Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rozgrzebali warsztat i uciekli?

Grażyna Szyszka
Warsztat pana Artura daleki jest od tego, jak miał wyglądać po remoncie
Warsztat pana Artura daleki jest od tego, jak miał wyglądać po remoncie Grażyna Szyszka
Miał być szybki i sprawny remont i rozbudowa samochodowego warsztatu, a są kłopoty i awantury z wykonawcą. Mechanik twierdzi, że budowlańcy dostali pieniądze i zostawili go z niedokończoną robotą, za którą znowu będzie musiał zapłacić.

Warsztat przy ulicy Reja, do którego od kilku miesięcy nie można ani wjechać ani wyjechać, należy do Artura Gryki. Głogowianin zaplanował przebudowę sporej hali warsztatowej, więc z polecenia kolegi, wynajął firmę budowlaną z Wrocławia.

- Na początku września podpisaliśmy umowę, w której był określony zakres prac do wykonania, cena oraz termin - opowiada właściciel. Roboty obejmowały między innymi przebudowę stropu, wykucie trzeciej bramy, nowy dach, hydraulikę i elektrykę.

Artur Gryka twierdzi, że roboty od samego początku się ślimaczyły, a wykonawca ciągle przesuwał termin ich zakończenia.

- Przychodzili na budowę przypadkowi ludzie i pracowali na starym, albo najtańszym sprzęcie. W sumie było tu chyba z czterdziestu robotników - opowiada mechanik. - Mimo to, zgodnie z harmonogramem umowy, wypłacałem kolejne zaliczki, bo wierzyłem, że wreszcie skończą.

W sumie mechanik wypłacił firmie 25,5 tys. zł, czyli tylko o cztery mniej niż zakładała umowa.

Jednak budowlańców, którzy mieli zakończyć prace we wrześniu, zastał grudzień. Artur Gryka twierdzi, że pewnego dnia po prostu zniknęli z jego rozgrzebanego warsztatu, a właściciel firmy nie chce słyszeć o wywiązaniu się z umowy. - Nie zrobili elewacji, nie ma skończonej elektryki, w posadzce są dziury, na ścianach leżą gołe regipsy, a przed wjazdem do warsztatu mam głęboki wykop, a miała być ułożona kostka - wylicza. - Owszem, za dodatkowe roboty chciałem dopłacić, bo przecież zawsze coś wyjdzie w trakcie remontu, ale nie w takich cenach, jakie mi podali. Zostawili warsztat w takim stanie, że bez kolejnej firmy budowlanej i bez kolejnych kosztów się nie obejdzie - twierdzi głogowianin. - Dlatego zamierzam dochodzić swoich racji przed sądem.

Mariusz Kufel, właściciel budowlanej firmy ma zgoła inny obraz całej sytuacji. Owszem, przyznaje, że przyjął zlecenie od Artura Gryki, ale z czasem zaczął dokładać dużo więcej prac niż wynikało z umowy i nie chciał za nie płacić.

- Bywało też tak, że nie dopuszczał też mojej ekipy do pracy - twierdzi.

Mimo że mechanik jest winien budowlańcowi jeszcze kilka tysięcy złotych, ten, co dziwne, już ich nie chce. - Chcę tylko moje elektronarzędzia warte sześć tysięcy złotych, których pan Gryka nie oddał - twierdzi. - Byłem zmuszony złożyć o tym zawiadomienie na policji. A sądu się nie boję - zapewnia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska