Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Seryjny morderca na scenie NFM. "Piekielna Komedia" z Johnem Malkovichem zachwyciła wrocławian. Przesłanie sztuki - doskonałe [ZDJĘCIA]

Nadia Szagdaj
Nadia Szagdaj
14 sierpnia we wrocławskim NFM odbyło się przedstawienie pt. "Piekielna komedia. Wyznania seryjnego mordercy" z udziałem gwiazdy światowego formatu, Johna Malkovicha.
14 sierpnia we wrocławskim NFM odbyło się przedstawienie pt. "Piekielna komedia. Wyznania seryjnego mordercy" z udziałem gwiazdy światowego formatu, Johna Malkovicha. archiwum NFM
"Piekielna Komedia" miejscami jest tak zimna, że dźwięk na sali zamiera. Sztukę obejrzą widzowie o mocnych nerwach, bo choć mieni się ona komedią, należy do gatunku tych gorzkich. Niepowtarzalny Malkovich z początku irytuje, ale właśnie taki ma być. W końcu postać, którą gra, zapisała się niechlubnie na kartach kryminalnej historii, zarówno Stanów Zjednoczonych jak i Europy.

W niedzielę (14 sierpnia) we wrocławskim NFM odbyło się przedstawienie pt. "Piekielna komedia. Wyznania seryjnego mordercy" z udziałem gwiazdy światowego formatu Johna Malkovicha.

"The Infernal Comedy: Confessions of a serial killer"

Sztuka oparta jest o autentyczną historię Jacka Unterwegera, austriackiego seryjnego mordercy. W tę rolę w spektaklu wciela się właśnie Malkovich. Sztuka autorstwa Michaela Sturmingera wzbogacona jest o utwory znanych kompozytorów muzyki klasycznej i w dużej mierze o muzykę klasyków wiedeńskich. Utworami Haydna czy Mozarta "przemawiają" kobiety obecne w życiu mordercy. Ich głosem na scenie są sopranistki Susanne Langbein i Chen Reiss. Śpiewaczkom akompaniują muzycy z Orchester Wiener Akademie oraz Wrocławska Orkiestra Barokowa pod batutą Martina Haselböcka.

John Malkovich pojawia się na scenie w trakcie trwania uwertury, "przerywając" muzykom występ. Choć samo wejście aktora jest w istocie komiczne, to, co dzieje się w późniejszej części przedstawienia, ma raczej ponury wydźwięk. Nic dziwnego, skoro głównym bohaterem jest seryjny morderca. Ten zaś przemawia do publiczności zza grobu, informując już na początku, że właśnie mija 30 lat od jego śmierci.

Już od początku przedstawienia, główny bohater usiłuje "wcisnąć" widzom swoją autobiografię. Na scenie leży zresztą stos książek z wizerunkiem autentycznego Unterwegera na okładkach. Żartując, Malkovich przyzwyczaja widzów do irytującego, quasi austriackiego akcentu, który zresztą porównuje ku ich uciesze do akcentu "byłego gubernatora Kalifornii". Na scenie często posługuje się żartami, które wynikają z bieżącej sytuacji. Tematem jednego z nich stały się nawet zawiłości parkingu pod NFM.

Omamiona błyskotliwym wejściem aktora publiczność w niedługim czasie przekonuje się, że ma do czynienia z bohaterem - narcyzem, skupionym na swojej rzekomej krzywdzie i sprycie, którym chętnie się chwali.

Jack Unterweger - kim był bohater sztuki?

Tu warto wrócić do historii autentycznej, będącej motorem sztuki. Jack Unterweger został skazany na dożywocie za zamordowanie Margaret Schäfer. Kobietę udusił jej własnym biustonoszem. ten schemat powtarzał także później. Swoją zbrodnię tłumaczył wówczas tym, że kobieta przypominała mu... matkę. Po tym jak otrzymał za tę zbrodnię karę dożywocia, Unterweger szybko zmienił retorykę. W więzieniu zajął się pisaniem, co przyniosło mu niemałą sławę.

"Fegefeuer oder die Reise ins Zuchthaus" (Czyściec albo podróż do więzienia), wydana w 1984 roku biografia mordercy zdołała przekonać społeczeństwo, że Unterweger jest w pełni zresocjalizowany. Dlatego też pod naciskiem społecznym został zwolniony z więzienia w roku 1990. Niemal od razu po wyjściu z zakładu karnego, zaczął znów zabijać. Jednocześnie, jako już wtedy uznany dziennikarz relacjonował doniesienia o seryjnym mordercy grasującym w środowisku austriackich prostytutek, manipulując faktami.

Mordercę - dziennikarza udało się ująć dopiero w Stanach Zjednoczonych, gdzie przez jakiś czas pisał artykuł o pracownicach seksualnych z Los Angeles. To tam jeździł w policyjnych patrolach, wypytując funkcjonariuszy o ich pracę i zwyczaje. Jako uznany dziennikarz otrzymał, jak mu się wydawało, wszystkie informacje potrzebne mu do uniknięcia kary za kolejne zbrodnie. Tu się jednak przeliczył, gdyż po trzecim morderstwie w LA został złapany.

W sprawie mordercy toczyły się jednocześnie dwa procesy. W międzyczasie ten sam austriacki system, który pozwolił uwolnić dusiciela znów chciał go skazać. Tym razem jednak za 11 morderstw. Gdy zapadł wyrok dożywocia, Unterweger powiesił się w celi, nigdy nie przyznając się do winy. Samobójstwem udowodnił niejako, że był sprawcą morderstw, bo związał sznur specyficznym węzłem, którego używał do duszenia ofiar.

Mocne sceny, niepokój płynący ze sceny

Odgrywający rolę mordercy Malkovich chwali się na scenie swoimi dokonaniami. Gdy dochodzi do szczegółowych, tytułowych "wyznań mordercy", publiczność milknie. Zwierzenia podane na zimno w połączeniu z akustyką NFM powoduję, że cisza robi się wręcz nieznośna. Przerywa ją kolejny żart lub aria, co emocjonalnie rozregulowuje widza.

Elementem scenicznym szczególnie wpływającym na publiczność jest... niepokój. Dyskomfort budzi już pierwsza scena, w której Malkovich obejmuje Chen Reiss i nie chce jej puścić. W kolejnych "rozdziałach" przedstawienia bohater staje się coraz bardziej brutalny. W końcu przychodzi nam uczestniczyć w morderstwie popełnionym na symbolicznej ofierze granej przez Susanne Langbein. Nikt z widzów nie chce bowiem zobaczyć co kryje się za gładkimi żartami głównej postaci, nie chce uczestniczyć w jego zbrodni. Tak się jednak dzieje.

Kolejnym mocnym akcentem jest scena samobójstwa Unterwegera, w której ceremonialnie aktor przygotowuje dla siebie wisielczą pętlę. Jest to jednak kolejny żart, bo sznur przywiązany jest do nóg stołu, a więc ciągnie się od podłogi. Autor sztuki chciał w ten sposób pokazać zapewne, że samobójstwo mordercy to kolejna kpina, którą wyłgał się od wymierzenia mu sprawiedliwości.

Drugie dno sztuki ma jednak najwyższe znaczenie w tym mocnym przekazie. Klamrą wiążącą krańce przedstawienia jest tu wspomniana już przez mnie autobiografia, którą Unteweger co jakiś czas chce publiczności sprzedać. W rzeczywistości książka okazuje się mieć... puste strony. Dlaczego?

W "rozdziale", w którym bohater dusi swoją ofiarę, przykrywa potem jej ciało książkami, wymownie kładąc na jej twarz podobiznę Unterwegera. W tym rozdziale dowiadujemy się już wszystkiego o sobie samych. Tak samo jak ówczesne społeczeństwo dało się ponieść atrakcyjności piszącego zza krat mordercy, tak i my dziś - mniej lub bardziej generalizując - nastawieni jesteśmy raczej na odkrywanie życiorysów złoczyńców niż ich ofiar. Pasjonuje nas zbrodnia i umysł mordercy, podczas gdy ci, którym odebrał życie, pozostają często anonimowi, "przykryci" sławą oprawcy.

Bohater niejednokrotnie podkreśla rolę mediów, z internetem włącznie, w kształtowaniu ludzkich postaw względem ofiar morderstw na tle seksualnym. Sam też twierdzi między wierszami, że ofiary same zmusiły go do tego co im zrobił. I choć na końcu przedstawienia publiczność wciąż czuje się związana z samym Malkovichem, ma już pojęcie kim był Unteweger. Ironicznym jest więc fakt, że pod koniec przedstawienia wciąż, może już nieco nerwowo, śmiejemy się z żartów mordercy. Malkovich, co uważam za zabieg zamierzony sprawia, że nie umiemy powiedzieć, iż nie lubimy bohatera, który przed chwilą "zamordował" kogoś na naszych oczach. To właśnie dalsze, psychologiczno-socjologiczne studium nas samych.

Sztuka wystawiona w NFM odniosła niewątpliwy sukces. Minimalistyczna scenografia, nieskomplikowane, choć bardzo przemyślane stroje i odpowiedni dobór arii operowych skupiły uwagę widzów na tym co najważniejsze. Oczywiście nie brakowało tu drobnych wpadek: przejęzyczeń prowadzącego monolog Malkovicha czy ubytków w tłumaczeniu (bo sztuka jest w języku angielskim). Te jednak okazały się dla publiczności niezauważalne, o czym świadczyły gęste owacje na stojąco.

Zobaczcie zdjęcia:

14 sierpnia we wrocławskim NFM odbyło się przedstawienie pt. "Piekielna komedia. Wyznania seryjnego mordercy" z udziałem gwiazdy światowego formatu, Johna Malkovicha.

Seryjny morderca na scenie NFM. "Piekielna Komedia" z Johnem...

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Filip Chajzer o MBTM

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska