Poniedziałkowa wizyta Krystyny Szumilas, szefowej MEN, we Wrocławiu, była wielkim sukcesem. Zadowoleni są wszyscy: MEN, samorządowcy, pracownicy Kuratorium Oświaty, dyrektorzy szkół, nauczyciele i sześciolatki. Smutne miny ma tylko kilkoro siedmiolatków. Bo pani minister, na której wizytę długo się szykowały, nie chciała się z nimi spotkać.
Krystyna Szumilas przyjechała do Wrocławia na Dolnośląską Galę Konkursu "Mam 6 lat", a przy okazji przekonywała rodziców, by posyłali sześcioletnie dzieci do szkoły, a nie do zerówki. Program miała wypełniony, zdecydowała się jednak odwiedzić jedną z wrocławskich szkół.
Wiadomość, że Krystyna Szumilas ma gościć w Zespole Szkolno-Przedszkolnym nr 12 przy ulicy Suwalskiej zelektryzowała całą szkołę. Przygotowania, jak się okazuje, były skomplikowanym logistycznie zadaniem. Trzeba było opracować scenariusz, w oparciu o wskazówki MEN i Kuratorium Oświaty (resort musiał wszystko przyklepać, a telefony asystentek Krystyny Szumilas "były rozgrzane do czerwoności"), przygotować szkołę, dzieci, a nawet zdobyć zgodę rodziców na publikację wizerunku ich dzieci.
W końcu, z dużym zapałem zabrano się do pracy. Wytypowano jedną z pierwszych klas, w której jest najwięcej sześciolatków - do przeprowadzenia lekcji pokazowej. Żeby innym nie było przykro, ustalono, że uczniowie pozostałych dwóch przywitają szefową MEN-u.
Wychowawczynie trzech pierwszych klas wykonały dobrą robotę, ucząc uczniów - tych sześcio- i tych siedmioletnich - kim jest minister i jaką rolę pełni w życiu publicznym. A przy okazji wytłumaczyły, jakim zaszczytem dla szkoły jest wizyta tak ważnego gościa. I jak ważne jest przygotowanie się do tej wizyty.
Pierwszoklasiści - ci sześcio- i siedmioletni - z zapałem zabrali się do pracy. Malowali plakaty, wycinali witrażyki na okna, rysowali rysunki do albumu, który później został wręczony szacownemu gościowi. Wszystko robili wspólnie, nikt ich nie dzielił według wieku - na sześcio- i siedmiolatków.
Pierwszoklasiści niecierpliwie czekali - i ci sześcio- i ci siedmioletni - na przyjazd Krystyny Szumilas. Pani minister przyjechała. Wtedy okazało się, że zaszczyt przywitania jej przypadł jedynie sześciolatkom. Siedmiolatki zostały w świetlicy. Bo przecież nie były "tematem" wizyty szefowej MEN.
- Dziecko wróciło do domu zupełnie rozbite - mówią rodzice jednego z siedmiolatków. - W końcu rozpłakało się, bo od dłuższego czasu czekało na wizytę pani Szumilas, słyszało, jak ważne będzie to wydarzenie. I okazało się, że nie weźmie w nim udziału. Bo jest za stare. Ma siedem lat.
W ministerstwie poinformowano nas, że "na początku wizyty minister Szumilas została przywitana przez kilkuosobową delegację uczniów szkoły, którzy następnie oprowadzali ją po budynku. Krystyna Szumilas rozmawiała także w sali lekcyjnej z uczniami klasy 1a. W grupie tej były zarówno dzieci sześcio-, jak i siedmioletnie. Obecne były też dzieci oprowadzające minister po szkole". A tak w ogóle, za organizację wizyty minister Krystyny Szumilas w szkole przy Suwalskiej odpowiedzialna była dyrekcja tejże szkoły oraz Dolnośląski Kurator Oświaty, którzy mogą przekazać szczegóły dotyczące tego wydarzenia.
W Kuratorium Oświaty nie rozumieją, o co rodzice mają pretensje. Bo przecież tematem wizyty pani minister były dzieci z rocznika 2007, czyli sześciolatki. W szkole dopiero teraz schodzą emocje po ministerialnej wizycie. Dyrektor Ewa Glińska mówi: - Tak się cieszymy z wizyty, szkoła doskonale wypadła. Dodaje, że wychowawczynie pierwszych klas rozmawiały z uczniami przed wizytą i wszystko im wyjaśniały.
Profesor Mirosława Nowak-Dziemianowicz, pedagog z Dolnośląskiej Szkoły Wyższej, jest gorącym zwolennikiem rozpoczynania nauki szkolnej przez sześcioletnie dzieci. I między innymi dlatego uważa, że pozostawiając siedmiolatki w świetlicy zmarnowano szansę. Szansę pokazania rodzicom, że sześciolatki i siedmiolatki świetnie ze sobą pracują, że wspólna nauka niczym nie zagraża młodszym dzieciom.
- Nie przypuszczam, żeby ktoś specjalnie chciał segregować uczniów - mówi prof. Nowak-Dziemianowicz. - Myślę, że w ferworze przygotowań, emocjach towarzyszących wizycie nauczycielom umknął problem siedmiolatków. Może teraz warto zrobić coś specjalnie dla nich, żeby im wynagrodzić zawód jaki przeżyły?
Jak widać, wszystko jest w porządku. Wszyscy są szczęśliwi i zadowoleni. Oprócz garstki siedmioletnich dzieci. Nikt się jednak nimi nie przejmuje, ani w szkole, ani w ministerstwie.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?