Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Samorządowcy na listach wyborczych zapominają o swoich partiach

Hanna Wieczorek
Kandydaci na samorządowych listach wyborczych zapominają o swojej przynależności partyjnej. Marzena Cichosz i Andrzej Ferens, wrocławscy politolodzy, przyznają, że to powszechne zjawisko

Dlaczego kandydaci na radnych, wójtów, burmistrzów, rzadziej na prezydentów miast, na czas wyborów wolą zapomnieć o swojej przynależności partyjnej? Tak jak to jest w przypadku Adama Gubernata, Damiana Sułkowskiego czy Piotra Lecha (wszyscy z dolnośląskiej Platformy Obywatelskiej, Piotr Lech jest nawet jej sekretarzem). Nie oszukujmy się jednak, nie jest to tylko platformiana przypadłość. Przecież długoletnim prezydentem Legnicy jest Tadeusz Krzakowski, w cywilu członek SLD, w ratuszu reprezentant Komitetu Wyborczego Wyborców Tadeusza Krzakowskiego.

Zacieranie śladów politycznej proweniencji przez działaczy samorządowych nie powinno nikogo dziwić. To metoda znana w Polsce od 1994 roku. Przypomnijmy sobie, kto wówczas kandydował do Rady Miejskiej Wrocławia. Tylko jedna partia - Sojusz Lewicy Demokratycznej - wystawiła listę firmowaną przez siebie. Przepraszam, był jeszcze jeden radny Konfederacji Polski Niepodległej.
Natomiast inne ówczesne polityczne kolosy ukryły się w lokalnych komitetach. Porozumienie Centrum wystawiło "Nasz Wrocław", a Unia Demokratyczna "Wrocław 2000". Trzeba od razu powiedzieć, że na listach obu komitetów wyborczych znaleźli się także kandydaci luźno związani z owymi partiami, trzon miał jasne polityczne konotacje.

Niewątpliwie nazwa Wrocław 2000/Wrocław 2000+ (plus dodano, kiedy zbliżał się przełom wieku i nazwa stawała się nieaktualna) była atrakcyjna dla wyborców. Przetrwała dwie kadencje i miała szansę pozostać na dłużej w pejzażu samorządowym miasta. Triumfalny pochód Wrocławia 2000 skończył się wraz z rozpadem Unii Wolności i powstaniem Platformy Obywatelskiej.
- W tamtych latach plagą było zmienianie nazw lokalnych komitetów, rzadko zdarzało się, że jakaś przetrwała dłużej niż cztery lata - śmieje się dr Marzena Cichosz, wrocławski politolog. - Przy kolejnych wyborach komitet zmieniał nazwę, teraz to już nie jest nagminne zjawisko. Pod tym względem sytuacja ustabilizowała się.

Właściwie nie powinno nikogo dziwić, że w wyborach samorządowych politycy nagle zapominają o swoich partyjnych korzeniach. Ostatecznie partie polityczne nie mają dobrych notowań, poziom zaufania do nich jest bliski zeru. A burmistrz, prezydent czy radny ma przede wszystkim być lokalnym gospodarzem. Zauważać dziury w chodniku i dbać, żeby szkoła na sąsiedniej ulicy spełniała wymagania rodziców oraz uczniów. Przynależność partyjna włodarza danej miejscowości wcale tego nie gwarantuje.
- W wyborach do rad gmin bardzo często ludzie związani z partiami politycznymi starają się, by wyborcy nie zwracali uwagi na tę sferę ich działalności - mówi dr Marzena Cichosz. - Starają się sprawiać wrażenie działaczy samorządowych. Ludzi myślących i działających lokalnie. W ten sposób poszerzają swój elektorat. Nie dziwi mnie to i nie oburza. Ordynacja wyborcza nie zabrania takich działań, a nawet im sprzyja.

I zaraz wyjaśnia, że choć metoda d'Hondta preferuje duże ugrupowania, sytuację zmienia fakt, że wójtów, burmistrzów i prezydentów wybieramy bezpośrednio. Dzięki temu popularny włodarz jakiejś gminy, tworząc komitet wyborców swojej osoby, może nie tylko wprowadzić do rady swoich zwolenników, ale także próbować prowadzić bardziej skomplikowane gry polityczne.
Dr Andrzej Ferens patrzy na to zjawisko trochę bardziej krytycznie. Jego zdaniem w tej sytuacji politykami najczęściej kieruje zimna kalkulacja.

Jaka? Na przykład w Legnicy bardzo popularny jest Tadeusz Krzakowski. I choć związany jest z SLD, od dwóch kadencji występuje pod własnym szyldem. Zdarzyło się już, że oprócz jego kandydatów, własnych wstawił także Sojusz. W ten sposób prezydent Krza-kowski miał większą możliwość wpływania na swoją Radę Miejską.

CIĄG DALSZY NA KOLEJNEJ STRONIE
- Przekonali się, że jest to skuteczne - wyjaśnia dr Ferens. - Na wielu poziomach. Także marketingowo. Bo przecież taka nazwa, jak na przykład "Nasz Pcim Dolny" dobrze brzmi, od razu sugeruje, że ludzie tworzący ten komitet chcą dbać o sprawy lokalne, o dobro gminy i ludzi, którzy ją zamieszkują.

Ferens zastrzega przy tym, że bywają sytuacje, w których działacze samorządowi nie mają innego wyjścia - muszą stworzyć swój komitet. Na przykład jakiś kandydat ma lewicowe lub prawicowe poglądy, ale nie po drodze mu z istniejącymi partiami, prowadzonymi przez nie rozgrywkami, kłótniami, centralnym zatwierdzaniem list wyborczych. Zakłada więc swój komitet.

Swoją drogą interesujące jest obserwowanie burmistrzów i prezydentów, którzy "wybili się na niepodległość". Większość z nich zaczynała karierę w oparciu o partie polityczne. Weźmy choćby prezydenta Wrocławia Rafała Dutkiewicza, startującego z poparciem PO i PiS-u, prezydenta Krakowa Jacka Maj-chrowskiego, początkowo związanego z SLD, czy też prezydenta Bolesławca Piotra Romana, w pierwszych wyborach występującego jako kandydat PiS.

Wszyscy ci panowie uznali, że bardziej im się opłaca odejść od partyjnych etykietek. Stworzyć własne, szerokie zaplecze wyborcze, które nie ogranicza się do jednej opcji politycznej. A na dodatek poczuli smak wolności, uwolnili się od narzucanych z góry decyzji.
- Nawet dzisiaj, kiedy Rafał Dutkiewicz zdecydował się na współpracę z Platformą Obywatelską, tworzy Komitet Wyborczy Wyborców Rafała Dutkiewicza i Platformy - mówi Marzena Cichosz. - W ten sposób podkreśla, że to jego komitet, na który on ma największy wpływ.

Może ukrywanie swoich powiązań partyjnych jest normą i nie łamie prawa oraz ordynacji wyborczej, choć niewątpliwie stawia pod znakiem zapytania wiarę w naszą - wyborców - inteligencję. Bo inaczej nie da się wytłumaczyć wiary w to, że ludzie, którzy pójdą głosować na burmistrza czy prezydenta, nie zauważą tych wybiegów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska