Podobno „Hannibal” wykręcił taki numer w Polsce już po raz drugi, co może wskazywać na to, że nie jest to przypadek tchórzostwa, lecz oznaka generalnego podejścia do życia. Nie mam bladego pojęcia, kim tak naprawdę jest „Hannibal” i dlaczego znienacka rezygnuje z pieniędzy i sławy (nie wspominając o wściekłości kibiców i organizatora gali), ale zaryzykuję opinię, że uważa się za wystarczająco dobrego zawodnika, by nie musiał swego kunsztu w biciu i kopaniu co chwila wszystkim udowadniać.
W tym miejscu chciałbym zwrócić uwagę na określenie „wystarczająco”. Jestem gorącym zwolennikiem modnej w psychologii doktryny, zgodnie z którą powinniśmy porzucić dążenia, by dorosnąć do jakiegoś ideału (np. matki, żony, ojca). Ci psychologowie i terapeuci powtarzają: nie trzeba być wcale najlepszym, nie trzeba być doskonałym. Mądry jest ten, kto uzna, że jego życie, praca, małżeństwo, rodzina są wystarczająco dobre. Chodzi mniej więcej o to, by wyzwolić się z żelaznego uścisku stresu, wypisać się świadomie z wiecznej pogoni za króliczkiem. Dodajmy, że z tego punktu widzenia programy telewizyjne typu „Perfekcyjna pani domu” są nie tylko głupie, ale i szkodliwe.
Dla wielu objawieniem stała się książka Barry’ego Schwartza „Paradoks wyboru” (można obejrzeć jego prelekcję na YouTube). Zwrócił on uwagę, że satysfakcję odbiera nam nadmiar możliwości. To paradoks, bo przecież im większy mamy wybór, tym z pozoru lepiej. Nieprawda. Jest gdzieś granica, po przekroczeniu której gubimy się, bo czego byśmy nie wybrali, to mamy poczucie, że uciekła nam lepsza okazja.
Schwartz świetnie to opisał na przykładzie dżinsów. Dawniej jego wizyta w sklepie była niekłopotliwa, bo mógł kupić praktycznie jeden model tych spodni. Na początku dżinsy nie leżały idealnie, ale z czasem materiał się na tyle odkształcał, że były w porządku. Teraz sprzedawca wykłada Schwartzowi dziesiątki modeli, ten przez godzinę poci się w przymierzalni i wychodzi z dopasowaną parą spodni, ale nie jest zadowolony. Podejrzewa, że pominął lepszą. Większy wybór to mniejsza satysfakcja.
Wyciągnąłem z tej opowieści praktyczny wniosek. Kiedy niedawno wybrałem się do sklepu z dżinsami, w ogóle nie patrzyłem na półki i wieszaki. Natychmiast zażądałem od sprzedawcy, by pokazał mi najbardziej dla mnie odpowiednie, proste spodnie w kolorze niebieskim, przymierzyłem je, po czym zażyczyłem sobie, by dołożył mi taki sam model w kolorze czarnym, zapłaciłem i wyszedłem. Nieco zaskoczony szybką akcją kupiec próbował mnie jeszcze zachęcić do kupna modelu... bordowego, ale byłem twardy jak skała. I w pełni usatysfakcjonowany.
Oczywiście, są tacy, którzy chcą być mistrzami świata, idealną matką albo mieć najlepsze dżinsy w mieście. Ich nie dotyczy paradoks wyboru, zapewne nie lubią słowa „wystarczająco”. Akurat im nie życzę spełnienia marzeń, bo mogą się rozczarować.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?