Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sprzedani na seks – chłopcy z Polski ofiarami handlarzy ludźmi

Marcin Rybak
Pierwszy klient miał 60 lat… stary, obleśny…Widział, że się boję, że jestem młody ale go to nie interesowało. Płakałem. Potem mnie pobili. Zawsze jak się nie zgadzałem, jak bolało, byłem bity pejczem. Do tej pory mam blizny na plecach – Paweł miał czternaście lat gdy podstępem i przemocą zmuszono go, by został męską prostytutką w agencji towarzyskiej dla gejów w Niemczech. Główny sprawca jego tragedii nie został dotąd osądzony. Oto kulisy wspólnego śledztwa Superwizjera TVN i portalu GazetaWroclawska.pl

Dotarliśmy do ofiar gangu, sprzedającego młodych mężczyzn i chłopców z Polski do agencji towarzyskiej dla gejów w Essen w Niemczech. Jedni wiedzieli po co jadą, innych zwabiano podstępem, a potem przemocą zmuszano do prostytucji. Mózg tego biznesu – obywatel Niemiec Hans M. - jest od dziewięciu lat nieuchwytny dla polskiej prokuratury. Choć był już zatrzymany i siedział w areszcie we Wrocławiu. Zwolniono go jednak, a śledztwo zawieszono. Wrócił do biznesu. Są tacy, którzy twierdzą, że prowadzi go do dziś.

- Miałem czternaście lat. Byłem na ucieczce z domu dziecka. Zaczepili mnie na ulicy i zapytali czy chcę jechać do pracy do Niemiec. Mówili, że będę zakładał panele. Tak Paweł został męską prostytutką. To było kilkanaście lat temu. Hans i jego naganiacze zaczęli swoją działalność w Polsce w roku 2002.

Najważniejszy z naganiaczy mieszka we Wrocławiu. Ma ma imię Tadeusz. Pseudonim „Tabaza”. Dziś jest oskarżony o handel ludźmi, razem z innymi współpracownikami Hansa. Spotykamy go na sądowym korytarzu. Starszy, schorowany mężczyzna. Mocno przy kości. Nic nie mówi tylko kiwa się w przód i w tył na ławce. Jakby nie miał kontaktu z rzeczywistością.

Czternastoletniego Pawła ludzie Hansa znaleźli na ulicy w Poznaniu. Powiedział, że ma jeszcze kolegę Marka. Osiemnastolatka. I pojedzie do Niemiec zakładać te panele. Ale tylko z nim. Marek też się zgodził. Zawieźli ich obu do Wrocławia i załatwili fałszywy dowód osobisty dla Pawła. On swojego nie miał - był jeszcze dzieckiem. Wtedy jeszcze nie wiedział, że jedzie do piekła.

Dotarli do Essen, przenocowali w mieszkaniu, do którego ich zaprowadzono. Następnego dnia poznali Maxa i jego partnera Mariusza. - Max powiedział, że mam uprawiać seks. A jeśli nie, to dostanę za swoje. Chcieliśmy uciekać, ale Mariusz, ten co żył z Maxem, wybił nam to z głowy. Zabrał nam dokumenty – opowiada dziś Paweł.

Zrobili mu nagie zdjęcia i umieścili w internecie. Piekło trwało pięć miesięcy. Codziennie miał od trzech do pięciu klientów.

Czytaj dalej na kolejnej stronie (kliknij)
Zrobili mu nagie zdjęcia i umieścili w internecie. Piekło trwało pięć miesięcy. Codziennie miał od trzech do pięciu klientów.

- Często pana bili?
- Jak już zdobyłem ich zaufanie, to mnie nie bili…
- A wcześniej?
- Jak się nie zgadzałem, jak bolało, jak mówiłem że nie. Do tej pory mam blizny na plecach
- To czym pan był bity?
- Pejczem.

Paweł uciekł, ale najpierw zaczął udawać, że wszystko co się z nim dzieje zaczyna mu się podobać. Dzięki temu nie trzymali go już w domu, a zawozili do domów do klientów. Jednemu z nich uciekł. Miał jego 250 euro. „Honorarium” za usługę seksualną. Za te pieniądze dotarł do polskiej granicy. Tu został zatrzymany i opowiedział o swoim piekle w Essen. CBŚ i prokuratura wszczęły śledztwo. Był rok 2006.

Przyjemne z pożytecznym
Jesień 2017, późny wieczór. Krzysiek oprowadza nas po alejkach parku przy wrocławskiej Panoramie Racławickiej. To właśnie tu przed kilkunastoma laty poznał „Tabazę”. Park był wtedy znany jako miejsce gdzie spotykały się osoby orientacji homoseksualnej. Bywał więc i „Tabaza”. Krzysiek ledwo co skończył 15 lat.

- „Tabaza” powiedział: „połączysz przyjemne z pożytecznym: będziesz uprawiał seks i będziesz za to zarabia pieniądze”. Wtedy akurat moja sytuacja nie była zbyt ciekawa, więc się na to zgodziłem, nie mówiąc nic rodzicom. Mamie powiedziałem, że jadę po prostu jako opiekun do dzieci do Niemiec…

Nie zarobił nic. Zażywanie viagry dzień w dzień przez kilka miesięcy na zawsze odbiło się na jego zdrowiu. Lek dostawał, żeby być zawsze sprawnym. Niezależnie od tego, ilu i jakich klientów przyjdzie mu obsługiwać.

- Na samo dzień dobry Max zabrał mi dowód osobisty, stwierdził, że po Essen mogę się poruszać z kserokopią dowodu osobistego, że mi się nic nie stanie, że policja nie będzie miała nic przeciwko jak będę miał ksero a nie oryginał. Oryginał zamknął w sejfie…

Tam też trafiały wszystkie pieniądze. Opłata za usługę – 80 euro - miała być dzielona na pół. Połowa dla Maxa, połowa dla Krzyśka. Ale część Krzyśka też trafiała do sejfu.
Po kliku miesiącach pracy oznajmił, że wraca do Polski, bo mama jest chora. Max urządził imprezę z grą w pokera na pieniądze. Przegrał cały zarobek. Ktoś zaprowadził go na autobus i kupił bilet do Polski.

- Nie tylko ja wyjeżdżałem stamtąd bez pieniędzy

Max w areszcie? Nie na długo
Jakiś czas później mieszkanie Maxa w Essen odwiedziła niemiecka policja. Znaleźli kopię dokumentów Krzyśka. Tak został pokrzywdzonym w śledztwie. Prowadziła je wrocławska prokuratura okręgowa. Ale sprawa szła jak po grudzie. Co prawda ustalono grupę ofiar Maxa, „Tabazy” i innych członków szajki. Na podstawie Europejskiego Nakazu Aresztowania Max został zatrzymany i niemieckie władze wydały go do Polski.

Tu we wrocławskim areszcie siedział od 2008 do 2009 roku. Poem zwolniono go z aresztu za kaucją. Wrócił do Niemiec. Więcej się w Polsce nie pokazał. Tymczasem sprawę zawieszono z powodu kłopotów zdrowotnych „Tabazy”. W 2012 roku prokurator Daniel Drapała wznowił je. Ale szybko zawiesił kolejny raz. Powód? Trzeba szukać wszystkich pokrzywdzonych. Bo jeśli przestępcy zostaną oskarżeni i skazani a okaże się, że jest jeszcze jakaś ofiara, to ta osoba nie będzie mogła już dochodzić sprawiedliwości.

Ale dla Hansa to już nie miało znaczenia. Hans był w Niemczech i wrócił do biznesu. W 2016 roku ujawniliśmy, że do sądu we Wrocławiu trafił akt oskarżenia jego nowych wspólników. Ofiary – dziewięć osób. Najmłodsza miała 15 lat, pozostałe od 16 do 18. Trójka nowych wspólników Hansa działała od 2014 do maja 2015. W tej sprawie zapadły już wyroki. Od czterech do ośmiu lat więzienia. Śledztwo prowadził inny prokurator - Tadeusz Potoka.
On też przejął zawieszoną pierwszą sprawę Hansa. Znalazł prawny sposób, by oskarżyć „Tabazę” oraz innych polskich wspólników szefa agencji z Essen. I to tak, by nie zamykać ewentualnym nowym, odnalezionym później ofiarom, drogi do sprawiedliwości. Wystarczyła modyfikacja prawnej kwalifikacji przestępstwa.

Za Hansem raz jeszcze rozesłano list gończy i Europejski Nakaz Aresztowania. Latem ubiegłego roku trafił nawet do niemieckiego aresztu, ale po kilku miesiącach go zwolniono. Procedura ekstradycyjna trwa cały czas. Czy skończy się powodzeniem? Padają głosy, że niekoniecznie. Bo Niemcy nie muszą rozumieć dlaczego kolejny raz domagamy się wydana tej samej osoby do tej samej sprawy. Do której już raz – równo dziesięć lat temu – przekazywano go nam.

Ustaliliśmy gdzie dziś można spotkać Hansa M.
Kamienica w centrum Essen. Drzwi mieszkania otwiera szczupły, wysoki mężczyzna. - Nic nie wiem, nie mam nic do powiedzenia – odpowiada na każde pytanie.
- Czy ci chłopcy tutaj faktycznie byli?
- Bez komentarza.
- Przyjedzie pan do Polski?
- Bez komentarza.
- Celem oskarżenia i odbycia kary.
- Nie. Niemiecki sad orzekł, że nie pojadę do Polski. Nic więcej nie powiem.

Oficjalnie niemiecki sąd mówi, że procedura ekstradycyjna do Polski ciągle trwa. I decyzji jeszcze nie ma.

Chciałbym mu spojrzeć w oczy
Paweł zwabiony do Essen jako czternastolatek: - Pierwszy klient miał 60 lat… stary, obleśny…Widział, że się boję, że jestem młody ale go to nie interesowało. Płakałem. Ten klient rozmawiał z Maxem po tym wszystkim. Max z Mariuszem mnie pobili, powiedzieli ze mam się tak nie zachowywać.
Wreszcie któryś klient zawiadomił policję o podejrzanie młodych chłopcach uprawiających prostytucję.
Max zobaczył przez judadsz, że to policja i Mariusz od razu wziął mnie do szafy, przystawił nóż do gardła, zamknął ręką usta i powiedział, że mam siedzieć cicho. Policja weszła do mieszkania, popatrzyła po pokoju i wyszła…
- A nie myślał pan wtedy ze krzyknąć?
- Balem się, miałem przystawiony noż do gardła, i zamknięte usta ręką…
- Chciałby pan jeszcze kiedyś spotkać Maxa, na sali sądowej, zobaczyć jak jest skazywany, jak zapada wyrok?
- Jak zapada wyrok tak, chciałbym…
- I chciałby pan mu wtedy coś jeszcze powiedzieć?
- Nie, chciałbym tylko moc spojrzeć mu w oczy jak zapada wyrok, uśmiechnąć się ze się ciesze z tego…

Proces wspólników Hansa trwa. Trwa też kolejne śledztwo. Na podstawie materiałów dostarczonych do Polski przez niemieckie władze w ubiegłym roku.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Sprzedani na seks – chłopcy z Polski ofiarami handlarzy ludźmi - Gazeta Wrocławska

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska