Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Śląsk Wrocław - Lech Poznań 0:1 [WYNIK, RELACJA]

jg
fot. Karolina Misztal
Śląsk Wrocław przegrał u siebie z Lechem Poznań 0:1. Wrocławianie strzelili cztery bramki, ale wszystkie ze spalonych.

Śląsk Wrocław - Lech Poznań 0:1
Bramki:

0:1 Tiba 83’ (asysta: Jóźwiak)

Śląsk: Słowik - Dankowski, Celeban, Golla, Cholewiak - Augusto, Pałaszewski, Pich (85. Radecki), Chrapek (70. Gąska), Ahmadzadeh - Piech (63. Robak).

Lech: Putnocky - Orłowski, Rogne, De Marco, Klupś (70. Jóźwiak) - Trałkal, Radut (55. Cywka), Tomasik, Tiba, Amaral (76. Tomczyk) - Gytkjaer.

Sędziował: Daniel Stefański (Bydgoszcz)
Widzów: 17 926

Doniesienia o słabej formie Roberta Picha okazały się przedwczesne - tak przynajmniej uznał Tadeusz Pawłowski, który pierwszy raz w tym sezonie postawił na Słowaka od pierwszej minuty. Na ławce usiadł za to Damian Gąska. Więcej zmian w wyjściowej jedenastce dokonał Ivan Djurdjević. „Kolejorz” bowiem w czwartek musiał rozegrać dogrywkę w meczu eliminacji Ligi Europy z Szachtiorem Soligorsk. W związku z tym w podstawowym zestawieniu mieliśmy tylko czterech zawodników, którzy od pierwszych chwil rywalizowali kilka dni wcześniej z drużyną z Białorusi.

No cóż - gdybyśmy byli złośliwi, to napisalibyśmy, że najciekawszą akcją w pierwszej połowie była akcja... ekshibicjonisty. Otóż w pewnym momencie na murawę wbiegł jakiś desperat, który postanowił... pokazać gołe pośladki kibicom Lecha. A że ochrona Stadionu Wrocław były bardzo opieszała, to dłuższą chwilę spacerował między zawodnikami. W końcu został jednak wyniesiony.
Tylu zaskakujących wrażeń nie potrafili kibicom dostarczyć niestety piłkarzy obu drużyn, którzy przez pierwsze trzy kwadranse nie oddali bodajże jednego celnego strzału na bramkę. Przewagę miał Śląsk, który już na początku wypracował sobie trzy rzuty rożne, ale nic z tego nie wynikało. Sporo było wrzutek w pole karne, lecz tam albo ktoś nie sięgnął piłki, albo wybił obrońca, albo arbiter gwizdał spalonego. W sumie gdyby nie brak strzałów, to można by pochwalić Śląsk, który dobrze operował podaniami, potrafił odebrać rywalowi piłkę na jego połowie i generalnie wiedział w tym meczu, czego chce. Raz nawet piłka trafiła do siatki, lecz arbiter po strzale Michała Chrapka, dopatrzył się spalonego chwilę wcześniej. Chyba zresztą słusznie.

Druga połowa meczu zaczęła się od soczystego strzału Arkadiusza Piecha, który postanowił sam wykończyć kontratak. Decyzja była dobra, lecz zabrakło precyzji. Chwilę potem precyzja już była, piłka więc znalazła drogę do siatki, ale niestety znów mieliśmy pozycję spaloną. Warto jednak docenić w tej sytuacji dośrodkowanie Irańczyka Ahmadzadeha.

Powiedzieć jednak, że tego dnia Śląsk miał problemy z linią spalonego, to nic nie powiedzieć. WKS bowiem trzeci raz w tym spotkaniu trafił do siatki i trzeci raz był spalony.

Lech grał fatalnie, ale jedna okazja wystarczyła mu, aby wyjść na prowadzenie. Gola strzelił w 83 min Tiba. Co prawda kilkadziesiąt minut później wyrównał Robak, ale... ze spalonego oczywiście. To już zakrawało o farsę, bo arbiter chorągiewkę w tym meczu podnosił kilkanaście razy. Zazwyczaj słusznie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska