Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Różnica między tym, co jest naprawdę, a tym, co i jak widzimy, bywa ogromna

Redakcja
Agata Grzelńska
Agata Grzelńska Tomasz Hołod
Nowoczesne technologie potrafią tak realistycznie pokazać nieprawdziwy świat i tak sugestywnie zmylić nasze zmysły, że nawet wiedząc, iż mamy do czynienia z fikcją, nasz mózg odbiera ją jako najprawdziwszą prawdę.

Dziennikarka Margit Kossobudzka napisała niedawno w jednym z artykułów: „Każdy z nas tego doświadcza, gdy zaczyna się drapać na myśl o gryzącym swetrze, ślinić na widok rozkrojonej cytryny czy kichać na widok kurzu. Nasz mózg nie odróżnia wyobrażenia od sytuacji prawdziwej”.

Jak dalece jest to prawdziwe stwierdzenie, przekonałam się w nowym Laboratorium Informatyki Biomedycznej, które powstało na Politechnice Wrocławskiej. Siedząc na wygodnym krześle ustawionym na równej podłodze, założyłam okulary 3D. Dzięki wyświetlonej w nich animacji znalazłam się w wagoniku pędzącym po strasznie lichych torach nad urwiskami. Pół biedy, gdy wagonik piął się w górę, znacznie gorzej było, gdy pędził w dół. To, co widziały moje oczy, było zdecydowanie silniejsze od świadomości, że siedzę na stabilnym i nieruchomym krześle na płaskiej podłodze. Strach i uczucie podchodzącego do gardła żołądka były tak samo silne jak na prawdziwym rollercoasterze. Mocne przeżycie, tym mocniejsze, jeśli ma się lęk wysokości.

Z jednej strony to cudowne i wspaniałe, że potrafimy stworzyć wirtualny świat tak perfekcyjnie udający prawdziwą rzeczywistość. Wspaniałe i przydatne. O ileż bezpieczniejszy jest na przykład pacjent, gdy jego mózg ma operować neurochirurg, który przed zabiegiem mógł przećwiczyć każdy ruch na wirtualnym modelu mózgu chorego.

Z drugiej jednak strony jakże złudne i mylące to narzędzie. Gdy wirtualny świat pomyli nam się z prawdziwym. Gdy wierzymy tylko w to, co widzimy. Jakże łatwo możemy dać się zmanipulować. I nie potrzeba do tego, by uwierzyć, że jest źle, bardzo źle, a wręcz niebezpiecznie, okularów 3D. Wystarczy przez kilka dni oglądać telewizyjne serwisy informacyjne. Wystarczy kilka razy dziennie zajrzeć na portale społecznościowe. Jakże łatwo uwierzyć, że w Polsce toczy się bratobójcza wojna. Oglądając -to nic, że wciąż te same - powtarzane po tysiąc razy obrazy pikietujących i protestujących zatroskanych o demokrację przeplatane z widokiem podpuszczonych przez kogoś prostych (żeby nie napisać prostackich) bab szarpiących Bogu ducha winnego reportera, można zacząć się bać. Można mieć wrażenie, że boją się wszyscy dookoła i że szarpiące reportera proste baby jutro zjedzą na śniadanie nie tylko nas, ale także nasze dzieci, a nawet naszego kota. Chociaż kota może oszczędzą, o ile przypomną sobie, że pewien ważny polityk też ma w domu futrzaka. Można się bać, ale po co?

Wystarczy wyłączyć przynajmniej na chwilę telewizor, oderwać się od komputera i wyjść na ulicę, posłuchać zwykłych ludzi. Żadnych tam „młodych, wykształconych, z wielkich miast” ani żadnych tam „starych moherów tudzież młodocianych narodowców (niepotrzebne skreślić) ze wsi czy małych miasteczek ze ściany wschodniej”. Tylko zwykłych ludzi. Posłuchać albo chociaż spojrzeć w ich oczy i przyjrzeć się ich twarzom. I gdzie ten strach? Nie widać ani lęku o demokrację, ani chęci okładania dziennikarzy. Kto więc jest prawdziwy? Komu uwierzyć? Kogo jest więcej? Bać się, jak ci wirtualni straszący z ekranu, czy robić swoje, jak ci obok żywi z ulicy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska