Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sandecja - Zagłębie 0:1. Mazek dał przełamanie

Piotr Janas
FOT. Piotr Krzyżanowski
W meczu 25. kolejki LOTTO Ekstraklasy KGHM Zagłębie Lubin mierzyło się na wyjeździe z Sandecją Nowy Sącz. Lepsi okazali się "Miedziowi", którzy wygrali 1:0 po bramce Kamila Mazka.

Zagłębie do Niecieczy, gdzie domowe mecze w LOTTO Ekstraklasie rozgrywa nie tylko miejscowa Bruk-Bet Termalica, ale także Sandecja, jechało z nadzieją odniesienia pierwszego w 2018 roku zwycięstwa w meczu o punkty. Dotychczas lubinianie przegrali z Legią Warszawa 2:3, Wisłą Płock 0:2 oraz bezbramkowo zremisowali z Arką Gdynia.

Co jasne w meczowej 18 "Miedziowych" nie było jeszcze zakontraktowanego dzień przed meczem defensywnego pomocnika Mateusza Matrasa, ale nie oznacza to, że obyło się bez niespodzianek. Za takową należy uznać obecność w pierwszym składzie Aleksandara Todorovskiego na prawej obronie.

Po fatalnym występie z Arką na ławce gości wylądował także Bartłomiej Pawłowski. Jego miejsce na skrzydle zajął Kamil Mazek, który w piątek dał bardzo dobrą zmianę i po meczu nie ukrywał, że liczy na więcej minut w nadchodzących spotkaniach.

Wśród gospodarzy także doszło do kilku zmian w stosunku do ostatniego meczu z Termalicą. Za kreowanie akcji ofensywnych miał odpowiadać Mateusz Cetnarski, a za ich wykańczanie Aleksandyr Kolev, tym razem ustawiony na szpicy. Do składu powrócił także Patrik Mraz.

Zmrożona płyta i świecące pustkami trybuny w Niecieczy nie zwiastowały dobrego widowiska. W grze obu zespołów sporo było przypadku i piłkarskiego bilarda, ale każdy z nich miał swoje okazje.

Pierwszą 100 proc. w 30 min zmarnowali gospodarze. Cetnarski zagrywając piłkę do tyłu podał wprost pod nogi Filipa Starzyńskiego, a ten mimo że był sam na sam z Michałem Gliwą i miał sporo czasu, trafił wprost w wychodzącego bramkarza. Ze wstydu aż ukrył twarz w dłoniach.

Gospodarze odpowiedzieli w 37 min. Jakub Bartosz dośrodkował idealnie na głowę Aleksandyra Kolewa, lecz strzał Bułgara z około pięciu metrów piękną paradą zatrzymał Dominik Hładun, a dobijający Tomasz Brzyski trafił prosto w leżącego jeszcze golkipera "Miedziowych". Telewizyjne powtórki wykazały, że nawet gdyby w tej sytuacji padł gol, to system VAR pomógłby go anulować - dośrodkowujący Bartosz był na spalonym.

Kiedy wydawało się, że na przerwę oba zespoły zejdą do szatni przy bezbramkowym remisie, wynik otworzyło Zagłębie. W 43 min nieporadnie zamykający akcję na dalszym słupku Jakub Mares odegrał futbolówkę do nabiegającego Mazka, a ten sprytnym strzałem pokonał Gliwę.

Drugą połowę lepiej rozpoczęli gospodarze. Już w przeciągu pierwszych pięciu minut stworzyli sobie więcej okazji, niż przez całą pierwszą. Za każdym razem na posterunku był Hładun.

Zagłębie długo nie mogło przejąć inicjatywy, dlatego trener Lewandowski postanowił zareagować. Wprowadził na boisko Pawłowskiego, który minutę po wejściu mógł i powinien wpisać się na listę strzelców, lecz zbyt długo zwlekał z oddaniem strzału i ostatecznie został zablokowany.

Od 66 min sytuacja Sandecji stała się jeszcze bardziej skomplikowana. Za bezmyślny faul w niegroźnej sytuacji drugą żółtą i w konsekwencji czerwoną kartkę zobaczył bułgarski stoper Płamen Kraczunow. Lubinianie od tego momentu byli stroną przeważającą, ale nie forsowali tempa i skupiali się na ataku pozycyjnym.

Choć jedni i drudzy mieli jeszcze swoje okazje, to wynik nie uległ już zmianie i trzy punkty pojechały do Lubina. Dla Zagłębia to pierwsze 3 pkt. w 2018 roku i dobry prognostyk przed piątkowym meczem z Lechią Gdańsk przed własną publicznością.

Sandecja z kolei nie wygrała siódmego z rzędu meczu u siebie, choć jak jak mawia trener Kazimierz Moskal - Sandacja wszystkie spotkania gra na wyjeździe.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska