- Miałyśmy świadomość, że licząc na półśrodki nic z tego nie będzie, albo gramy zwycięstwo albo o nic. Wyszłyśmy z tym nastawieniem, ale zabrakło sił do samego końca - mówiła tuż po przegranym 74:84 meczu rewanżowym z KSC Szekszard Agnieszka Kaczmarczyk.
Zdobywając 74 punkty w meczu Ślęza Wrocław wygrałaby wszystkie mecze EuroCupu i 10 z 12 spotkań Basket Ligi Kobiet. Ale po raz pierwszy w tym sezonie wrocławianki pozwoliły sobie rzucić ponad 80 oczek i to we własnej hali. Zespół z Węgier zagrał na znakomitej skuteczności, trafiając 56 proc. rzutów z gry.
- Jak widać wszystko jest możliwe - śmiała się po spotkaniu Erica McCall z KSC. - 56 procent skuteczności to naprawdę dobry rezultat. Kiedy trafia się z taką skutecznością, łatwiej myśleć o zwycięstwie - podkreślała, dwukrotnie zerkając na statystyki meczu, jakby nie dowierzając, że wraz z koleżankami rzeczywiście zagrały tak dobrze.
Trzeba przyznać, że sprzyjało im nieco szczęście - parę razy koszykarki z Węgier trafiały rzuty, które w 9 na 10 przypadków skończyłyby się pewnie na obręczy. Jak na przykład jedyna celna próba w meczu Alexandry Theodorean, która podniosła bezpańską piłkę i na trzy sekundy przed końcem czasu rzuciła z ośmiu metrów. Piłka wpadła czysto, jak po sznurku.
- Zawodniczkom rywalek dopisywała zadziwiająca skuteczność. Każdą akcję, którą próbowałyśmy powstrzymać na obwodzie, one kończyły pod koszem i na odwrót. Gdy zaczęłyśmy zacieśniać pod koszem, to dziewczyny z Węgier trafiły mnóstwo trójek. Nie mogłyśmy znaleźć wyjścia, które pozwoliłoby nam zatrzymać te dwa aspekty jednocześnie - powiedziała Kaczmarczyk.
- Nie można wiele zrobić, gdy przeciwniczki grają z taką skutecznością. Mogłyśmy pewnie podejść jeszcze bliżej w kryciu, ale na nic by się to zdało, bo pozwalałyśmy im na bardzo łatwe rzuty - stwierdziła Marissa Kastanek.
W głowach obu drużyn tkwiła pięciopunktowa przewaga, którą Ślęza wypracowała na Węgrzech. Teraz jeszcze bardziej boli, że nie udało się utrzymać 16 punktów prowadzenia. Pięć oczek spowodowało, że mecz był prawdziwym rollercoasterem.
- Cały czas miałyśmy to z tyłu głowy. Wiedziałyśmy, że wygrana czterema punktami w niczym nam nie pomoże i musimy dalej atakować - podkreślała McCall.
- Po wyjściu na prowadzenie chciałyśmy zwiększać je do pięciu, siedmiu, piętnastu punktów, ale nie byłyśmy w stanie. W ostatnich 45 sekundach wiedziałyśmy, że trzeba zmniejszyć straty do czterech punktów, lecz one zagrały dobrze w defensywie, a my nie trafiłyśmy rzutów, które musiałyśmy trafić - mówiła rozżalona Kastanek, która jednak po chwili zmieniła nastawienie.
- Jestem bardzo dumna z naszej dwunastki. Przeszłyśmy razem bardzo długą drogę i pokonałyśmy sporo naszych słabości. To sprawia, że jesteśmy mocniejsze, a wciąż mamy o co grać. Oczywiście, nikt nie lubi przegrywać, ale przygoda w EuroCupie była wspaniała i pomimo wielu wzlotów i upadków zbierzemy się w sobie, dzięki czemu skończymy sezon w dobrym stylu - zadeklarowała amerykańska rzucająca Ślęzy.
I my też jesteśmy dumni z postawy koszykarek 1KS-u. Już nie możemy się doczekać powrotu na europejskie parkiety w przyszłym sezonie. Bogatsza o pucharowe doświadczenia Ślęza znów powinna napsuć sporo krwi każdemu, kto znajdzie się na jej drodze.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?