Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Siatkówka. Gromadowski [WYWIAD]: Teraz siatkarze są najemnikami

Jakub Guder; Twitter @JakubGuder
Rok 2003. 18-letni Marcel Gromadowski ze złotym medalem mistrzostwa świata juniorów na sesji pod redakcją naszej gazety
Rok 2003. 18-letni Marcel Gromadowski ze złotym medalem mistrzostwa świata juniorów na sesji pod redakcją naszej gazety FOT. BARTOSZ SADOWSKI
Z Marcelem Gromadowskim, atakującym Cuprum Lubin, mistrzem Europy 2009 roku i mistrzem świata juniorów 2003, rozmawia Jakub Guder.

Przed sezonem mówił Pan w wywiadach, że Cuprum stać na połówkę tabeli. Znaczy czuł Pan od początku, że ten projekt może wypalić.
Gdy przychodziłem do Lubina, to jeszcze dokładnie nie był znany skład zespołu. Z tego co pamiętam, zakontraktowano wówczas chyba połowę zawodników. Możliwości zestawienia składu wciąż były duże. Trwały rozmowy, nie było wiadomo, jakie będą limity obcokrajowców. Wszystko się dość przedłużało, ale różne sprawy i kryteria kierowały mnie do Cuprum.

Stworzyliście drużynę, która wygrała ostatnio cztery spotkania z rzędu i pogromcę znalazła dopiero w ostatniej kolejce z Jastrzębskim Węglem, a przecież to spotkanie mogło potoczyć się różnie.
Przed tym meczem było czuć w siatkarskim środowisku w Lubinie dość duże oczekiwania. My też zresztą czuliśmy, że coś da się ugrać. Przeciwnik dobry, ale który aktualnie nie jest na swoim najwyższym poziomie. Pierwszego seta wygraliśmy. W drugim szło też bardzo dobrze. W pewnym momencie mieliśmy chyba sześć punktów przewagi, ale nie wykorzystaliśmy tego. Jeśli ktoś nie potrafi w takiej sytuacji wygrać seta,to zostaje ukarany. Oczywiście potem też walczyliśmy, ale to już nie było to samo. Trochę zeszło z nas powietrze. Mogliśmy w tym meczu zdobyć chociaż punkt. To była też walka o więcej wolnego przed świętami. Gdybyśmy wygrali za trzy punkty, wskoczylibyśmy na czwarte miejsce i później przystąpilibyśmy do Pucharu Polski. Moglibyśmy wykorzystać ten czas na spokojne treningi.

Jak się współpracuje z rumuńskim trenerem Gheorghe Cretu? Z czasów jego pracy w Olsztynie niewielu pewnie go pamięta. To siła spokoju, czy raczej nerwowy facet?
Stara się być spokojny, ale są oczywiście momenty, w których musi zareagować ostrzej. Najważniejsze jest jednak to, że w 100 procentach jest oddany drużynie. Nawet jeśli ma wolne i planuje wyjazd do rodziny, to wszystko stara się zorganizować tak, żeby na pierwszym miejscu postawić zespół. Jest przede wszystkim profesjonalistą. Za to należą mu się słowa uznania. Różnych miałem trenerów w swojej karierze i teraz już wiem, że istotnym wyznacznikiem klasy trenera jest to, czy chce się iść codziennie na trening. A z trenerem Cretu tak właśnie jest.

Szybko udało mu się też zbudować zespół, a przecież po awansie do Plus Ligi sporo klocków w Cuprum wymieniono.
No tak, ale z drugiej strony prawie połowa zawodników z poprzedniego sezonu została. Oni już są obyci z klubem, z tym środowiskiem. Nowi musieli się w to wszystko wpasować. W większości jednak do Cuprum przyszli doświadczeni siatkarze i potrzebowaliśmy 2-3 tygodni, by wejść w nowe otoczenie. Z trenerem Cretu pracowałem wcześniej w Olsztynie. Słyszałem też o nim wiele dobrego, gdy grałem we Włoszech w Serie A2 (drugi poziom ligowy - przyp. JG). To były jeszcze czasy, gdy włoska siatkówka wyznaczała trendy i on świetne się tam spisywał. Wracając do Olsztyna - to chwilami nie było tam wesoło. Przedsezonowe oczekiwania były większe, a gdy on przy-chodził do nas, zajmowaliśmy ostatnie miejsce. Wszystko poukładał i podciągnął nas o dwie pozycje.

W Cuprum dzieli i rządzi Łukasz Kadziewicz?
To oczywiście ważna postać w zespole, kapitan. Reprezentuje drużynę. Dla młodszych jest pewnie też wzorem, ale centralną postacią jest trener.

Decydując się na Cuprum, wrócił Pan w rodzinne strony, na Dolny Śląsk. Pewnie niewielu pamięta, że jest Pan wrocławianinem z urodzenia i byłym siatkarzem Gwardii Wrocław.
Faktycznie, grałem w Gwardii. Miło wspominam ten czas, ale najwięcej zawdzięczam trenerowi Andrzejowi Dźwigale ze Szkoły Podstawowej nr 50 przy ul. Obornickiej. To tam rozpoczęła się moja przygoda z siatkówką.

To w tamtym okresie - w 2003 roku - zdobył Pan złoto mistrzostw świata juniorów w Teheranie. Właśnie znalazłem w naszym archiwum zdjęcie nastoletniego Marcela Gromadowskiego z medalem na szyi.
(śmiech) Też mam gdzieś to zdjęcie. Z tamtej drużyny właściwie większość z nas gra nadal w siatkówkę i zrobiła przyzwoite kariery. Wlazły, Winiarski, Ruciak...

Swoją drogą z Pana to niezły obieżyświat - Turcja, Włochy, Grecja... To były świadome wybory, bo lubi Pan poznawać nowe miejsca, czy zwyczajnie akurat w danym momencie oferta z nowego kraju była najlepsza finansowo?
Wszystko po trochu. Gdy na przykład otrzymałem ofertę z Piacenzy, to uznałem, że już więcej takiej mogę nie dostać. Od razu wiedziałem, że idę tam w roli zmiennika, ale to był czołowy klub we Włoszech, a warunki finansowe proponowali też bardzo dobre. No, a dalej to już jakoś poszło... Generalnie to uważam, że zawsze będzie czas, aby wrócić do Plus Ligi. Teraz też rozmowy będą inne, bo zmienią się limity obcokrajowców. Obecnie w klubach czasem wolą zatrudnić zagranicznego siatkarza, bo jest ciekawszy marketingowo. Oni oczywiście urozmaicają ligę, ale zachowajmy umiar i dajmy pograć również swoim chłopakom. Ja też robiłem za zagranicznego. Posmakowałem tego chleba. Wiem, że moje nazwisko gdzieś tam krąży i gdyby tu powinęła mi się noga, to zawsze będę miał alternatywę.

Gdzie się grało najgorzej?
Dziwnie jest w Turcji. Niby są duże pieniądze, budują ogromne centra siatkarskie, ale czasem brakuje w tym wszystkim logiki. Zdarza się, że w klubie zatrudniają trzech zagranicznych skrzydłowych, każdemu płacą po pół miliona euro, a na rozegranie wrzucają syna prezesa i nie ma z czego atakować. Co drugą piłkę przebija się palcami za siatkę. Dużo też jest problemów organizacyjnych. Generalnie jednak, gdybym dostał intratną propozycję,to pewnie bym tam wrócił.

A we Francji?
Tam siatkówka w gazetach sportowych jest za wyścigami konnymi, szermierką i kolarstwem. Poziom ligi jest jednak naprawdę fajny. Szczególnie jeśli chodzi o górną połowę tabeli. Polecam.

A jak trójkolorowi kibice?
Przychodzą raczej pooglądać, a nie kibicować. Czasem pięć osób siedzi z boku z jakimiś trąbkami. Nie ma takiego wariactwa, jak w Polsce. Zresztą takie coś ciężko spotkać gdziekolwiek. Nie wiem, jak jest w Brazylii czy Korei. Tam nie grałem.

... ale gdyby przyszła ciekawa oferta z tych krajów...
(śmiech) No tak, poważnie bym się zastanowił.

Z Cuprum podpisał Pan roczny kontrakt?
Tak. Obecnie trudniej o dłuższy. Tylko młodzi i perspektywiczni mają szansę na kilkuletnie umowy. Siatkarze są teraz bardziej najemnikami.

Powrót do Polski był planowany?
Chciałem już wrócić rok wcześniej. Miałem taką możliwość, ale nie dogadałem się z moim poprzednim menedżerem. Nie bardzo chciałem grać we włoskiej Serie A2 (Volley Brolo- przyp. JG), umowę podpisałem tam w lipcu i to był z mojej strony pewien kompromis. Teraz zmieniłem agenta i okazało się, że mogę spokojnie grać w Polsce. Kryterium geograficzne nie było takie ważne, chociaż fajnie, że gram blisko Wrocławia. Istotna była też osoba trenera.

Mariusz Wlazły w drużynie narodowej nie chce już grać, Grzegorz Bociek leczy chorobę. Stephane Antiga może szukać atakujących.
Szczerze? W ogóle o tym nie myślę. Nie wiemy też, czy decyzja Mariusza jest ostateczna. Nie interesują mnie dywagacje na ten temat. Zajmuję się swoimi sprawami.

To może inaczej - czy gdyby dostał Pan powołanie, stawi się Pan bez problemów na zgrupowaniu?
Chyba nie ma nikogo, kto by odmówił.

W reprezentacji kobiet czasem odmawiają.
Jeśli w żeńskiej siatkówce się na to pozwala, pozwalają też na to przepisy lub ktoś nie ma większych ambicji, to tak potem jest. Z tego co pamiętam, u nas nie było nigdy takich problemów.

To na co stać Cuprum w tym sezonie? Macie postawione jakieś konkretne cele?
Za bardzo się u nas o tym nie rozmawia. Mamy wewnętrzne poczucie, że stać nas spokojnie na awans do play-off, a z drugiej strony chcielibyśmy czegoś więcej. Zarząd nie postawił nam jednak konkretnych celów. Każdy z nas podchodzi bardzo poważnie do swoich zadań. Jesteśmy niezwykle zmotywowani.

Rozmawiał Jakub Guder

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska