Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Straszny pan T. wyprowadza się z Iwana Połbina, czyli dlaczego wszystko ma związek z Wrocławiem

Jacek Antczak
Ponoć demoniczny pan T., persona non grata numer 1 w całej Rzeczypospolitej, będzie musiał wyprowadzić się z wrocławskiego Kozanowa. Ponoć, ponieważ tak naprawdę nikt w stolicy Dolnego Śląska nie ma pojęcia, czy rzeczywiście po opuszczeniu więzienia T. zamieszkał w policyjnym lokalu przy ulicy Połbina. No i czy zamówił pizzę w środku nocy, jak z ekscytacją doniosły tabloidy, niestety, nie informując, czy wraz z nim na wody terytorialne Kozanowa wpłynął rekin ludojad oraz błąkający się od lat po Polsce wieloryb. Mogły nie przypłynąć, bo remontujemy jazy na Odrze.

Ale, tak na wszelki wypadek, panika wybuchła. Choć sprawa rzekomego przetransportowania bestii w okolice Stadionu Wrocław pokazała też, że poza uzasadnionym strachem o dzieci, niektórzy mieszkańcy stolicy Dolnego Śląska zachowali resztki zdrowego rozsądku, a nawet poczucia (bardzo czarnego) humoru. Dowcipów na temat przeprowadzki tego człowieka na słynne osiedle na zachodzie Wrocławia nie przytoczę - pomysłowe, ale nielicujące z powagą tematu i miasta kultury. Zresztą już samo rzekome miejsce "czasowego zameldowania" najmedialniejszej postaci początków 2014 roku (na szczęście pojawił się nasz bohaterski lotnik Kamil Stoch) wydaje się absurdem. Nie, nie dlatego, że Kozanów kojarzy się w Polsce z powodzią, i to podwójną. Chodzi o tamtejsze "strzeżone osiedle" i ulicę Połbina, na których pojawił się ten straszny człowiek (może wraz z ludojadem). Albo się nie pojawił.

Osiedle, swego czasu nazywało się "Adolf Hitler Kaserne". Potem niemieckie koszary zmieniły się w radzieckie. Dziś wprawdzie mieści się tam jednostka policji, ale ulica wciąż nosi nazwę się Połbina, dwukrotnego (sic) Bohatera Związku Radzieckiego, laureat także dwóch Orderów Lenina, dwóch Czerwonego Sztandaru i innych takich, też czerwonych.

Przy okazji intrygujących wieści o T. wielu ludzi, nawet wrocławian, myliło tego nieszczęsnego Połbina z Ołbinem, czyli kozanowską ulicę z osiedlem w innej części miasta. Okazuje się bowiem, że Połbin, Iwan Siemionowicz Połbin, zaplątał się i jakoś dziwnie związał swoje pośmiertne życie z Wrocławiem. Nie dość, że poza stolicą Dolnego Śląska nigdzie w Polsce nie ma swojej ulicy (choć jego rodzinną wioskę w Rosji też przemianowano na Połbin), to jeszcze jest jedynym sowieckim oficerem, którego do dziś nie zdjęto z tabliczek. Jak przypuszcza mój redakcyjny kolega - historyk, nie zdekomunizowano go, bo był lotnikiem, a nie komunistą. I zginął nad Breslau.

Podobno Połbin był nieco szalonym pilotem bombowca, to znaczy generałem, który osobiście zasiadał za sterami samolotów i w 1945 bombardował Festung Breslau. Cóż, może na Kozanowie, gdzie stacjonowali Rosjanie, pamięć o Połbinie jest wiecznie żywa, aczkolwiek pobliski Gądów z ulicami Jerzego Bajana, Franciszka Hynka, Stefana Drzewieckiego, którzy sąsiadują z Samolotową, Lotniczą, i Sterowcową, nazewniczo by nawet bardziej pasował. Tak już jednak jest, że Wrocław kryje w sobie mnóstwo bombowych historii: wojennych, kryminalnych, lotniczych. A od czasu, gdy kilka lat temu do drzwi kilku willi zapukał Steven Spielberg, który nagle wylądował we Wrocławiu, nikt nie zdziwiłby się, gdyby ta cała straszna bajka o T. zamawiającym pizzę na ulicę Połbina okazała się prawdą.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska