Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Stanislav Levy - jaką twarz pokazał do tej pory trener Śląska Wrocław?

Jakub Guder
Trener Levy pokazuje, gdzie ma iść Śląsk, tylko czy tam dojdzie?
Trener Levy pokazuje, gdzie ma iść Śląsk, tylko czy tam dojdzie? fot. Janusz Wójtowicz
Stanislav Levy przedłużył kontrakt ze Śląskiem do 2014 roku. Jaką twarz pokazał we Wrocławiu do tej pory? Czy sprawdził się jako trener i okazał lepszy niż Lenczyk czy Tarasiewicz? A może przedłużenie umowy z Czechem to błąd?

Na Oporowskiej przyznają: tak wściekłego trenera Stanislava Levego, jak po meczu z Piastem jeszcze nie widzieli. Trudno się jednak dziwić, bo wrocławianie skomplikowali sobie drogę do europejskich pucharów. Gdyby nie awansowali, to okazałoby się, że czeski trener nie zrealizował celu, który sam sobie postawił. Nowy kontrakt jednak już ma. Levy wielokrotnie podkreślał, że gra w Lidze Europy to nie meta wyznaczona przez zarząd, ale zadanie, które postawił sobie sam z zespołem. Porażka z Piastem oznacza, że będzie musiał drżeć do ostatniej kolejki, czy WKS zdobędzie przepustkę do pucharów.

Jeszcze w piątek rano działacze mówili nam, że tylko katastrofa może pozbawić Czecha nowego kontraktu we Wrocławiu. Katastrofa - czyli brak awansu do Ligi Europy. Po południu jednak opublikowano komunikat, w którym poinformowano o przedłużeniu kontraktu. - Dla mnie nie ma to większego znaczenia, kiedy podpisano nową umowę - mówi Waldemar Prusik, były piłkarz Śląska, a teraz ekspert piłkarski. - Na Zachodzie kontrakty przedłuża się pół roku, rok wcześniej, ale u nas nie trzeba "pilnować" trenerów. Jeśli nie ten, to trafi się inny - zauważa.

Jednym z argumentów, które miały przekonać wrocławskich działaczy za kontynuacją współpracy z Levym było to, że trener potrafi przygotować zespół na spotkania z trudnymi rywalami - Lechem czy Legią. - To dla mnie dziwny argument, bo łatwiej się przecież zmobilizować na spotkania z trudnymi przeciwnikami. Powinno chodzić raczej o to, aby nie lekceważyć słabszych przeciwników - wyjaśnia Prusik.

Za trenerem murem stoją piłkarze. Od kiedy przyszedł do Śląska, wszyscy chwalą współpracę z nim. Już jedna z jego pierwszych decyzji wywołała zadowolenie zawodników. Zaraz po tym, jak Czech objął WKS, w rozgrywkach ekstraklasy mieliśmy przerwę, na którą Orest Lenczyk zaplanował krótkie zgrupowanie w Spale. Starym zwyczajem miało tam być dużo ćwiczeń w hali, a mało piłki. Levy od razu je odwołał i szybko zorganizował sparingpartnera, a mistrzowie Polski odetchnęli z ulgą, bo - co tu kryć - za wycieczkami do Spały nie przepadali. Cieszyli się także z zimowych przygotowań, bo od początku - mimo śniegu i siarczystego mrozu - mieli dużo zajęć z piłką, a i sparingi zaczęli dużo wcześniej.

Jakby na to nie patrzeć, to właśnie trener Levy wyciągnął z zaświatów skreślonego przez Lenczyka Piotra Ćwielonga i uczynił z niego kluczowego piłkarza swojej ekipy. "Pepe" - który przecież latem ubiegłego roku był już jedną nogą poza Wrocławiem - jeszcze nigdy nie był tak skuteczny. To jeden z 3-4 zawodników, od których teraz trener zaczyna ustalanie składu. Po przyjściu Czecha poprawiła się też znacznie atmosfera w drużynie, a to właśnie bardziej ten element niż wyniki zadecydował, że podziękowano za współpracę Lenczykowi. - Niezależnie od tego, jak potoczą się moje losy w Śląsku, to trener Levy jest zbyt fajnym trenerem, żeby się na niego gniewać - powiedział ostatnio Sebastian Mila.

Co można zarzucić Czechowi? No cóż - miał odważniej niż poprzednik postawić na młodych, ale nie stawia. Dał szansę pograć tylko Jakubowi Więzikowi. Z drugiej strony uważniej niż Lenczyk obserwuje juniorskie drużyny i można zaryzykować stwierdzenie, że ma większe rozeznanie w potencjale młodzieżowym WKS-u.

Jeśli chodzi o pracę podczas meczu, to zdarzały się Levemu decyzje, którymi nie pomagał piłkarzom. - Dlaczego na przykład w pierwszym spotkaniu z Legią, gdy przegrywaliśmy 0:2, za Moulounguiego wszedł pomocnik Cetnarski? - zastanawia się Prusik, chociaż trzeba przypomnieć, że jedyna bramka w spotkaniu z Pogonią Szczecin padła po akcji rezerwowych.

- Nie widzę stabilizacji w grze Śląska. Potrafi zagrać dobry mecz z Lechem, by potem mieć taki występ, jak z Bełchatowem czy Pogonią. Trudno tu zauważyć rękę Levego - twierdzi Prusik. Należy jednak pamiętać, że Czech pracuje w o wiele gorszych warunkach niż jego poprzednicy. Bo dziś już na Oporowskiej nikt nie wyłoży 400 tys. euro, by kupić takiego piłkarza jak Mateusz Cetnarski.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska