Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rowerowa podróż życia przez Amerykę Łacińską [ZDJĘCIA]

Marcin Kaźmierczak
Podróżując rowerem przez Amerykę Południową, głogowianin przejechał między innymi słynną górską drogę "Carretera Austral", zbudowaną za czasów Pinocheta
Podróżując rowerem przez Amerykę Południową, głogowianin przejechał między innymi słynną górską drogę "Carretera Austral", zbudowaną za czasów Pinocheta Arkadiusz Czuchraj
Głogowianin, Arkadiusz Czuchraj jest w trakcie zdobywania Korony Ziemi. Ostatnio wszedł na Aconcaguę i przy okazji przejechał rowerem przez Chile, Argentynę, Boliwię i Peru

Arek jest absolwentem głogowskiego Ekonomika. Na co dzień mieszka w Irlandii, gdzie pracuje jako kucharz. Miłośnikiem podróżowania był od zawsze.

- W moim domu wszyscy podróżowali. Mając dwadzieścia lat wybrałem się rowerem do Karpacza. Tak zaczęło się jeżdżenie po Polsce. Później przeprowadziłem się do Irlandii, którą także zjechałem rowerem wzdłuż i wszerz. Kolejną podróż rowerową odbyłem po Hiszpanii, a w zeszłym roku zrobiłem spontaniczną wycieczkę po Włoszech, którą odbyłem rowerem kupionym w supermarkecie. Przejechałem z Dolomitów do Rzymu - opowiada Arek.

W międzyczasie, cztery lata temu, głogowianin rozpoczął zdobywanie Korony Ziemi. W 2011 roku pojechał do Kenii, by wejść na Kilimandżaro. Rok później wspiął się na Mont Blanc i Elbrus, które rywalizują o miano najwyższej góry Europy, a w 2013 roku wybrał się na Alaskę, by wejść na McKinley. Teraz z kolei przyszedł czas na Aconcaguę, czyli najwyższy szczyt Ameryki Południowej.

- To była wyprawa zorganizowana przez kilka osób, które lubią chodzić po górach. Jednakże w związku z tym, że kontynent jest na prawdę ogromny, stwierdziłem, że trzy tygodnie to stanowczo zbyt krótko - zdradza. - Postanowiłem, że zaoszczędzę, ile się da i dzięki temu będę mógł być w Ameryce Południowej tak długo, jak będzie to możliwe. Aby to zrealizować, przez siedem miesięcy pracowałem w dwóch pełnoetatowych pracach, mając przez ten czas raptem pięć dni urlopu - kontynuuje.
Głogowski podróżnik dotarł do Buenos Aires 16 stycznia. Oprócz sprzętu górskiego zabrał także rower. - Po wejściu na Aconcaguę, która była głównym celem wyprawy, pojechałem autobusem na Ziemię Ognistą do miejscowości Ushuaia, która jest uznawana za najbardziej wysunięte na południe miasto Ameryki Południowej, a nawet świata - opowiada.

Arek chciał przejechać Amerykę Południową wzdłuż. - Nie do końca byłem jednak do tego przygotowany - mówi. - Nie wiedziałem między innymi, w którym kierunku pokonuje się tą trasę. Okazało się, że ze względu na kierunek panujących tam wiatrów, należy jechać z północy na południe, czyli odwrotnie, niż zamierzyłem - tłumaczy.

Głogowianin jednak nie zrezygnował i postanowił dotrzeć rowerem do Machu Picchu w Peru. - Przejechałem pięć tysięcy kilometrów przez południową i zachodnią część Ameryki Łacińskiej, między innymi przez Patagonię w Argentynie i Chile, a także drogę górską "Carretera Austral", która najpiękniej wygląda właśnie południowoamerykańską jesienią, a więc od marca do czerwca - mówi.

Przez to, że zatrzymywał się na dłużej w niektórych miejscach, uciekło mu trochę urlopu i nie mógł przejechać środkowej części trasy. - Wsiadłem więc w autobus, którym dotarłem do Pustyni Atakama, najsuchszego miejsca na Ziemi. Tam też po raz pierwszy w życiu zdarzyło mi się spać na pustyni - wspomina. - Stamtąd udałem się rowerem do Boliwii i Peru, a po drodze trafiłem również do Uyuni, jednego z największych słonych jezior na świecie - wymienia.

Jadąc do Ameryki Południowej, głogowianin praktycznie nie znał języka hiszpańskiego. - Przez to, że mam rodzinę w Hiszpanii, znałem tylko podstawowe zwroty - zdradza. - Pierwszego dnia wyprawy poznałem Chińczyka, z którym mogłem porozumieć się po angielsku, ale kilka dni później dołączył się do nas podróżnik z Wenezueli, który znał tylko i wyłącznie hiszpański. Dzięki temu rozmawialiśmy tylko w jego języku. Dało to taki efekt, że w ciągu czterech miesięcy nauczyłem się hiszpańskiego - wyjaśnia głogowski podróżnik.

Podczas swojej podróży Arek spał zarówno pod namiotem jak i u napotkanych po drodze tubylców. - Przede wszystkim korzystałem z funkcjonującej w krajach Ameryki Łacińskiej strony internetowej - casa de ciclistas - na której ogłaszają się ludzie, którzy przyjmują pod swój dach turystów, zwłaszcza tych podróżujących rowerami - tłumaczy.

Jak zaznacza, Latynosi są niezwykle gościnni i pozytywnie nastawieni do życia. - Wobec rowerzystów czy w ogóle podróżników są bardzo uprzejmi i okazują wielką radość podczas spotkań. Postępują w myśl zasady "czym chata bogata" i nie zamykają drzwi - informuje. - Jedyny problem pojawił się, gdy bez pytania rozłożyliśmy namiot na pewnej posesji. Właściciel nie pozwolił nam na nocleg, ale wyłącznie z tego powodu, że nie spytaliśmy go wcześniej o zgodę - wspomina.

Według Arka wiele osób bardzo chciałoby podróżować, ale ciągle czeka na jakiś impuls. Takim ludziom radzi rozpoczynać od małych kroków. - To nie musi być od razu szalona podróż na koniec świata. Podróż nie zależy od odległości. Może nią być nawet spacer po mieście, jeśli tylko chcemy dotrzeć do ciekawych miejsc, których wcześniej nie znaliśmy. Mój dziadek zawsze mówił, że gdy idziemy choćby do sklepu, powinniśmy wracać inną drogą, bo wtedy się nie nudzimy i możemy zobaczyć coś ciekawego - mówi. - Jeśli z kolei chcemy wybrać się gdzieś dalej, to pierwszym krokiem jest już choćby zakup biletu - dodaje.

Problemem nie są także pieniądze. - Często turyści mogą otrzymać nocleg i wyżywienie za prostą i krótką, nawet trzygodzinną, pracę na rzecz gospodarzy - mówi. - Podróżując wcześniej po Włoszech pracowałem w ten sposób jako drwal, gotowałem, byłem opiekunem dzieci a nawet zwierząt - opowiada.

Jego zdaniem jest także wiele osób, które chciałyby podróżować, ale się boją. - Wiele osób przestrzegało mnie, że będąc tak daleko, może mi się coś stać. Taka niepewność pojawia się tylko u osób, które nigdy nie podróżowały. Ja z kolei mogę powiedzieć coś zupełnie odwrotnego. Nie chcę mówić, że Polska jest niebezpiecznym krajem, ale to tutaj miałem wypadek rowerowy i tutaj zostałem obrabowany, a podczas moich wypraw nigdy nic takiego się nie wydarzyło - mówi.

Głogowianin obala także kolejny mit. - Wiele osób mówi, że podróżowanie nie jest dla ludzi, którzy założyli już rodziny, a moim zdaniem tak nie jest. Kilka lat temu w Gruzji poznałem dwie pary, które przez trzy miesiące podróżowały jeepami z dziesięciorgiem dzieci, więc jak widać jest to możliwe - wyjaśnia.

Zapytany, dlaczego podróżuje akurat rowerem, stwierdził, że jest to dla niego idealny sposób na odstresowanie się. - Podróż rowerem daje czas na rozmyślanie i porozmawianie z samym sobą. Na co dzień nie ma na to czasu, a jadąc dziesięć godzin rowerem i na dodatek mając przed oczami piękne krajobrazy, jest na to idealna okazja. Podczas ostatniej podróży były takie dni, a nawet tygodnie, kiedy ja i moi napotkani towarzysze nie rozmawialiśmy ze sobą - zdradza. - Poza tym w Chile poznałem rowerzystę, który od dwunastu lat jest w podróży i przejechał już rowerem sto sześćdziesiąt tysięcy kilometrów. Stwierdził on , że podróżowanie rowerem jest tak fascynujące, ponieważ gwarantuje on idealną prędkość do podróżowania i zwiedzania świata - kontynuuje.

Pomimo tego, że przyjechał z niej przed dwoma tygodniami, głogowianin bardzo chce wrócić do Ameryki, by przejechać całą Drogę Panamerykańską, która zaczyna się na Alasce a kończy na Ziemi Ognistej w Chile.

Podróżą marzeń głogowianina jest zaś daleki rejs. - Zainspirował mnie do tego pewien cieśla z okolic Głogowa, który przez wiele lat budował łódź - wyjaśnia.

Innym marzeniem Arka jest własny hostel. - Dzięki niemu mógłbym poznawać ciekawych ludzi i jednocześnie pomagać innym podróżującym - kończy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska