Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Świadek tragedii milczy

Grażyna Szyszka
28-letni Piotr utonął w Odrze na oczach kolego, Ten milczy i unika spotkania z rodziną ofiary.

We wtorek na brzostowskim cmentarzu rodzina i znajomi pożegnali 28-letniego Piotra. W połowie lipca młody mężczyzna utonął w Odrze, a jego ciało przeleżało w wodzie cztery dni. W środę, 15 lipca, przy brzegu rzeki w pobliżu nieistniejącej już wsi Rapocin, na głębokości zaledwie pół metra odnalazł je szwagier zaginionego, który na pożyczonym pontonie razem z kolegą rozpoczęli poszukiwania na własną rękę. Zajęło im to ... godzinę.
- Z okna mojego mieszkania widać most i Odrę - mówi pani Dagmara, siostra ofiary. Młoda kobieta jest w siódmym miesiącu ciąży - Od jego zaginięcia do odnalezienia nie przespałam ani jednej nocy. Patrzyłam na rzekę i pytałam: gdzie jesteś. Teraz przynajmniej wiem, że mój brat zazna spokoju, tak jak i my. I będę mogła chodzić do niego na cmentarz.

Dni, podczas których 28-letni Piotr znajdował się w Odrze, były dla jego bliskich bardzo ciężkie. Pani Dagmara, nie zważając na swój stan, razem z mężem i znajomymi, wyposażeni w lornetki, przeszukiwali brzeg Odry, aż do Czernej. Młoda kobieta przyznała, że szukała brata nawet sama. Nie mówiąc mężowi, gdzie jedzie, ruszała nad rzekę z nadzieją, że go znajdzie.
- Wierzyłam, że z rzeki szuka go policja, więc sprawdzałam Odrę z brzegu - opowiada. - Ale według mnie, nikt oprócz nas go nie szukał. Przez te kilka dni nie widziałam na wodzie żadnej policyjnej łódki. Gdyby nie mąż, brat pewnie wciąż byłby w Odrze, albo na jego ciało natrafiłby jakiś wędkarz.

Chcieli go szukać wcześniej, ale nie mieli czym. Do tego lał deszcz i było burzowo. Jednak kiedy się przejaśniło, mąż pani Dagmary, który jest zawodowym żołnierzem, poprosił dowódcę o zgodę na wypożyczenie wojskowego pontonu i razem kolegą wypłynęli na rzekę. Jeden wiosłował, a drugi wypatrywał Piotra przez lornetkę. I pierwszego dnia poszukiwań, znaleźli ciało. Zaledwie półtora kilometra od miejsca, w którym zaginął. Zajęło im to godzinę... . Zwłoki leżały niemal na brzegu. Gdy podejmowali je z rzeki, na drugim brzegu Odry biwakowała matka z dziećmi.
Rodzina młodego mężczyzny, chcąc wyjaśnić, co dokładnie się stało na placu festynowym i dlaczego Piotr wszedł do rzeki, na własną rękę próbuje odtworzyć ostatnią godzinę jego życia. Jednak mimo iż wszystko działo się na oczach dwójki świadków,
- Wiemy, że w sobotę około południa był u fryzjerki i nie było czuć od niego alkoholu - opowiada pani Dagmara. - Brat był w towarzystwie kolegi, z którym potem poszedł nad Odrę. Zanim tam dotarli mogło być przed godziną 13. Pół godziny później było zgłoszenie na policję. Piotr nie mógł więc wypić więcej niż jedno, czy dwa piwa. nie mógł być pijany.

Kobieta twierdzi, że próbowała się tego dowiedzieć od świadka tragedii, czyli kolegi brata, ale ten skutecznie jej unika. Obaj mężczyźni mieszkali po sąsiedzku, ale o dramacie nad rzeką rodzinę powiadomiła policja, a nie towarzysz Piotra, który doskonale znał zarówno jego matkę jak i siostrę.
- Dzwoniłam do niego, pisałam esemesy z prośbą, by się ze mną spotkał, pokazał dokładnie miejsce, bym mogła zapalić znicz i opowiedział, co się tego dnia stało, ale mi nie odpowiedział - mówi rozżalona kobieta. - Chodziłam do jego domu, ale jego żona nie wpuściła mnie do środka tłumacząc, że albo akurat śpi, albo jest w szoku i nie jest gotowy na taką rozmowę. Ewidentnie mnie unikał i nie chciał nic mówić. Zastanawiające jest też to, że bardzo bronił dostępu do kobiety, która wtedy była z nimi nad Odrą. Najpierw miał mi podać jej numer telefonu, ale nie dał, mówiąc, że go jednak nie ma.

Pani Dagmara twierdzi, że jej brat, który dość szybko ulegał wpływom kolegów, właśnie przez to stracił życie. Przypuszcza, że Piotr wszedł do wody, bo chodziło o zakład. - Według mnie obaj się założyli, kto pierwszy przepłynie Odrę - sugeruje pani Dagmara. - Piotr był dorosły, więc jeśli nawet dał się koledze podpuścić, to sam podjął decyzję i nie mogłabym kogokolwiek za to winić. Nie rozumiem więc zachowania jego kumpla. Dlaczego nie wzywał pomocy, gdy Piotrek się topił? Przecież wtedy nad Odrą było dużo ludzi, a pobliżu na łodzi siedział wędkarz! - stawia pytania kobieta. - Nikogo nie chcę oskarżać, ale sytuacja jest dla mnie niejasna. Mój brat był szalony i bardzo łatwo ulegał wpływom. Ale nikomu nie zrobił krzywdy. To dzięki niemu poznałam mojego męża. I to w miejscu, gdzie doszło do tragedii... - wyznaje pani Dagmara.

Bogdan Kaleta, oficer prasowy policji twierdzi, że od czasu zaginięcia Piotra prowadzono akcję poszukiwawczą, zarówno z brzegu, jak i wody - O ile pozwalały nam na to warunki pogodowe. Braliśmy też pod uwagę, że zaginiony jednak żyje. W przypadku utonięć w rzece, poszukiwania ciała są trudne, a miejsce odnalezienia zwłok bardzo nieprzewidywalne - mówi.
============04 Autor tekstu Left(51554469)============

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska