Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rozwiń tabelę, zobaczysz Śląsk i Zagłębie, czyli nie ma co trenować. Tu trzeba dzwonić. Ale gdzie?!

Wojciech Koerber
By dojrzeć pozycję Śląska i Zagłębia, należy rozwinąć pełną wersję tabeli, do samego jej końca, a to przecież nie tak dawni mistrzowie kraju - 2012 i 2007. Co zatem robić? Kiedy Janusz Wójcik przejmował w niezwykle trudnej sytuacji Świt Nowy Dwór Mazowiecki, miał sprawdzony w kraju sposób, jedynie wówczas słuszny. Zawodnicy, przebrani, czekają na pierwszy umówiony trening od przeszło godziny, w końcu prezes Szymański zapytuje Wója dlaczego ten - miast rozpocząć zajęcia - wciąż z telefonem przy uchu się tylko przechadza. Więc Wójo wyjaśnia krótko i na temat: "Tu już nie ma co trenować, tu trzeba dzwonić".

To znana historia, lecz sprzed lat kilku. A gdzie dzwonić dzisiaj, kiedy wszystkie takie numery zajęte. Tzn. zamknięte. Postawcie się w sytuacji szefów Zagłębia, co oni biedni (???) mają sobie pomyśleć - jak nie Lenczyk za stówkę, to kto?! Kto nam może pomóc? Tam niemal każdy ma wszystko w d..., bo patrzy tylko, by zera na fakturze się zgadzały (a z tym problemu nie ma) i by nogę dać jak najszybciej. Najlepiej przed upływem kontraktu z pieniędzmi wypłaconymi za cały kontrakt. Piłkarz to pracownik jak każdy inny. Też bym się cieszył gdyby zesłali mnie do redakcyjnego Klubu Kokosa i nadal regularnie płacili, nie oczekując w zamian codziennego pisania i całej tej babraniny związanej z pracą w dzienniku. Też znacie takich, co po dostaniu w pracy cynku, że do zwolnienia są, i że papiery już przyszykowane, wybiegali jedynie po bułki i parówkę, a wracali dopiero z L-4, takim odnawialnym co kilka tygodni.

W Lubinie próbowali już wszystkiego. Otóż jestem świeżo po lekturze "Szamo" Stanowskiego, wspominek bramkarza Szamotulskiego. I przytacza on anegdotę, jak to delegacja Zagłębia wybrała się do Tottenhamu, by współpracę nawiązać. Prezes Pietryszyn zarządził więc - jak się domyślam, by uwiarygodnić powiązania z potężnym klubem - a więc zarządził wypożyczenie choćby jednego grajka. - To może tego O'Harę - zasugerował trener Michniewicz po obejrzeniu meczu rezerw. Spotykają się więc z O'Harą. - A Lubin to co to jest? - pyta chłopak. No, 60 tysięcy ludzi - tłumaczą. - Ale na meczu, tak? - dopytuje. Nie, w mieście.

No i nie pykło, jak mawia koleżanka z redakcji. A Śląsk? Swego czasu, to też z "Szamo", wracał z zagranicznego obozu samolotem, który to wpadł w potężne turbulencje. I wtedy na pokładzie zaczął się wydzierać Stokowiec: "Nigdy nie spadnie, WKS nigdy nie spadnie!". Niestety, nie miał racji. Dziś Stokowiec to trener Jagiellonii, w okresie od sierpnia do listopada trzy razy kazał już WKS-owi spadać, w tym dwukrotnie zdobywając "twierdzę" na Pilczycach. Jeśli mogę Wam coś doradzić a propos sportowych biografii, o ile takowe lubicie - nie czytajcie zagranicznych, są lukrowane. Bohater jest uczciwy, bogobojny, trenuje tylko i nigdy nie spodobała mu się dziewczyna kolegi. Czytajcie rodzime - bywają prawdziwe.

Aw piłce, umówmy się, chodzi głównie o pieniądze, to nie dyscyplina sportu, lecz gałąź przemysłu. Zatem dziewczyny i żony graczy słusznie chcą, by to mężczyźni zarabiali dużo więcej. Nie to, co feministki, wołające na ulicach o wyrównanie poborów. Widzieliście u nich kiedyś transparenty "chcemy, jak mężczyźni, płacić za wejście na dyskoteki!", "chcemy same płacić za siebie na barze!", "i za fatałaszki też same!"? To feministki do czasu. Do czasu aż wyrwą swojego "piłkarza".Życie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska