Śląsk Wrocław - Miedź Legnica 4:2
Śląsk Wrocław do meczu z Miedzią Legnica przystępował na musiku. Wprawdzie na trybunach Tarczyński Arena panowała przyjazna atmosfera, wszak kibice obu klubów od lat się przyjaźnią i wspólnie zasiedli na tzw. Młynie, a na dodatek Miedzianka już dawno straciła jakiekolwiek szanse na utrzymanie się w PKO Ekstraklasie.
WKS miał tylko jeden cel - wygrać i przynajmniej na kilka godzin opuścić strefę spadkową, realnie zwiększając swoje szanse na utrzymanie w elicie. Trener Jacek Magiera nie eksperymentował. Wystawił niemal tę samą jedenastkę, która przed tygodniem wygrała z Wisłą Płock 3:1. Jedyną zmianą była obecność na lewej obronie Víctora Garcii, który ostatnio w przerwie zmienił kontuzjowanego Patryka Janasika. Wprawdzie szkoleniowiec WKS-u przekonywał, że uraz Janasika nie jest groźny i że będzie mógł zagrać z Miedzią, ale finalnie nie znalazł się nawet na ławce rezerwowych.
Na kilka roszad w składzie postawił prowadzący Miedziankę Grzegorz Mokry. Szansę występu od pierwszej minuty dostali m.in. Meksykanin Santiago Naveda czy młodzieżowy reprezentant Niemiec Michael Kostka.
Początek spotkania, który z trybun Tarczyński Arena Wrocław oglądało aż 16 tys. widzów, był dość wyrównany. Można było odnieść wrażenie, że stawka meczu lekko paraliżowała gospodarzy. Kilka nerwowych zachowań w defensywie, złe wybory Nahuela Leivy, sporo niedokładności. Miedź szczególnie się nie odgryzała, choć raz tylko ofiarny - i bardzo ryzykowny - wślizg Daníela Grétarssona sprawił, że Olaf Kobacki nie wyszedł sam na sam z Michałem Szromnikiem.
Później dwie znakomite parady na refleks Mateusza Abramowicza uchroniły gości przed stratą gola, ale wszystko, co najważniejsze wydarzyło się między 38 a 40 min. Najpierw przykładny atak pozycyjny Śląska wykończył Petr Schwarz, wykorzystując bardzo dobre podanie od Michała Rzuchowskiego, a chwilę później kapitalną akcję indywidualną przeprowadził niezawodny w tym sezonie John Yeboah i do przerwy "Wojskowi" prowadzili 2:0.
Dwa gole pozwoliły gospodarzom złapać trochę więcej luzu. Gołym okiem widać było, że zeszło z nich ciśnienie i starali się grać nieco spokojniej, poszanować piłkę, wymienić więcej podań na własnej połowie. To jednak nie jest mocna strona Śląska w tym sezonie i w 52 min Miedź to wykorzystała. Przejęła futbolówkę, przeprowadziła szybką i składną kontrę, którą celnym strzałem wykończył podłączający się do akcji ofensywnej Andrzej Niewulis.
WKS zareagował najlepiej jak mógł. Gospodarze założyli bardzo wysoki pressing i już 4 min później odzyskali dwubramkowe prowadzenie. W bardzo prosty sposób piłkę stracił Abramowicz i po chwili Nahuel Leiva oddawał strzał do niemal pustej bramki. Wprwdzie piłka odbiła się jeszcze od słupka, ale na szczęście dla urodzonego w Rosario Hiszpana po wewnętrznej stronie i wpadła do bramki.
W 74 min było po wszystkim. Kolejną katastrofalną w skutkach stratę nieopodal własnego pola karnego gości wykorzystał Yeboah. Niemiec stanął oko w oko z bramkarzem i z dużym spokojem podwyższył na 4:1.
Zrezygnowani Legniczanie mogli stracić kolejne bramki, ale Yeboah i Expósito zmarnowali kolejne okazje. Już w 90 min błąd Szromnika wykorzystał Koldo Obieta, zmniejszając rozmiar porażki swojego zespołu, ale to miało już niewielkie znaczenie.
Znacznie większą wrzawę na trybunach wywołała zmiana dokonana w doliczonym czasie gry. Na boisku, symbolicznie, pojawił się Mariusz Pawelec, zbierając gromką owację.
Śląsk wygrał i przynajmniej do zakończenia meczu Wisły Płock z Rakowem (start o godz. 17:30) opuścił strefę spadkową. Płocczanie, chcąc wrócić na 15. miejsce, muszą ze świeżo upieczonym mistrzem Polski wygrać. Cały Wrocław trzyma obecnie kciuki za podopiecznych Marka Papszuna.
Konferencja prasowa po meczu Korona Kielce - Radomiak Radom 4:0
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?