Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sprawa Tomasza Komendy. Śledztwo w sprawie śledztwa

Marcin Rybak
Pawel Relikowski / Polska Press
Prokuratura w Łodzi zajmie się wyjaśnianiem, jak to się stało, że Tomasz Komenda niewinnie przesiedział 18 lat za zbrodnię, której nie popełnił. Śledczy mają wyjaśnić, czy nie tworzono fałszywych dowodów winy. Zbadają też, czy nie doszło do bezprawnego pozbawienia wolności.

Wrocławianin Tomasz Komenda w czwartek wyszedł na wolność po 18 niemal latach spędzonych w więzieniu. Trafił tam w kwietniu 2000 roku pod zarzutem brutalnego gwałtu na piętnastoletniej Małgosi. Później sąd skazał go na 25 lat za zabójstwo. Do zbrodni doszło w Miłoszycach pod Wrocławiem. W noc sylwestrową 1996/1997.

Dowody, które go obciążały, wydawały się niepodważalne. Teraz prokuratura ma nowe dowody. I twierdzi, że jest niewinny i niesłusznie skazany. W Sądzie Najwyższym jest wniosek o uniewinnienie Tomasza. W czwartek sąd wypuścił go na przedterminowe zwolnienie.

Przegapiony sprawca

Co więc łódzka prokuratura będzie musiała wyjaśnić? Po pierwsze, jak to się stało, że nie złapano prawdziwego sprawcy. Dziś śledczy są pewni, że wiedzą, kto nim jest. To Ireneusz M. Mężczyzna został zatrzymany w czerwcu ubiegłego roku. Choć już cztery dni po zdarzeniu powinien był znaleźć się w kręgu podejrzeń. Ściślej: znalazł się. Ale uznano, że to fałszywy trop. To pierwsze pytanie do łódzkich śledczych. Co się stało, że Ireneusz M. zarzutów nie usłyszał. Gapiostwo? Nieudolność? Celowe działanie?

Fakty: Ireneusz M. przesłuchiwany 4 stycznia 1997 r. opowiada o dziewczynie, którą widział na dyskotece w wiejskiej świetlicy. Mówi, że miała białe skarpetki z czerwonym wzorem.

Takie skarpetki miała Gosia, gdy jej ciało znaleziono na jednej z pobliskich posesji. Na dyskotece nie było ich widać, bo na nie dziewczynka założyła rajstopy. Co więcej: świadkowie widywali go na posesji, na której potem zgwałcono Małgosię. On sam o tym mówił. Przywiózł ze sobą na sylwestrową dyskotekę kilka butelek wódki i schował je właśnie na tej posesji.

Dlaczego nie usłyszał zarzutów? Porównywano jego DNA do kodu genetycznego włosów z czapki znalezionej na posesji. Stwierdzono, że to nie jego kod. Dziś prokuratura uważa inaczej. A DNA Ireneusza było nie tylko na czapce, ale wszędzie. Na ciele ofiary były ślady zębów. Wtedy ekspert wykluczył, by należały do Ireneusza M. Dziś śledczy uważają, że należały.

Sprawca fałszywy

Drugi wątek: skąd w sprawie 
pojawił się Tomasz? Jakaś jego sąsiadka rozpoznała go na jednym z porterów pamięciowych publikowanych w mediach. Powiedziała znajomemu policjantowi. Ten zameldował szefom.

Te same ślady, które wyeliminowały Ireneusza M., wskazały na Tomasza Komendę. Włos z czapki był z jego DNA. Choć ten sam kod mógł się powtarzać co 70 osób. Zapach na czapce był jego. Dziś śledczy nie mają wątpliwości, że to czapka Ireneusza M. i zapach Tomasza po prostu nie mógł się tam znaleźć. Szczególnie że Tomasz w sylwestra był w domu we Wrocławiu. Zeznało to dwanaście osób. Ale 18 lat temu nikt ich nie słuchał. I wreszcie zęby. Eksperci orzekli, że ślad ugryzienia to zęby Tomasza...
Jak mogła się zdarzyć tak nieprawdopodobna seria zbiegów okoliczności? A może komuś zależało? Chodziło o to, żeby wybronić Ireneusza M.? A może drugiego - wciąż nieznanego sprawcę? Był. Zostawił ślad na miejscu zbrodni.

Prokuratorzy z Łodzi będą musieli wyjaśnić, czy ktoś nie próbował ochronić sprawcy. Oraz czy ktoś nie tworzył 
fałszywych dowodów winy Tomasza

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska