Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sklepiki szkolne mają problem. Banany, jabłka? Produktów dozwolonych nikt nie kupuje

Ewa Wilczyńska
Szymon (z prawej) kupił jabłko, choć wolał pączka, ale tego nie było. Piotrek wybrał drożdżówkę, która podobno spełniała wymogi
Szymon (z prawej) kupił jabłko, choć wolał pączka, ale tego nie było. Piotrek wybrał drożdżówkę, która podobno spełniała wymogi Tomasz Hołod
Od 1 września koniec z cukrem, kawą, salami i słonymi przekąskami w sklepikach szkolnych. Ministerstwo Zdrowia opublikowało listę produktów dozwolonych i teraz sklepikarze mają problem. - Jak tak to ma wyglądać, to zaopatrzymy się na stacji benzynowej. Blisko jest, za rogiem - mówią uczniowie.

W sklepiku w ZSO nr 14 przy ul. Brücknera w ciągu dwóch dni sprzedało się jedno jabłko. Kupił je Szymon. Miał wprawdzie ochotę na pączka, ale pączek jest z nowymi przepisami niezgodny. Pomysł z jabłkami pochwala, bo lubi, ale cała rewolucja mu się nie podoba.

Julka ma swój sposób: - Jak tak to ma wyglądać, to zaopatrzymy się na stacji benzynowej. Blisko jest, za rogiem. Jej koleżanka, też Julka, dodaje, że zawsze można przynieść więcej przekąsek ze sobą z domu. Kuba skończył już 18 lat i denerwuje się, że może głosować, ale kupić batona już nie. Jabłka i banany go nie interesują. Zresztą nie tylko jego, bo przez dwa dni o banana nikt nie poprosił.

Iga Waszkiewicz, która prowadzi sklepik w ZSO nr 14, spacerowała po hurtowni przez 6 godzin. Na półkach w sklepiku i tak ma pustki, bo trudno o przepisowy towar. Kupiła migdały łuskane i suszoną żurawinę, lecz jakoś nikt nie ma na nie ochoty. Zresztą kosztują niemało, bo ponad 6 zł za paczkę. Waga: 100 g. Zgodnie z rozporządzeniem więcej być nie może.

- Rozumiem, że ministerstwo reguluje, jakie produkty są sprzedawane, ale dlaczego restrykcjom podlega także gramatura - denerwuje się Iga Waszkiewicz.

Zresztą nie ona jedna. Sklepikarze już jednoczą się przez internet i planują złożyć petycję do ministerstwa, żeby chociaż wprowadzić okres przejściowy, bo przy dostępnym na rynku asortymencie nie sposób sklepiku wyposażyć. Albo butelka soku za duża (może mieć maksymalnie 330 ml), albo w chrupkim pieczywie za dużo soli. Firmy o problemie wiedzą i zapowiadają, że swoją ofertę niebawem poszerzą. Ale już teraz za nieprzestrzeganie przepisów przewidziane są kary. Od 1 tys. zł do 5 tys. zł. Więc nie wszyscy decydują się sklepiki otwierać.

Andrzej Słoka, dyrektor ZSO nr 7 przy ul. Pawłowa, przyznaje, że oba sklepiki - w podstawówce i gimnazjum - jeszcze nie działają. Rozmowy z ajentem ma zaplanowane na następny tydzień. Ma nadzieję, że dojdą do porozumienia. Jest gotowy obniżyć czynsz, żeby prowadzenie sklepiku było opłacalne.

W Gimnazjum nr 13 przy ul. Reja sklepik nie działa, bo szkoła musi dostosować większe pomieszczenie, w którym zmieści się chłodnia. W końcu gdzieś to zdrowe jedzenie trzeba przechowywać.

Iga Waszkiewicz mówi, że czuje się teraz tak, jakby przez ostatnie 16 lat truła dzieci. Chociaż zawsze się starała karmić je jak swoje. Kanapki były, sałatki, łakocie też.

Jak teraz będzie? Tego Iga Waszkiewicz nie wie. Przez miesiąc się zobaczy, a potem nie wyklucza, że będzie musiała zrezygnować z prowadzenia sklepiku. Jak tu sprzedawać, gdy nikt nie kupuje?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Sklepiki szkolne mają problem. Banany, jabłka? Produktów dozwolonych nikt nie kupuje - Gazeta Wrocławska

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska