Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ruszył proces strażaka podpalacza. Tomasz S. zmienił swoje zeznania

Kacper Chudzik
Oskarżony mężczyzna przed sądem przyznał się jedynie do części podpaleń

Gdy złapano go po ostatniej, nieudanej próbie podpalenia stodoły, Tomasz S. przyznał się do zarzucanych mu czynów. Chodziło o podpalenie w sumie czterech stodół i próbie podpalenia kolejnej. Tymczasem po rozpoczęciu rozprawy, w czwartek (4 sierpnia), mężczyzna zmienił zeznania. Zaprzeczył, by miał dopuścić się pięciu czynów. Przyznał się jedynie do ostatnich dwóch. Sędzia zapytał go więc, dlaczego dokonał czynów, do których się przyznaje, skoro nie podpalił trzech pierwszych stodół.

- Te wszystkie pożary były wokół mojego podwórza. Policja pojawiała się w Łagoszowie tylko na dzień, dwa po podpaleniu, a potem nie było ich widać. Bałem się, że następna stodoła będzie moja, więc podpaliłem inną, aby policja znów się zainteresowała - tłumaczył oskarżony. - Miałem wyrzuty sumienia, ale bałem się zgłosić na policję. Podjąłem więc kolejną próbę, żeby mnie złapano.

Tomasz S. miał również przygotowane wyjaśnienie dlaczego wcześniej przyznał się do podpalenia pozostałych stodół.

- Po prostu policjanci mi powiedzieli, że jak wezmę to na siebie i będę współpracował, to nie trafię do aresztu i kara będzie łagodna w sądzie. Ale jakbym nie współpracował to mówili, że postarają się o wysoką karę - zeznawał oskarżony. - Przyznałem się więc, zacząłem wymyślać zeznania, oni mi też podpowiadali.

Sąd był zdziwiony, że oskarżony wyjawił takie poważne zarzuty dopiero teraz, skoro i tak trafił do aresztu. Próbował też dociec, skąd oskarżony miał tak dokładną wiedzę o miejscach podłożenia ognia, skoro jak twierdzi, nie on był sprawcą.

Sprawa żywo interesuje mieszkańców Łagoszowa Wielkiego, którzy licznie stawili się w sądzie. Nie zabrakło tam poszkodowanych, ale też rodziny i przyjaciół oskarżonego. Gdy policjanci prowadzili go skutego do sali, z jednej strony korytarza można było usłyszeć szloch, a z drugiej wołania poszkodowanych.

- To przez niego baliśmy się spać po nocach! - mówili.

Rozprawa została odroczona do października. Sąd zdecydował o zwolnieniu Tomasza S. z aresztu. Wieść o tym najbliżsi oskarżonego przyjęli ze łzami szczęścia w oczach. Mężczyzna wrócił już do domu. Poszkodowani nie są jednak zadowoleni z tej decyzji. Gdy słuchali jego zeznań z niedowierzaniem kręcili głowami.

- Przecież on kręcił. Mówił, że policjanci mu podpowiadali podczas wizji lokalnej, a ja przy tym byłem i przecież widziałem, że on wszystko sam mówił. Doskonale wiedział jak to wszystko przebiegało - słyszymy od jednego z poszkodowanych.

Ale jeden ze świadków, który zeznawał przed sądem nie jest pewien winy oskarżonego. Przyznał on, że ma podejrzenia co do innej osoby. Zdaniem świadka to właśnie on miał zasiąść na ławie oskarżonych, ponieważ ktoś chciał go wrobić w podpalenia i dokonywał ich w miejscach, w które mężczyzna chodził z psem.

- Nie zdradzę kogo mam na myśli, bo nie jestem tego pewien i nie chcę rzucać niesprawdzonych oskarżeń. Ale coś mi w tej sprawie nie pasuje - mówił świadek.

Tomaszowi S. grozi kara do 5 lat więzienia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska