze bardziej radykalna, niż była w filmach. Dla teatru van Hovego kluczowe jest aktorstwo, a pracuje on naprawdę z aktorami wybitnymi. Uprawiają oni aktorstwo łączące bardzo odważne, psychologiczne granie z dystansem, co jest rzadkie. Poza aktorami, szczególną wartością jest scenograf Jan Versweyveld, tworzący w spektaklach znakomite przestrzenie. Naprawdę warto przyjść na przedstawienie, żeby zobaczyć, jak można operować przestrzenią teatralną, co widać zwłaszcza w „Personie”. I choć nie mogę zdradzić tego, co wydarzy się w tym spektaklu na scenie, to mogę powiedzieć, że jedno ze scenicznych rozwiązań jest doprawdy olśniewające i choćby dla niego warto się do teatru wybrać.

Z czym będzie skonfrontowany spektakl „Loser”?
„Loser” jest osadzony w kontekście politycznym, to radykalna, odważna wypowiedź artysty, który wystawia siebie na pośmiewisko. Pokazuje siebie jako artystę przekonanego, że jego sztuka może zmienić świat, a nagle się okazuje, że tak wcale nie jest. Nie wprowadza wielkiej przemiany, bo żyje w kraju rządzonym przez Victora Orbana, który tak mocno podporządkował sobie elity, że rozpaczliwy krzyk zbuntowanego artysty staje się śmieszny, bo trafia w absolutną pustkę. W tym sensie uznać można, że spektakl Schillinga to nie tylko głos sprzeciwu wobec polityki Orbana, ale też swego rodzaju bunt przeciwko teatrowi, ukazanie własnej niemocy i bezradności. I właśnie wątek teatru, czy też buntu wobec teatru sprawił, że spektakl ten pokazujemy razem z „Warum. Dlaczego pan R. wpada w szał” Susanne Kennedy, reżyserki będącej odkryciem niemieckiego teatru ostatnich sezonów. Kennedy, zafascynowana kinem i technikami filmowymi, w swoim teatrze podejmuje temat sztuczności i autentyczności doświadczenia teatralnego. Aktorom w „Warum!” każe nosić maski eliminujące ich mimikę i zmusza ich do grania do wcześniej nagranych tekstów. Oczywiście ta sztuczność, swego rodzaju marionetkowość aktorów bezpośrednio odnosi się do tego, o jakim świecie reżyserka opowiada. A jest to świat ludzi-marionetek.

Spektakl Krzysztofa Warlikowskiego i Piotra Gruszczyńskiego wciąż jest niespodzianką...
To jest na pewno bardzo ważny spektakl, bardzo ważny głos w debacie o kształtowaniu się naszych indywidualnych i zbiorowych tożsamości. Spotkanie wokół „Francuzów” Krzysztofa Warlikowskiego, w którym obok Piotra Gruszczyńskiego weźmie udział prof. Jan Hartman, nosi tytuł „Rozpad Europy”. Proust, pisząc „W poszukiwaniu straconego czasu”, obserwował upadek pewnego systemu, który przez lata porządkował relacje społeczne. Zdaje się, że dzisiaj również stajemy się świadkami tego, jak podstawowe wartości, które wyznaczały porządek w kulturze europejskiej – równość, braterstwo, tolerancja, przestają się liczyć, wypierane są przez egoizm i ksenofobię. Ukrywamy się za murami, budujemy druty kolczaste na granicach i zapominamy o wartościach, które są fundamentem nowoczesnej Europy. 23 października o godz. 15.00 w Centrum Festiwalowym Barbara zorganizujemy finałową debatę VIII Dialogu-Wrocław, wymyśliliśmy ją w momencie pojawienia się kryzysu uchodźców. Ale nie chcemy mówić o uchodźcach, tylko o wędrowcach, o wędrowaniu. Zastanowimy się nad tym, dlaczego tak nieprzychylnie traktujemy innych wędrowców, skoro wszyscy jesteśmy wędrowcami. Olga Tokarczuk powiedziała ostatnio w jednym z wywiadów: „Brakuje mi na ratuszu w moim mieście wielkiego banera: »Wrocławianie, wszyscy jesteście dziećmi i wnukami uchodźców«”. Trudno się z nią nie zgodzić. Wszyscy jesteśmy dziećmi uchodźców, wszyscy jesteśmy wędrowcami.

Festiwal reaguje błyskawicznie na rzeczywistość.
To ważne, bo ideą Dialogu jest rozmowa, a hasło „Świat bez Boga” prowokuje do błyskawicznych reakcji. Chcemy mówić o wędrowcach i wędrowaniu, żeby zobaczyć problem w szerszej perspektywie kulturowej... Debatę poprowadzi Jacek Żakowski, gośćmi będą: rzecznik praw obywatelskich Adam Bodnar, Miłada Jędrysik, Ludwika Włodek, Jarosław Mikołajewski, Kinga Dunin. To dziennikarze, publicyści, intelektualiści, którzy widzieli na własne oczy, jak rodzi się nienawiść, jak inspirowani nienawiścią ludzie przechodzą od słowa do czynu. Jarosław Mikołajewski wydał właśnie niezwykłą książkę o Lampedusie, Miłada Jędrysik opublikowała „Inny front”. Poprzez tę debatę chcielibyśmy przypomnieć bardzo podstawową prawd, taką mianowicie, że wszyscy skądś tutaj przywędrowaliśmy. Miejsce, które zajmujemy, jest tylko przez chwilę nasze i nie wiadomo, czy i my za chwilę nie będziemy musieli go opuścić i nie będziemy potrzebować kogoś, kto nas do siebie przyjmie. Jestem przekonany, że debata o wędrowaniu ma rację bytu, zwłaszcza we Wrocławiu, mieście, którego wszyscy mieszkańcy, mogliby powtórzyć za Olgą Tokarczuk: „wszyscy jesteście dziećmi i wnukami uchodźców”. Warto o tym pamiętać i warto z tego dziedzictwa korzystać.

Zaprosiliście „Dziady” Teatru Nowego im. Tadeusza Łomnickiego, w reżyserii Radosława Rychcika. Widzowie we Wrocławiu nie odczują przesytu „Dziadami”?
Wydaje mi się, że jest to doskonały spektakl zarówno dla koneserów, jak i dla ludzi rzadko odwiedzających teatr. Po tym spektaklu można się w teatrze zakochać, zobaczyć, że teatr potrafi zaskakiwać, że potrafi bawić się różnymi kliszami, cytatami, skojarzeniami, opowiadając jednocześnie bardzo ważną i bardzo oryginalną historię. Wrocławska publiczność jest uprzywilejowana, bo ma swoje „Dziady” Michała Zadary, ale zupełnie odmienne od przedstawienia Radosława Rychcika. To dwa teatralne światy i doskonała okazja, aby zobaczyć bogactwo współczesnych języków teatralnych.
Rozmawiała Małgorzata Matuszewska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska