Rzecznik wołowskiej policji Piotr Lewucha od kilku dni odbiera telefony na ten temat. - Słyszałem o zabitym dziecku z wyciętymi organami. To nieprawda - mówi.
Ludzie mimo to wiedzą swoje. Wśród pracowników Urzędu Pracy w Wołowie krąży opowieść o kobiecie znalezionej pod mostem. Miało to być gdzieś koło Lubiąża. Natomiast Tomasz Lechki, sekretarz powiatu wołowskiego, słyszał od stażystów o ciężarówce porywającej ludzi. To w tym wielkim aucie miałyby być wycinane organy ofiar szaleńca. Ciało jednej z nich miało być odnalezione w Kawicach (gmina Prochowice).
W ostatnich kilkunastu miesiącach to już druga, przerażająca legenda miejska, która rozchodzi się z prędkością błyskawicy i bezpodstawnie straszy ludzi. W grudniu 2009 r. opisaliśmy budzącego grozę "rzeźnika", grasującego od Środy Śląskiej po Leśnicę.
Wirtualny rzeźnik i inne strachy
Legenda o mordercy wycinającym organy, a grasującym pod Wrocławiem zaczęła się od e-maila. Anonimowy nadawca rozesłał wiadomość o mężczyźnie, mieszkańcu wioski Dębica z gminy Malczyce, który zaginął w połowie grudnia. Jego ciało miało zostać odnalezione bez organów wewnętrznych. Zaraz potem zaginąć miała jakaś kobieta. Nadawca twierdził, że wysyła tę informację, żeby zmobilizować policję do pracy. W ciągu kilku tygodni "rzeźnik" przeniósł się w okolice Lubiąża.
- To bzdury - komentuje Paweł Petrykowski z dolnośląskiej policji. - Mężczyzna spod Malczyc rzeczywiście jest poszukiwany, bo zaginął. Ale informacja o zabójstwie to bzdura. Cały czas go szukamy. Robimy wszystko, co można i co należy zrobić w takiej sytuacji. Sprawdzamy każdy trop. Nie potrzebujemy dodatkowej mobilizacji takimi drastycznymi informacjami.
Sołtys wsi Dębica Wiesław Dziadyk komentuje: - Czego to ludzie nie wymyślą. Ja już różne wersje słyszałem, gdzie to niby jego nie znaleziono. Wersję o wyciętych organach też słyszałem.
- Dobre informacje nie rozchodzą się tak szybko, jak negatywne - tłumaczy dr Konrad Maj ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej.
- Ludzie są bardziej wyczuleni na złe informacje. Czują się w obowiązku ostrzec innych. Przy okazji przekazywania takich wieści można budować pozytywne relacje w grupie, poprzez przekonanie, że jest się osobą dobrze poinformowaną. No i taką, która w zaufaniu przestrzega przed złem.
Wrocław bał się mordercy, gwałciciela i porywaczy
Rzeźnik z Leśnicy grasował dwa razy. Przed 15 laty i jesienią 2009 roku. Pamiętam taką sytuację jakieś 15 lat temu - opowiada wrocławski policjant. - W Leśnicy doszło do zabójstwa. Zginęła jakaś kobieta. Natychmiast rozniosło się, że to seryjny morderca. Że grasuje i zabija dziewczyny. Ludzie się bali, kobiety nie wychodziły same z domu. To była panika.
Identyczną historię opisywaliśmy przed kilkunastoma miesiącami. Wirtualny "rzeźnik" zaczął grasować w okolicach Środy Śląskiej. Do naszej redakcji zaczęły docierać informacje o morderstwach. O uczniach ostrzeganych przed bandytą specjalnymi plakatami. Wszystko to były bzdury. Ale "rzeźnik" nadal krążył w umysłach ludzi. "Zabił" w Lutyni, a później przeniósł się na zachodnie osiedla Wrocławia.
Z ust do ust opowiadano sobie o tym, że zabił. Że gdzieś nad stawem znaleziono zwłoki dziewczyny. Że inna wyrwała się i uciekła. A policja - rzecz jasna - o wszystkim wie, ale ukrywa informacje, żeby nie wywoływać paniki. Po naszym artykule Leśnica i okoliczne osiedla odetchnęły z ulgą. Nie na długo. W październiku na jednej z internetowych list dyskusyjnych ktoś wpisał ostrzeżenie o serii porwań małych dzieci. Szczególnie niebezpieczne miały być okolice supermarketów. Autor dowiedział się, że policja ostrzegała w przedszkolach przed porywaczami. I to utwierdziło go w przekonaniu, że w przedszkolach naprawdę grasują porywcze.
- Nie było żadnych porywaczy, to bzdury - uspokaja rzecznik policji Paweł Petrykowski.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?