Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ryota Morioka w Anderlechcie. Czy Śląsk mógł sprzedać go za większe pieniądze?

Jakub Guder
Ryota Morioka w barwach Śląska Wrocław
Ryota Morioka w barwach Śląska Wrocław
Ryota Morioka, który jeszcze nie tak dawno zachwycał kibiców we Wrocławiu, we wtorek wieczorem został piłkarzem najbardziej utytułowanego belgijskiego klubu Anderlechtu Bruksela. Nieoficjalnie "Fiołki" mają zapłacić Waasland-Beveren ok. 2 mln euro. Śląsk ma dostać z tej kwoty ok 15 proc.

Ryota Morioka w Anderlechcie Bruksela. Ile Śląsk Wrocław na tym zarobi?

Morioka przyszedł do Śląska w styczniu 2016 roku i podpisał 2,5-letnią umowę. Ostatecznie grał tu przez 1,5 roku. W tym czasie wyrósł na jednego z lepszych rozgrywających w naszej lidze. W 53 meczach dla WKS-u strzelił 15 goli i zanotował 11 asyst. Odszedł do belgijskiego Waasland-Beveren za niecałe 300 tys. euro.

Choć Beveren to drużyna z dolnej połowy tabeli belgijskiej ekstraklasy, Morioka szybko udowodnił tam swoją wartość. W pół roku zwrócił na siebie uwagę najlepszych drużyn z tamtejszej ligi - Anderlechtu Bruksela i Club Brugge. Nic dziwnego skoro w 24 ligowych meczach strzelił 7 goli i zanotował 11 asyst.

We wtorek wieczorem Anderlecht oficjalnie potwierdził jego transfer.

- Tak - Śląsk był dla niego możliwością promocji. Jeśli ktoś w tej części świata miał jakieś wątpliwości, co do umiejętności Ryoty Morioki, to Japończyk wiedział, że gdy dobrze pokaże się w średniej lidze europejskiej, to pewnie wpadnie w oko komuś z lepszego kraju. Tak się stało. Nie było o to trudno - mówi Michał Karpiński, który pomagał w sprowadzaniu Morioki do Wrocławia.

- Kluby z Europy zachodniej zwracają uwagę na ligę japońską. Piłkarze, którzy tam grają są szybcy i mają dobrą technikę. Można tam spotkać niezłych bocznych obrońców, skrzydłowych czy właśnie zawodników na pozycję numer 10. Oni nie mają jednak paszportów unijnych i to też nie jest tak, że kluby z naszego kontynentu zatrudniają ich masowo - tłumaczy

Po transferze Morioki do Anderlechtu pojawiło się wiele głosów, że Śląsk za łatwo go puścił, że mógł zarobić więcej, że powinien go zatrzymać na dłużej.
- Po co on miałby zostać we Wrocławiu? Śląsk byłby może dzięki temu trochę lepszy przez kilka miesięcy, ale miałby w składzie zawodnika, który czułby się oszukany. Już gdy przychodził do Wrocławia umówilismy się, że zostanie tutaj rok-półtora, a potem WKS wyciska z jego transferu ile się da, a on idzie do lepszej ligi - tłumaczy Karpiński.

Czy była jakakolwiek możliwość, że Morioka przedłuży kontrakt?
- Nie, bo miał inne plany. Nie wiem, co by się musiało wydarzć, żeby podpisał nową umowę... Musiałby się badzo zakochać w naszej kulturze, we Wrocławiu, albo poznać piekną Polkę, a przecież on ma żonę, którą kocha, więc ta druga możliwość odpada - żartuje menadżer. - Piłkarze w pierwszej kolejności myślą o tym, aby ich kariera była poukładana i przynosiła im jak najwięcej satysfakcji. Także finansowej - dodaje.

Michał Karpiński jest przekonany, że Morioka nie musi być ostatnim Azjatą, który trafił do Śląska i wypromował się dalej. Jak jednak zauważa - musi być spełnionych kilka warunków.
- Taki piłkarz przede wszystkim musi machnąć ręką na dobre pieniądze, które zarabia na przykład w Japonii, tupnąć nogą i powiedzieć, że on chce iść do Europy. Jeśli nie ma lepszych ofert, to w ten sposób trafi do Ekstraklay. To jest jednak trudne, bo jeśli dostanie dwie-trzy propozycje z innych średnich, europejskich lig - powiedzmy ze Szwajcarii - to pewnie nie wybierze jednak naszego kraju - kończy.

Choć we Wrocławiu Morioka zazwyczaj się wyróżniał, to miał takie momenty, gdy przechodził zwyczajnie obok meczu. Tak było na przykład na początku maja 2017 roku, gdy Śląsk przegrał 0:2 w Gliwicach. Wówczas trener Jan Urban przeprowadził poważną rozmowę z Japończykiem, a tłumaczem - za pośrednictwem internetu - był mówiący po hiszpańsku, młody japoński trener Atsu Okazaki, znajomy Urbana. No i Morioka zaskoczył - w pięciu ostatnich spotkaniach sezonu strzelił trzy bramki i miał cztery asysty czym walnie przyczynił się do utrzymania Śląska.

Według różnych źródeł Anderlecht wyłożył za Japończyka między 2 a 3 mln euro. Śląsk zapewnił sobie zysk z kolejnego transferu. Wcześniej mówiło się, że jest to 10 proc., ale z naszego źródła wynika, że może to być nawet do 15 proc. Tak czy inaczej - WKS może zarobić teraz dodatkowo ok. 300 tys. euro, co by oznaczało, że w sumie wrocławianie zarobią na Japończyku niespełna 600 tys. euro.

Tymczasem wrocławianie nadal rozglądają się za wzmocnieniami, na co naciska szczególnie Jan Urban. Po wypadnięciu ze składu Łukasza Madeja potrzebny mu jest zmiennik na skrzydło dla Robierta Picha i Jakuba Koseckiego. Jak twierdzi Przegląd Sportowy w oko wpadł mu 25-letni piłkarz z Gwinei Bissau (z portugalskim paszportem) Boumesca Tue Na Bangna. Mesca - bo z takim przydomkiem gra na koszulce - ma za sobą m.in. epizod w Fulham Londyn i debiut w Premier League. Teraz jest zawodnikiem cypryjskiego AEL-u Limassol.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska