Ślak: Wciąż chcę kupić Śląsk! Miasto: On udaje. Wycofał się

Czytaj dalej
Fot. Pawel Relikowski / Polska Press
Marcin Rybak, Jakub Guder

Ślak: Wciąż chcę kupić Śląsk! Miasto: On udaje. Wycofał się

Marcin Rybak, Jakub Guder

Zamiast prywatyzacji Śląska Wrocław i przejęcia klubu przez prywatnego inwestora mamy spór magistratu z niedoszłym właścicielem...

Dlaczego nie doszło do prywatyzacji wrocławskiego Śląska? Biznesmen Grzegorz Ślak przekonuje, że trwały negocjacje i nagle - w czwartek - dowiedział się, że jeżeli do transakcji nie dojdzie przed piątkiem, to nie będzie jej w ogóle. - Nie rozumiem, dlaczego nie można było poczekać na przykład do środy. Nadal chcę kupić Śląsk - mówi. - Wiem, jak zrestrukturyzować klub. Od 2015 roku chcę go przejąć.

Magistrat utrzymuje, że Ślak wycofał się z nieznanych przyczyn. Szukając pretekstu. Zawarł umowę o kupnie akcji klubu. Wynika z niej, że jeśli nie przejmie Śląska, będzie można domagać się od niego odszkodowania w wysokości do 30 mln zł. Miejski doradca prywatyzacyjny mecenas Jacek Masiota mówi, że ten zapis dobrze zabezpiecza miasto, bo teraz w sądzie będzie można dochodzić od Ślaka tego odszkodowania. Wszystko wszak było już umówione i podpisane. Zostało tylko zapłacić ustaloną kwotę za Śląsk i podpisać akt notarialny, ostatecznie kończący transakcję.

Z relacji biznesmena wynika, że to, co z magistratem podpisał, to była wstępna umowa. Po jej podpisaniu biznesmen zbadał sytuację finansową klubu. Jaka jest? - Fatalna - mówi. - Do końca roku Śląsk potrzebuje 30 mln zł.

Stąd warunek, by zmienić umowę między Śląskiem a miejskim stadionem. Tak, by klub mniej płacił za wynajem areny, a do Śląska trafiły wpływy z biletów i całość sumy za sprzedaż prawa do nazwy stadionu.

Magistrat twierdzi, że warunki dotyczące stadionu pojawiły się już po podpisaniu umowy, a wcześniej Ślak nie wysuwał takich żądań. I z pewnością umowę o kupnie akcji podpisał po, a nie przed czy w trakcie badania sytuacji finansowej klubu. Mimo to, władze miasta spełniły warunki „stadionowe”.

W wersji Ślaka jest inaczej. Jego żądania dotyczące stadionu nie zostały spełnione. Ale mógł poczekać, aż będą.

Śląsk kupić miała wrocławska spółka Wratislavia Biodiesel. Producent alkoholi, gliceryny i bio-paliw. Jej prezes i główny akcjonariusz to biznesmen Grzegorz Ślak. Jeszcze kilka dni temu wydawało się, że magistrat - od lat finansujący piłkarzy z pieniędzy podatników - wreszcie pozbędzie się problemu.

Był przetarg, tak, jak stanowi prawo o prywatyzacji. Był doradca - firma prawnicza mecenasa Jacka Masioty z Poznania. Było czterech chętnych. Jako najlepszą przedstawiono ofertę Grzegorza Ślaka i jego firmy.

Tu zaczyna się spór. Dokładnie 4 lipca zawarto umowę. Zdaniem miasta - ostateczną umowę kupna akcji klubu. Niewywiązanie się z niej to groźba potężnej kary. Zdaniem biznesmena Ślaka - to nie była umowa ostateczna, tylko wstępna. Dzień po jej podpisaniu - mówi nam biznesmen - magistrat dostał jego ostateczną ofertę.

Do tego, co już podpisano, dołożył jeszcze trzy warunki związane z funkcjonowaniem klubu na miejskim stadionie. Tak, by Śląsk płacił arenie mniej, a zarabiał na meczach więcej. Biznesmen tłumaczy, że te żądania to wynik fatalnej sytuacji finansowej klubu. Jego ostateczna oferta - podkreśla - trafiła do miasta przed ogłoszeniem wyników przetargu. Dokładnie 5 lipca o 14.41. Kilkadziesiąt minut później uznano go za zwycięzcę. A dzień potem Rada Miejska zaakceptowała transakcję.

Tymczasem kwestia żądań dotyczących stadionu nie była załatwiona. Zdaniem strony miejskiej, załatwiono ją w kilka dni. Zmieniona została umowa między Śląskiem a stadionem. Tak, by uwzględniała żądania Ślaka. Ale w treści tej umowy - mówi nam dziś biznesmen - był zapis, że muszą się na nią zgodzić m.in. banki kredytujące stadion. Tej zgody nie było.

Strona miejska twierdzi, że uzyskanie zgód to nie problem, ale wymaga to czasu. A klub był w ciężkiej sytuacji. Potrzebował pieniędzy niemal natychmiast, bo piłkarze od dwóch miesięcy nie dostawali pensji. Z tego powodu mogliby rozwiązać kontrakty z winy klubu. Dlatego zapewniano Ślaka, że magistrat dołoży z miejskich pieniędzy, jeżeli z jakichś powodów zmiana umowy pomiędzy Śląskiem a stadionem nie wejdzie w życie. Ślak nie rozumie, dlaczego nie można było poczekać na zgodę banków. Strona miejska podejrzewa zaś, że biznesmen mnożył wątpliwości i problemy, bo postanowił zerwać transakcję. Efekt? W piątek Rada Miejska wydała na Śląsk kolejne 10 mln zł. A Ślak dołączył do grupy przedsiębiorców, z którymi wcześniej nie udało się dogadać w sprawie Śląska. Są w niej Zbigniew Drzymała, Zygmunt Solorz, Rafał Holanowski, Stanisław Han i Marek Nowara.

Podczas sesji - zwołanej z powodu Śląska - pojawiły się wątpliwości, czy słusznie wypłacono wynagrodzenie doradcy prywatyzacyjnemu, skoro do prywatyzacji nie doszło. Wiceprezydent Maciej Bluj przekonywał, że doradca - mecenas Masiota, wykonał swoją pracę.

Jacek Masiota mówi nam, że zawarł z miastem umowę „starannego działania”, a nie „umowę rezultatu”. Zrobił wszystko, co wynikało z treści umowy tak, jak trzeba. Kontrakt był podzielony na trzy etapy. Każdy z nich zakończył tak, jak zapisano w kontrakcie. I za to dostał 480 tys. zł plus VAT. Pieniądze te miasto będzie mogło odzyskać po wygranym procesie z Grzegorzem Ślakiem.

Marcin Rybak, Jakub Guder

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.