Ponad 40 minut spóźnienia? To nie było rekordowe opóźnienie koncertu, który miał się zacząć o godz. 21 we wtorek (9 kwietnia) wieczorem we wrocławskim Imparcie. Jednak wieść szeptana w kuluarach Impartu - "muzycy wylecieli z Bordeaux później, czekali już od dziesiątej rano, a wszystko dlatego, że musieli mieć inny samolot, bo ten, którym mieli lecieć, był dla nich za mały" - zrobiła swoje. Część publiczności czekała w mało życzliwym nastroju. Ale i tę część jazzmani porwali. Robert Glasper - z jednej strony jazz, z drugiej hip-hop i R&B skrywał się w cieniu, podobnie jak koledzy. Impart, interesująco raczej zaciemniony, niż oświetlony, przypominał klimatem nowojorski zadymiony (choć dym snuł się wyłącznie sceniczny, nie papierosowy) klub. Podczas tego koncertu były momenty fascynujące i zapierające dech - to solówki Caseya Benjamina na saksofonie i powalające energią, wspaniałe solowe minuty Marka Colenburga na perkusji. Było też nieco nużących chwil. Publiczność entuzjastycznie witała znane kawałki. A zagrali świetnie: Robert Glasper - piano, Burniss Travis - bass, Mark Colenburg - perkusja i Casey Benjamin - saksofon/vocoder/synth.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?