Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rosja. Bezpieczeństwo musi być, wyjątków (prawie) nie ma (KOMENTARZ)

Piotr Janas z Moskwy
FOT. PJ
Wyświechtane powiedzenie mówi, że Rosja to stan umysłu. Lecąc na mundial zastanawiałem się, ile w tym prawdy i w jakim stopniu będzie mi dane się o tym przekonać. Już po pierwszych trzech dniach mogę stwierdzić, że czasami Rosjanie tak bardzo walczą z tym stereotypem, tak bardzo chcą pokazać, że jest inaczej, że są zupełnie inni, że... jeszcze bardziej go pogłębiają.

Lądując w Moskwie byłem ciekaw, czy największe pod względem powierzchni i drugie największe pod względem ludności miasto w Europie faktycznie będzie przesiąknięte mundialem. Można było w ciemno założyć, że w pobliżu stadionów, na Palcu Czerwonym i w innych atrakcyjnych turystycznie miejscach mundial będzie wyeksponowany, że wszędzie tam będzie można spotkać kibiców i tak też faktycznie było, ale co z ciemniejszymi zakamarkami tej metropolii? Czy rodowitych moskwian interesują mistrzostwa świata? No cóż, nie doceniłem Rosjan i ich miłości do futbolu.

Przemieszczając się metrem po tzw. Moscow Central Circle (lina ma 54 kilometry), wszędzie spotykam ludzi mówiących o mundialu. Nie trzeba perfekcyjnie znać języka, by zrozumieć kontekst ich konwersacji. Jedni debatują o szansach "Sbornej", inni o gwiazdach, które przylecą na mundial, a jeszcze inni o turystach i... sposobach na wzbogacenie się przy tej okazji.

- Najgorsi są taksówkarze. Jeśli gość tylko wyczuje w twoim akcencie, że nie jesteś Rosjaninem, podyktuje ci co najmniej pięciokrotnie wyższą cenę, zapewniając jednocześnie, że taniej niż z nim nie pojedziesz. Uciekaj od nich. Jeśli nie będziesz mógł wrócić komunikacją miejską, wynajmij samochód na minuty. Serio, będzie taniej - łamaną angielszczyzną z rosyjskimi wstawkami zapewnia mnie 26-letni Pavel z hotelu, w którym się zatrzymałem.

Pavel przyjechał po mnie na lotnisko prywatnym samochodem i nie wziął za to ani rubla. Warto w tym miejscu zaznaczyć, że ze lotniska Szeremetiewo do centrum Moskwy jest jakieś 40 kilometrów, a do hotelu mieliśmy 48.

- Jeśli czegoś nie będziesz wiedział, to dzwoń do mnie, albo pytaj ludzi. Pomogą ci - kontynuuje Pavel.
- Wszyscy są tu tak pomocni jak ty? - pytam.
- Nie - odpowiada bez chwili zastanowienia. - Nie wszyscy, ale większość - zaznacza Pavel i płynnie przechodzi do rozmowy o stereotypach.

- Prawdziwe są te o wszechobecnej korupcji, z tym mamy olbrzymi problem. Inne są często wyolbrzymiane. Dam ci przykład - byłem kiedyś w Polsce i nie wydaje mi się, żebyśmy pili więcej niż wy. Z tym że wy pijecie dużo piwa. U nas zaproszenie na piwo często kończy się tak, że nawet go nie kupujemy. Wolimy mocniejsze trunki - wybucha szczerym śmiechem, po czym zaprasza mnie na wieczorne "piwo", połączone ze zwiedzaniem miasta. Z niedowierzaniem przyjmuje moją odmowę i argument, że przyleciałem tutaj do pracy i mam jej zbyt dużo, by oddawać się takim uciechom.

Rosjanie ogromną wagę przywiązują do bezpieczeństwa. Kontrole są na każdym kroku. Doświadczyłem tego na lotnisku, w metrze i w okolicach stadionu, ale najgorzej było w centrum akredytacyjnym. Okazało się, że organizatorzy zapomnieli wpisać mi drugiego imienia (które zgodnie z procedurami podałem we wniosku) i przez chwilę myśleli, że podaje się za kogoś innego.

Momentalnie za mną ustawili się dwaj wojskowi. Nie mam pojęcia skąd się wzięli, bo wcześniej nie widziałem ich w tym budynku. Nie życzę nikomu takiego przeżycia. Spojrzenie na ich zimne twarze nie należało do przyjemnych, chociaż stali spokojnie, nie odzywali się, nie zamierzali rzucić mnie na ziemię, zakuć w kajdanki i wyprowadzić. Przynajmniej na razie. W każdym bądź razie swoim wzrokiem skutecznie wybijali mi z głowy jakiekolwiek podejrzane ruchy, włącznie ze wsadzeniem ręki do kieszeni.

Grzecznie czekali aż pani zza biurka wyjaśni to nieporozumienie, a kiedy w końcu to się stało (jedno z najdłuższych 10 minut w moim życiu...), odprowadzili mnie do innego pomieszczenia (cały czas milcząc) i zaprowadzili prosto do okienka, dzięki czemu ominąłem sporej długości kolejkę. Tam poprawiono błąd, wydrukowano mi nową akredytację, a panowie zniknęli. Niemal rozpłynęli się w powietrzu. Poczułem wtedy cholernie trudną do opisania ulgę.

Nieco inaczej mają się sprawy na drugiej z moskiewskich aren - Otkrytije Ariena. Stadion gdzie na co dzień występuje drużyna Spartaka Moskwa z zewnątrz przypomina trochę warszawski PGE Narodowy. Barwy i bryła - podobne. Różnicę robi jednak gigantyczny telebim, którego nazwałbym typowo moskiewskim, tj. wielkim, wypasionym, zrobionym z dużym rozmachem i przepychem. Większy widziałem tylko przy wyjeździe z lotniska.

Wchodząc na konferencję przed meczem Argentyna - Islandia dowiaduję się, że mogę wnieść kamerę i telefony komórkowe, ale torba z laptopem i statyw muszą zostać zdeponowane. Powód? Coś zaczęło "pikać", kiedy torba i statyw w pokrowcu przejeżdżały przez bramkę kontrolną, identyczną jak te na lotnisku.

Kazano mi przygotować paszport, otworzyć torbę oraz pokrowiec, wyciągnąć wszystko i pokazać, że te urządzenia... działają. Wnoszenie niesprawnego sprzętu jest kategorycznie zabronione. Zastosowałem się do tych poleceń i mimo że z moim sprzętem wszystko było w porządku, nakazano mi zdeponować laptopa i statyw.

- Ale to jest mi potrzebne do pracy. Na Łużnikach i w metrze nie było problemu - tłumaczę.
- Albo zostawi pan komputer i statyw w depozycie, albo pan nie wchodzi - odpowiada mi strażnik tonem jednoznacznie wskazującym na zakończenie negocjacji.

Najbardziej dziwił mnie w tym wszystkim fakt, że obok wchodzili żurnaliści z taką ilością sprzętu, że ledwie byli w stanie go udźwignąć. Bramki piszczały, ale nie każdy przeszedł tak gruntowną rewizję, a niektórzy... żadnej.

Kontrole są tutaj skrupulatne i nie należą do przyjemnych, ale robi się je wybiórczo. Jeśli jakiś delikwent wydaje się podejrzany, koncentruje się na mim całe otoczenie. Teoretycznie wtedy coś może służbom umknąć, ale w praktyce mało kto odważyłby się wnieść gdziekolwiek czegokolwiek zabronionego, bo chyba nie ma tu przyjezdnego, który nie przeszedłby kontroli, albo przynajmniej nie wiedział, jak kontrolowany jest ktoś inny.

Rosja to Rosja. Putin powiedział, że ma być bezpiecznie, więc jest bezpiecznie. O incydentach na razie nie słychać i oby tak zostało.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska