Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

RODZINA ŚLĄSKA. Jerzy Kacprzak: Pokój piłkarskich skarbów (ZDJĘCIA)

Jakub Guder
Jerzy Kacprzak pokazuje proporczyk z meczu Śląsk - Liverpool
Jerzy Kacprzak pokazuje proporczyk z meczu Śląsk - Liverpool Album "Z piłkarskim Śląskiem przez lata..."
Takie osoby jak Jerzy Kacprzak udowadniają nam, że "Rodzina Śląska" jest potrzebna. To właśnie dzięki temu cyklowi artykułów odkryliśmy jego imponującą kolekcję kilkuset piłkarskich pamiątek - biletów, zdjęć, programów meczowych, książek. Najstarsze mają ponad 40 lat.

Nasz bohater przyjechał na Dolny Śląsk w 1964 roku z olsztyńskiego do szkoły. Został jednak tu już na stałe. Jak mówi - sportem interesował się od zawsze. Na mecze WKS-u chodził od kiedy tylko pojawił się we Wrocławiu. Nie zawsze miał pieniądze na bilet, więc stawał przed bramkami stadionu i pytał, czy ktoś ze starszych go nie wprowadzi. - Jeśli ktoś w tamtych czasach kupił bilet i program meczowy, to mógł dziecko wprowadzić za darmo. Czekało się zatem, aż ktoś cię złapie za szyję i przepchnie przez bramki - wspomina Pan Jerzy. - A gdy się chciało oglądać koszykarzy na ul. Saperów, to przez okna - śmieje się.

Z początkiem lat 70. kupował już karnety. Zakład pracy zwracał połowę kosztów, więc było łatwiej. Nie był to oczywiście żaden elektroniczny gadżet, jak dzisiaj, tylko rodzaj dokumentu, z którego wycinało się wejścia na kolejne mecze.

Pojawiły się też pierwsze wyjazdy. - Pierwszy mój mecz poza Wrocławiem to była podróż do Zabrza. Chętnych sporo, bo autokar podstawiała szkoła i trzeba było zapłacić tylko za bilet. Przeegzaminowano mnie zatem, czy znam piłkarzy, a że miałem to wszystko w jednym palcu, to poradziłem sobie z tym testem i pojechałem na Górny Śląsk - opowiada Pan Jerzy. Po spotkaniu napisał do Górnika z prośbą o autografy zawodników. Efekt jest taki, że w swojej kolekcji ma podpisy Włodzimierza Lubańskiego, Zygfryda Sołtysika, Stanisława Oślizły...

Potem pojawił się pierwszy samochód w życiu naszego pasjonata - syrena 105 lux. 120 km/h, wajcha zmiany biegów w podłodze - tym można było zadać szyku. - Na tamte czasy to było świetne auto, ale przede wszystkim mogłem samemu jeździć na mecze do innych miast - uśmiecha się Jerzy Kacprzak. Były zatem wizyty w Bytomiu na Szombierkach, w Łodzi na Widzewie, kilkanaście razy w Opolu.

- Nie bał się Pan tak sam, do obcych kibiców? - pytamy. - To były inne czasy. Samochód zostawiałem pod stadionem i szedłem na mecz. Dzisiaj to nie do pomyślenia. Raz tylko - gdy cieszyłem się z gola dla Śląska na Widzewie - ktoś krzyknął, żebym się zamknął, ale ani mnie, ani syrenie na obcych numerach nigdy się nic nie stało - wyjaśnia kibic Śląska.

Przez te wszystkie lata pan Jerzy gromadził przeróżne sportowe pamiątki. - Nigdy niczego nie wyrzucam - uśmiecha się. W swojej kolekcji ma m.in. 2 tys. różnych - nie tylko sportowych - książek. - Ostatnio byłem we Lwowie i kupiłem osiem, a najstarsza jest z 1902 roku - opowiada. W jego zbiorach przeważają jednak rzeczy futbolowe. Które uważa za najcenniejsze?

- Mam książkę wydaną na 30-lecie Śląska, ale też publikację z okazji 50-lecia Legii Warszawa. Od kolegi z Monachium dostałem piękne, kolorowe zdjęcie Bayernu, na którym są m.in. Franz Beckenbauer i Karl-Heinz Rummenigge - wylicza. Jest też spory zbiór numerów tygodnika "Piłka Nożna" i "Sportowca", ale najwięcej jest rzeczy związane ze Śląskiem. Sporo biletów i programów meczowych, w tym te najcenniejsze - z europejskich pucharów: z meczów z Liverpoolem, Antwerpią, Napoli, Spartakiem Moskwa. - W tym ostatnim Tarasiewicz strzelił chyba z wolnego - usiłuje sobie przypomnieć pan Jerzy.

Swoją pasją zaraził syna i wnuka, którzy chodzą na mecze WKS-u. - Ja już nie tak często. Wszystko przez telewizję. Teraz jest bardzo dobra realizacja, więc kupuję sobie piwko i wygodnie siadam przed ekranem - śmieje się kolekcjoner. - Żona to akceptuje - dodaje.

Zapytaliśmy go też o nowego trenera. - Tadziu Pawłowski już był trenerem. Tu trzeba dużej charyzmy. - mówi. - Być może sobie poradzi, ale w Śląsku jest tak, jak w reprezentacji. Tam mamy jednego Lewandowskiego, a u nas Paixao i jak obrońcy ich wyłączą, to trudno coś zrobić. Większa siła była, jak jeszcze grali Sobota czy Ćwielong - analizuje.

W przyszłości swój zbiór Jerzy Kacprzak chciałby przekazać wnukowi, ale - i tutaj rzecz najważniejsza - w jednym przypadku mógłby zmienić zdanie: gdyby powstało muzeum Śląska Wrocław z prawdziwego zdarzenia. - Chodzi o to, żeby historią zainteresowali się młodzi ludzie - słusznie wykłada pan Jerzy.

W tym miejscu nasz apel do osób władnych - wyłóżcie trochę grosza i niech to muzeum wreszcie powstanie. Kilkaset tysięcy to na przykład dla nowych właścicieli Śląska pewnie wiele nie jest, a byłoby na dobry początek. Zwyczajnie żal chować przed światem takie skarby, jakie ma m.in. Jerzy Kacprzak.

Rodzina Śląska

Jeśli zatem jesteś fanem Śląska, przeżyłeś jakąś ciekawą historię z nim związaną, masz kolekcję pamiątek WKS-u lub zwyczajnie chcesz się pochwalić zdjęciem w zielonej koszulce - pisz lub dzwoń do nas. Na mejle czekamy pod adresem [email protected]. Dzwonić możecie pod nr 71 37 48 199. Wszystkie wiadomości przeczytamy, telefony wysłuchamy, a z najciekawszymi z kibiców umówimy się na spotkanie. "Rodzinę Śląska" znajdziecie także na Facebooku - www.facebook.com/ rodzinaslaskagw.

Każdy z fanów, który przyśle nam swoje zdjęcie, trafia do naszej kibicowskiej galerii www.gazetawroclawska.pl/sport/slaskwroclaw/rodzinaslaska/.

Tam także znajdziecie wszystkie teksty, jakie do tej pory pojawiły się w cyklu "Rodzina Śląska". Czekamy na Ciebie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska