Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Śmiertelnie niebezpieczny przejazd na Dolnym Śląsku. Niedawno doszło tu do tragedii, której obawiano się od lat. Wójt wini kolej

Nadia Szagdaj
Nadia Szagdaj
O dodatkową sygnalizację mieszkańcy walczą tu od lat. Niestety w końcu doszło do tragedii.
O dodatkową sygnalizację mieszkańcy walczą tu od lat. Niestety w końcu doszło do tragedii. Nadia Szagdaj / Polska Press
Mieszkańcy Małowic i Orzeszkowa oraz okolicznych miejscowości, walczą o sygnalizację świetlną na śmiertelnie niebezpiecznym przejeździe pomiędzy miejscowościami. 30 listopada zginął tu kierowca szkolnego autobusu, który przejazd pokonywał kilka razy dziennie. - Gdyby ten człowiek widział nadjeżdżający pociąg nie wjechałby na tory - mówi wójt Jolanta Krysowata-Zielnica. Co na to PKP PLK?

O przejeździe między Małowicami a Orzeszkowem w gminie Wińsko zrobiło się głośno przez tragedię, do której doszło tu 30 listopada br. Kierowca przejeżdżający przez tory kilka razy dziennie odbywał tu ostatni kurs autobusem szkolnym. W pojeździe nie było dzieci, kiedy pan Marek wjechał na tory wprost pod nadjeżdżający pociąg.

O tragedii pisaliśmy tutaj:

- Pan Marek jeździł z dziećmi szkolnymi około trzech lat. Był osobą odpowiedzialną i ostrożną. Z uczniami jeździł na tyle wolno, że inni kierowcy czasem go pośpieszali. Ale wolał "wlec" się za innymi pojazdami niż narażać swoich pasażerów. Nie wiemy co się stało tamtego dnia na przejeździe - mówi pani Kamila, nauczycielka ze Szkoły Podstawowej im. Jana Markiewicza w Orzeszkowie.

Mieszkańcy pobliskich miejscowości są w szoku ale mówią jasno, że na tragedię od dawna się zanosiło. Pani Kamila, jako mieszkanka Orzeszkowa sama chodziła po sąsiadach i zbierała podpisy pod petycją o strzeżony przejazd. Kierowcy wnioskowali wówczas m.in. o sygnalizację świetlną. Komisja obecna wtedy na miejscu przyznała przejazdowi klasę A. Miały na nim stanąć rampy i oświetlenie ale wniosek przyszedł rzekomo za późno.

- Mówili, że w ciągu dwóch lat zrobią sygnalizację świetlno-dźwiękową, kiedy wywiążą się z innych inwestycji. To było 5 lat temu. Dotąd zrobiono wyłącznie oświetlenie w postaci latarni - opisuje pani Kamila.

Walka o bezpieczny przejazd trwa jednak o wiele dłużej.

- Nie byłam jeszcze wójtem, a jestem nim od 8 lat, kiedy wnioskowaliśmy o poprawę bezpieczeństwa na tym przejeździe - opowiada wójt gminy Wińsko, Jolanta Krysowata-Zielnica. - Nie potrzebujemy tu szlabanów, bo spowalniają ruch. Chcemy wiedzieć, że bezpiecznie przejedziemy. Potrzebujemy świateł.

Byłam dziś (7 grudnia) na przejeździe w między Małowicami, a Orzeszkowem. Postawiłam samochód w miejscu, które wyznaczają linie przed znakiem stop. I praktycznie widziałam niemal tyle co nic. Widoczność zaburzają tu też słupy trakcyjne i tablice ostrzegające o niebezpieczeństwie. Pociąg dosłownie się za nimi chowa.

- Rano przejeżdżają tu trzy autobusy, po południu pięć. Chodzi mi wyłącznie z młodzieżą. Nie liczę innych, dowożących do pracy na przykład górników - wylicza wójt. - Dodatkowo trwa remont pobliskiej drogi wojewódzkiej, przez co ten przejazd kolejowy stał się dla kierowców koniecznością. Polska wieś, to wieś zmotoryzowana. Do stacji kolejowej też trzeba czasem dojechać - tłumaczy. - Wokół rozpościerają się pola i lasy, z których często unosi się mgła - zwraca moją uwagę. - Wtedy kierowcy w ogóle nie wiedzą, że nadjeżdża pociąg.

We mgle czy półmroku, okoliczni mieszkańcy zmuszeni pokonać tę niebezpieczną przeszkodę często otwierają okna, by posłuchać, czy nadjeżdża skład. Niektórzy wręcz wysiadają z samochodu, aby upewnić się, że mogą jechać dalej. Pociąg rozwija tu średnią prędkość 120 km na godzinę. Widoczność zaś sięga może 200 metrów. - To trasa do Szczecina. Jeździ tędy na przykład Inter City - wyjaśnia wójt.

Zobacz wideo z przejazdu, nagrane w dzień bez mgły:

od 16 lat

Kierowcy, którzy podjeżdżali tu dzisiaj rano (w ciągu pół godziny było ich ponad 20), na długą chwilę przystawali przed znakiem STOP. Niektórzy gasili silniki, by posłuchać czy jedzie pociąg. Inni otwierali okna. Potem każdy zrywał się z kopyta. Ale wójt Wińska zapewnia, że to nie nadmierna ostrożność po ostatniej tragedii. - Tak jest tu od zawsze. Gdyby kierowca, który zginął widział nadjeżdżający pociąg, nie wjechałby na przejazd - zapewnia.

- Każde zdarzenie na przejazdach kolejowo-drogowych jest szczegółowo badane. Komisje ustalają okoliczności, aby eliminować w przyszłości przyczyny zdarzeń - ripostuje Mirosław Siemienic, rzecznik PKP PLK. - Wszystkie przejazdy są zabezpieczone, znakami, sygnalizacją lub rogatkami – odpowiednio do warunków miejscowych. Okoliczności zdarzenia w Orzeszkowie są szczegółowo analizowane, aby ustalić przyczynę wjazdu autobusu pod pociąg.

Kolej uważa też, że przejazd w Orzeszkowie jest dobrze oznaczony. - Przejazd jest zabezpieczony zgodnie z wymaganiami - twierdzi Mirosław Siemienic. - Są znaki informujące o zbliżaniu się do skrzyżowania z torami, jest krzyż św. Andrzeja i znak stop – który nakazuje się zatrzymać i przejechać, wówczas gdy droga będzie bezpieczna. Ponadto na jezdni namalowane zostały pasy, które dodatkowo „przypominają” o skrzyżowaniu z torami.

- PKP zrobiły dla nas nawet zwalniacze przed znakiem STOP - potwierdza pani Katarzyna, także nauczycielka ze szkoły w Orzeszkowie. Zaraz potem dodaje. - Ale my wiemy kiedy dojeżdżamy do przejazdu! Nie wiemy natomiast dojeżdża do niego pociąg, bo po prostu go nie widać!

- Ile może kosztować taka sygnalizacja, skoro PKP wyremontowały stacje kolejowe w Małowicach i Orzeszkowie, a świateł na przejeździe pomiędzy nimi wciąż nie ma? - zastanawia się wójt Krysowata-Zielnica.

- Zarządca infrastruktury konsekwentnie zwiększa zabezpieczenia na przejazdach. Na Dolnym Śląsku kilkadziesiąt skrzyżowań kolejowo drogowych zyskało dodatkowe zabezpieczenia. Na trasie z Głogowa do Wrocławia planowana jest inwestycja. Przejazdy kolejowo drogowe będą wówczas dodatkowo wyposażane w urządzenia – sygnalizacje i rogatki m.in. ze względu na przebudowę torów i zwiększanie prędkości pociągów - deklaruje Mirosław Siemieniec.

W międzyczasie, mimo lat starań mieszkańców o dodatkowe zabezpieczenia doszło jednak do tragedii, o którą od lat aż się prosiło. Pan Marek osierocił dwójkę nieletnich dzieci. Postawienie teraz świateł na przejeździe, nie zwróci im ojca.

Szczegółowe okoliczności i przyczyny tej tragedii bada prokuratura.

NIE PRZEGAP:

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska