Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rodzice, którzy okradają własne dzieci i nas

Lina Szejner
freeimages.com
Państwo od lat doskonali sposoby egzekwowania alimentów dla dzieci od rodziców. I ciągle nie są to sposoby skuteczne. Za to dobrze radzi sobie ze ściąganiem pieniędzy od dorosłych dzieci alimenciarzy.

Marta K., matka 9-letniej Joanny i 11-letniego Jarka, boryka się z problemami samotnego rodzicielstwa od czterech lat. Mąż wyjechał do pracy do Anglii i tylko przez kilka miesięcy odwiedzał rodzinę, przysyłał pieniądze i prezenty. Potem jego kontakty z bliskimi były coraz rzadsze, pieniądze coraz mniejsze, bo tłumaczył, że albo mniej zarabia, albo właśnie stracił pracę.

Przez rok Marta jakoś dawała sobie radę. Jak trafił się większy wydatek, brała z kupki przeznaczonej na nowe meble. Mieli je sobie kupić i wstawić do większego mieszkania, na które mąż pojechał zarobić. Kiedy oszczędności się wyczerpały, a dzieci zachorowały, kobieta poczuła, że jest sama i nie zapewnia ani sobie, ani dzieciom poczucia bezpieczeństwa. „Rozłożyły” ją dwie niby niegroźne choroby dzieci, ale antybiotyki kosztowały tyle, że zabrakło na czynsz.

Wtedy koleżanka poradziła jej by poszła do „opieki”. Tam z kolei została poinformowana, że musi wdrożyć całą machinę, która pozwoliłaby wyegzekwować od ojca dzieci należne alimenty. Wyrokiem sądu określono je na 600 zł i dopiero kiedy komornik stwierdził że nie może dokonać egzekucji, Marta mogła otrzymać należne pieniądze z Funduszu Alimentacyjnego. W taki oto sposób jej dzieci zamiast tatusia musiało częściowo finansować państwo.

Marta K. jest jednym z 515 tzw. wierzycieli w Opolu, którym wypłacane są pieniądze z funduszu. Jest sprzedawczynią w sklepie i zarabia 1800 zł, zatem jej miesięczny dochód na osobę w rodzinie nie przekracza 725 zł, a taki próg ustalił ustawodawca jeszcze w 2007 r. Jeśli kobieta zarabia więcej, nie może już liczyć na pomoc państwa w utrzymaniu dzieci. Musi sobie radzić sama, albo... zwolnić się z pracy. Chyba że zatrudni się na czarno, ale co wtedy z jej emeryturą? Co będzie w sytuacji, kiedy zachoruje? Takie dylematy są codziennością samotnych rodziców. Nie tylko matek, bo coraz częściej to kobiety porzucają dzieci.

Państwo ma obowiązek wyegzekwowania pieniędzy od tych, którzy uchylają się od płacenia na małoletnie potomstwo, by z powrotem zasiliły one FA, ale rezultaty tych starań są kiepskie. Mimo że można dłużnikowi odebrać prawo jazdy, umieścić jego nazwisko w Krajowym Rejestrze Długów, nękać pismami, nasyłać komornika...

- Robimy wszystko, na co pozwala prawo, by zmusić ich do płacenia na dzieci, ale dłużnicy kluczą, zmieniają miejsca zamieszkania i trudno ich namierzyć - mówi Magdalena Rynkiewicz-Stępień, z-ca dyrektora Miejskiego Centrum Świadczeń w Opolu. Aktualnie dłużnicy alimentacyjni są nam winni 31 mln zł. W ubiegłym roku udało się odzyskać tylko 900 tys. zł.

Teoretycznie jest możliwość zawiadomienia prokuratury o przestępstwie niepłacenia, ale kodeks karny precyzuje, że można postawić przed sąd osobę, która uporczywie uchyla się od płacenia. Wystarczy więc kilka razy w roku wysłać na dziecko po kilkanaście złotych i już słówko „uporczywie” znika sprzed zarzutu a w ślad za tym groźba ścigania przez prokuratora.

- Paradoksów jest więcej - wskazuje Magdalena Kozak z-ca dyr. Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Opolu. Jeśli kobieta otrzymuje alimenty od męża lub z funduszu, ta kwota jest wliczana do jej dochodu i często bywa tak, że dzięki temu przekracza próg, który uniemożliwia tej rodzinie korzystanie z innych form pomocy państwa. Natomiast jeśli ojciec lub matka płacą alimenty, to im się tę kwotę odlicza od dochodu. Można wtedy otrzymać pomoc finansową z MOPR i starczy na zapłacenie alimentów. Pozostaje więc odpowiedź na pytanie: kto tak naprawdę w takiej sytuacji łoży na dziecko - rodzic czy państwo?

W wielu przypadkach przejmuje ono całkowitą odpowiedzialność za wychowanie. Dotyczy to przypadków, kiedy rodzice pozbawieni są częściowo lub całkowicie praw rodzicielskich, a ich dzieci trafiają do rodzin zastępczych lub domów dziecka. Także w takich sytuacjach rodzice są zobowiązani do płacenia zasądzonych alimentów, bo koszt pobytu dziecka w tzw. pieczy zastępczej jest wysoki i np. w domu dziecka może wynosić około 5 tys zł.

- 99 procent tego jednak nie robi - przyznaje Felicyta Kościółek, kierownik działu opieki nad rodziną i dzieckiem MOPR, a komornicy nie mogą ściągnąć pieniędzy z zarobków, bo dłużnicy albo w ogóle nie pracują, albo zatrudniani są na czarno. Sztab ludzi usiłuje sobie poradzić z problemem, ale bezskutecznie i wyroki sądów trafiają do szuflady. Jeśli rodziną zastępczą dla dzieci staje się babcia, alimenty są nie do wyegzekwowania, bo kryje ona rodzica, żeby nie miał kłopotu, lub mówi o tym, ale nie składa sprawy do sądu, a MOPR nie może być w takich przypadkach stroną, czyli pełnomocnikiem dziecka.

Gwoli sprawiedliwości warto wspomnieć o rodzicach, którzy nie uchylają się od finansowych zobowiązań wobec dzieci, ale nie płacą, bo popadli w spiralę zadłużenia.

- Bywają takie przypadki, kiedy człowiek zobowiązany do alimentów nie uchyla się od tego, ale w pewnym momencie traci pracę i choćby na rok przerywa płacenie, trudno mu się potem uporać z tym obowiązkiem - mówi Magdalena Rynkiewicz-Stępień. Jeśli miał płacić na dwoje dzieci po 500 zł, to przez rok jego dług wynosi 12 tys. zł. Po roku, gdy już pracę dostanie, musi co miesiąc spłacać zadłużenie i bieżące alimenty. Na to jednak nie wystarcza mu pieniędzy, więc nie płaci w ogóle. W taki oto sposób dłużnik rekordzista ma na koncie „debet”, który wraz z odsetkami wynosi 250 tys. zł, bo ma płacić na liczne potomstwo.

Maria F. z Opola rozwiodła się z mężem, gdy jeden syn miał 7, a drugi 9 lat. Nie było jej łatwo. Żeby awansować i więcej zarabiać, skończyła dodatkowe studia, odbyła liczne kursy, brała dodatkowe prace, żeby zapewnić dzieciom to, co mają ich rówieśnicy z pełnych rodzin. Z pomocą mamy udało jej się nie zaniedbać ani pracy, ani wychowania dzieci. Tylko o sobie nie myślała. Jedyną jej radością było to, że chłopcy dobrze się uczyli.

Mąż nie dzielił ani jej satysfakcji, ani kłopotów. Nie płacił alimentów, bo po prostu „zapadł się pod ziemię” i podobno przebywał za granicą. Chłopcy, gdy już byli bardziej świadomi, nawet za nim nie tęsknili. Kiedy pokończyli studia i założyli własne rodziny, Maria grzała się w ich cieple i wreszcie odetchnęła. Dzieci miały pracę, spłacały mieszkania, gdy nagle otrzymały pismo, że ich ojciec żyje. Powrócił do Opola i teraz przebywa w domu pomocy społecznej. Ponieważ nie wypracował emerytury, zgodnie z prawem to synowie muszą solidarnie zapłacić po 1050 zł. I płacą, bo takie jest prawo.

- Ich ojciec nawet nie usiłował nawiązać z nimi kontaktu - mówi Maria F. - Nie próbował się wytłumaczyć, przeprosić. Nic. Bez skrupułów podał tylko ich nazwiska. Nie chciał nawet ich poznać, zobaczyć. Chce tylko ich pieniędzy. I je dostaje.

- Prawo stanowi o tym, że dorosłe dziecko jest zobowiązane do płacenia alimentów na rodzica, który znajduje się w niedostatku - przyznaje Magdalena Kozak. Tak jak w przypadku, gdy chodziło o alimenty na dziecko, ich wysokość ustala sąd. Znaczna część osób (ponad 30 proc.) przebywających w domach pomocy społecznej nie wypracowała emerytur, bo nigdy nie płaciła składek.

Takie osoby dostają zasiłek stały w wysokości 604 zł, a utrzymanie w DPS kosztuje ok 3 tys. zł miesięcznie. Zatem różnicę musi ponosić dziecko, do czego także jest sądownie zobowiązane. Najczęściej wyegzekwowanie tego jest łatwe. Te dzieci dzięki matkom „wyszły na ludzi”, z reguły pracują, mają stałe miejsce zameldowania. Najsmutniejszy jest los wychowanków domów dziecka, którzy własnymi siłami torowali sobie drogę do stabilizacji i dobrobytu, a teraz muszą płacić na rodziców-darmozjadów. Od niedawna obowiązuje przepis, że z tego obowiązku zwolnione są dzieci, których rodzice byli pozbawieni praw rodzicielskich.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Rodzice, którzy okradają własne dzieci i nas - Nowa Trybuna Opolska

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska